Chapter 6.

371 32 55
                                    

Dom spokojnej starości, poniedziałek, 08:45

Shelby podjechała pod dom spokojnej starości, piętnaście minut przed rozpoczęciem swojej pracy. Siedziała jeszcze chwilę w samochodzie nim zdecydowała się go opuścić. Miała na nosie duże, przeciwsłoneczne okulary, które sprawnie ukrywały jej podpuchnięte oczy. Pomimo wsparcia Michała i Xaviera, nie czuła się ani trochę lepiej. Zobaczyła czerwone Porsche, które jak zawsze zaparkowało obok niej. Kiedy zobaczyła Kubę, zacisnęło jej się gardło, a oczy zapiekły. Od feralnego, wczorajszego południa, wszystko i każdy powodował u niej wybuch, niekontrolowanego szlochu. Chłopak do niej pomachał, a ona mu odmachała, mając nadzieję, że da jej spokój. Zdziwiło go jej zachowanie, spodziewał się środkowego palca i dlaczego wciąż siedziała w samochodzie? Po chwili, kiedy uspokoiła emocje wysiadła z auta. Była ubrana w czarny dres z zaciśniętym kapturem wokół twarzy. Bez słowa ruszyła do kantorka, żeby wziąć potrzebny sprzęt. Mieli dzisiaj sprzątać pokoje, które zwolniły się przez weekend. Wsadziła w uszy słuchawki i poszła do pierwszego pokoju, wzięła się za szorowanie szafek, parapetów i półek.
— Shelby? — zapytał Kuba, odpowiedziała mu cisza, a po chwili przebiła się muzyka z jej słuchawek. „When you cried, I'd wipe away all of your tears, when you'd scream, I'd fight away all of your fears and I held your hand through all of these years but you still have all of me". Tyle udało mu się podsłuchać, nim dziewczyna się odwróciła i wystraszyła, że stał za nią tak blisko. Pośpiesznie wyciągnęła słuchawki.
— Czego?! — zapytała, starając się być bojową, chociaż w oczach już miała łzy.
— Nic, chciałem zapytać, co się stało...? — patrzył na nią.
— Nic, weź się do roboty, nie za to nam płacą... — znów wsadziła w uszy słuchawki, po czym wróciła do sprzątania.
— To prace społeczne, nikt nam za to nie płaci i nie zapłaci. — powiedział bardziej do siebie, niż do niej. Jeszcze nie widział, żeby ktoś z takim zacięciem szorował szafki, był pewien, że coś się dzieje. Poszedł do następnego pokoju, żeby nie wchodzić jej w drogę. Jednak w środku, gdzieś go męczyło dziwne zachowanie dziewczyny. Sprzątała z taką szybkością i zawziętością, że nim on skończył dwa pokoje, ona skończyła resztę, poszli odnieść rzeczy do sprzątania. Udała się do stołówki, gdzie została zmuszona do ściągnięcia okularów. Wtedy zobaczył jej podpuchnięte od płaczu oczy. Przeraził go ten widok. Wzięła się za krojenie warzyw. Bez słowa wykonywała polecenia pań, które gotowały posiłki. Kuba zmywał, podawał i wynosił różne rzeczy. Cały czas miał ją na oku. Kiedy wydali posiłki dla ludzi, wzięła swoją porcję jedzenia i usiadła w kącie sali, tyłem do reszty świata. Nie miała apetytu, zjadła trochę z łaski na uciechę i dziabała widelcem jedzenie. Gapiła się tylko w talerz.
— Można? — zapytał Kuba.
— Tak, proszę... — powiedziała cicho, na nosie miała już okulary, więc czuła się bardziej komfortowo, o ile można było to tak nazwać. Jej odpowiedź brzmiała cicho i skromnie. Nie poznawał jej, nie taką dziewczynę poznał, wyglądała, jakby miała sobie strzelić w głowę.
— Dziękuję. — powiedział i usiadł obok niej. Podciągnęła nogi, opierając się piętami o siedzenie i objęła nogi ramionami. Patrzyła w dal przez okno. — Dziewczyno, no... Patrzeć na ciebie nie mogę... — powiedział patrząc na dziewczynę.
— Okej, już idę... — powiedziała chcąc wstać i wyjść.
— Nie to mam na myśli, jesteś tak czymś zdołowana, że nawet mi się smutno robi, a nie wiem nawet o co chodzi... — powiedział starając się patrzeć w jej oczy.
— O nic... — szepnęła, a gula w gardle znów się pojawiła.
— Gdyby to było nic, nie płakałabyś. Czy ktoś cię zranił? Może ten Michał? — zapytał ostrożnie.
— Nie. — powiedziała krótko i westchnęła. — Jak ci powiem, to dasz mi spokój? — zapytała cicho.
— Zależy, co usłyszę... — uśmiechnął się szeroko.
— Mój najlepszy przyjaciel zmarł wczoraj, okej? — powiedziała, a spod okularów, pociekły jej łzy. Wstydziła się płakać przy ludziach, więc zerwała się i uciekła do swojego samochodu, gdzie drżącymi dłońmi odpaliła papierosa.
— Shelby! — krzyknął za dziewczyną, a wszyscy spojrzeli się na chłopaka. — Przepraszam... — powiedział do ludzi w stołówce, zostawił talerze i poszedł poszukać dziewczyny. Kiedy zauważył ją w samochodzie, specjalnie poszedł naokoło, żeby się nie zamknęła w pojeździe. Podszedł po cichu i ukucnął przy otwartych drzwiach. — Słuchaj, ja wiem, że nasza znajomość nie zaczęła się zbyt dobrze, mamy sobie dużo do zarzucenia, ale uważam, że potrzebujesz pomocy, więc jej nie odtrącaj. — gładził delikatnie jej kolano, próbując ją uspokoić. — Mogę ci zadać kilka pytań, a ty spróbujesz mi na nie odpowiedzieć? Wygadasz się będzie ci lżej, a mi będzie łatwiej cię zrozumieć. To co zgoda? — sięgnęła drżącymi dłońmi po paczkę papierosów, którą chłopak jej zabrał. Spojrzała się na niego. — O patrzysz się na mnie, są postępy. Za każdą odpowiedź oddam ci jednego papierosa... Deal? Jak nie to je zaraz rozdepcze i zostaniesz bez szlugów... — patrzyła na niego z chęcią mordu w oczach. — Pytanie pierwsze... — wyciągnął papierosa i pomachał przed jej twarzą... — Jak długo ten ktoś był z tobą?
— Opowiem ci wszystko, tylko oddaj... — szepnęła cicho, a kiedy oddał jej paczkę papierosów, zabrała też papierosa z jego dłoni. Dygotała jak galaretka... Odpaliła papierosa i wypuściła chmurę dymu. — Kiedy miałam siedem lat dostałam pieska na urodziny, wczoraj byłam zmuszona go uśpić. Może ci się to wydać głupie, ale kiedy nie masz przyjaciół, a własna rodzina cię nie wspiera, to pies potrafi być dla ciebie całym światem. Bronił mnie przed dzieciakami, które się ze mnie naśmiewały... Na swój sposób słuchał i pocieszał, kiedy problemy mnie przerastały, a teraz go nie ma... — pociągnęła nosem i otarła wierzchem dłoni swoje łzy.
— Oj Mała... — westchnął chłopak. — Wiem, co czujesz, ale wierz mi lub nie, pochowałem nie jedną, bliską mi osobę. On teraz jest w lepszym miejscu i przynajmniej nie cierpi. Tak musisz myśleć... — wyciągnął niespodziewanie dłoń w jej kierunku. — Chodź na chwilę. — dziewczyna złapała jego dłoń i wysiadła z auta. Nie wiedziała co zamierza, a na pewno nie spodziewała się tego, co miał zamiar zrobić. — Spójrz mi w oczy... — ściągnął z jej nosa okulary, a z głowy kaptur. Miała poczochrane włosy, których ewidentnie dzisiaj nie czesała. Uśmiechnął się lekko pod nosem. — Nie spuszczaj wzroku, patrz w moje oczy... — podniósł jej podbródek do góry, zmuszając ją do patrzenia mu w oczy. Zbliżył swoją twarz do jej twarzy, a dłonie położył na jej szyi, delikatnie gładząc po niej kciukami. Kiedy dziewczyna na to zbytnio nie zareagowała, pozwolił sobie na dalsze działania. Zbliżył twarz jeszcze bliżej do jej. Czuł jej oddech na swoich ustach. Uśmiechał się delikatnie i posmyrał delikatnie nosem o jej nos. Starał się być bardzo delikatny... — Zamknij oczy... — wyszeptał do jej ust, a kiedy dziewczyna biorąc głęboki oddech zacisnęła powieki, chłopak polizał ją po policzkach.
— Fuuu! — momentalnie odepchnęła go od siebie i wytarła policzki rękawami od swojej bluzy. — Co to do cholery miało być?! — roześmiała się.
— Powód do zaśmiania się, boże, jakie ty masz słone łzy, ble, chyba rzygnę. — dziewczyna znów się zaśmiała, a on uraczył ją spokojnym, szerokim uśmiechem. W tym momencie obchodziło go tylko to, że na jej twarz, chociaż na chwilę wrócił uśmiech. To był jego cel, a osiągnięcie go, przyniosło mu dużo satysfakcji.
— Może nie mam tyle sierści, co twój przyjaciel, ale chociaż mogę spróbować mu dorównać... — zaśmiał się i objął ją wtulając ją w siebie mocno, przez chwilę czuł, jak jej mięśnie się spinają, gotowe, by mu się wyrwać, jednak po chwili odpuszczają, a ona wtula się w niego.
— Ale to nie znaczy, że mam być teraz dla ciebie miła? Dalej mnie nie przeprosiłeś w porządny sposób... — wymamrotała pod nosem wtulona w jego klatkę piersiową. Chłopak pokiwał z niedowierzaniem głową i uśmiechnął się lekko na jej słowa.
— Nie, nie musisz, ani trochę. — powiedział do niej spokojnym tonem.
— Dobra, to teraz spierdalaj, bo trzeba wziąć się do roboty. — powiedziała, a chłopak odepchnął ją od siebie.
— Umie pani skakać na jednej nodze?! No to proszę wypierdalać, w podskokach! — wskazał na budynek, a dziewczyna się roześmiała i podskoczyła kilka razy na jednej nodze.
— Turlaj dropsa. — pokazała mu fucka, a on się zaśmiał. Sprawiało mu to dużo frajdy, że poprawił dziewczynie nastrój.

UNBREAKABLE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz