Chapter 24.

230 27 42
                                    

Kuba obudził się chwilę przed ósmą. Był nieco zdziwiony, że blondynka spała skulona w drugim końcu łóżka, a nie z przełożoną noga przez niego, jednak to tylko ułatwiło mu sprawę. Szybko wyszedł z łóżka i poszedł do toalety, kiedy załatwił swoje potrzeby, wrócił do pokoju i przyodział dres. Deszcz od wczoraj nie dawał za wygraną, więc zarzucił kaptur na głowę i poszedł do sklepu, po świeże pieczywo, a potem do pobliskiej kwiaciarni.
— Dzień dobry pani Alu. Potrzebuje dwa wielkie bukiety, mieszane kwiaty, ale ze stylem.
— No cześć Kubuś. Nie ma sprawy, ale to mi chwilę zajmie. Do jakiej kwoty mają być bukiety?
— Obojętnie, to na przeprosiny dla mamy i mojej dziewczyny, więc chyba pani, jako kobieta, powinna się orientować najlepiej. —posłał kobiecie uśmiech numer siedem.
— No to musiałeś sobie nieźle nagrabić, ale spokojnie gusta twojej mamy znam na wylot, a i twoja dziewczyna nie powinna być zawiedziona.
— Dlatego właśnie zgłosiłem się do eksperta. — uśmiechnął się do kobiety.
— A jednak to słodzenie ci nie przeszło. — zaśmiali się oboje na wzmiankę o przeszłości Kuby. Po trzydziestu minutach, kobieta wręczyła mu dwa wielkie bukiety i pożegnali się. Kuba udał się do domu. wszedł na piętro i zajrzał do swojej sypialni. Shelby spała w tej samej pozycji, co jak wychodził. Uśmiechnął się pod nosem i poszedł do kuchni. Położył kwiaty na stole i poszedł zajrzeć do mamy, która też jeszcze spała. Wziął głęboki wdech i wrócił do kuchni. Ból głowy dawał mu się we znaki, więc wziął coś przeciwbólowego i naszykował śniadanie dla mamy i dla Shelby. Każdej z pań dotransportował do łóżka śniadanie i bukiet kwiatów, do których dołączył karteczki "Przepraszam. Kocham. Kuba". Wrócił do kuchni, gdzie zrobił sobie kubek kawy. Usiadł i przeglądał media społecznościowe i ceny biletów do Stanów. Westchnął pod nosem i zabukował potrzebne mu bilety.


Pani Ela przebudziła się po dwudziestu minutach. Kiedy zobaczyła kwiaty, uśmiechnęła się szeroko i wzięła do ręki bilecik. Zjadła śniadanie i przyjrzała się kwiatom, były piękne.
— Kuba! — zawołała po chwili, a chłopak wpadł szybko do jej pokoju.
— Tak? W czymś ci pomóc? — wpadł po chwili o mało nie potykając się o własne nogi.
— Nie, ale chciałam z tobą pogadać, usiądź proszę... — powiedziała ze stoickim spokojem w głosie, a chłopak usiadł i spojrzał na rodzicielkę.
— Mamo, ja wiem, że źle się zachowałem, praktycznie jak gówniarz... Sam nie mam dla siebie wytłumaczenia, ale mam ciężki okres w życiu. Nikomu nic nie mówię i staram się być silny, ale wszystko zaczyna mnie przytłaczać. — wyznał, wtulając się w matkę.
— Ja to rozumiem, ale nie możesz winić świata a całe twoje zmęczenie, wiesz?
— Wiem mamo, to się niedługo zmieni, obiecuję. — wyszeptał cichym, skruszonym głosem.
— Wierzę ci, leć do Shelby...
— Nie, ona jeszcze śpi. — tak naprawdę nie spała, stała w drzwiach sypialni i pokazywała jego matce kciuk do góry. Był to całkiem rozczulający widok. Pani Ela skinęła na nią palcem, żeby podeszła bliżej, a kiedy to zrobiła, przytuliła dwójkę do siebie.
— To teraz wszystko ma być już na spokojnie, bez nerwów. — powiedziała mama Kuby, a Shelby zaśmiała się ciepło. Chciałaby, żeby jej matka też tak potrafiła się zachować, jednak było to tylko pobożne życzenie.
— Dziękuję za kwiaty i śniadanie. — pocałowała Kubę. W końcu zaczynała czuć się swobodnie w obecności jego rodzicielki.
— Nie ma za co, należały ci się. — odwzajemnił pocałunek.
— Gołąbeczki moje, szanuje wasze uczucie, ale muszę się udać tam, gdzie król piechotą chodzi. Pomożesz mi Kuba?
— Jasne mamo. — uśmiechnął się do niej i pomógł jej. Kiedy zostawił ją samą w toalecie, wrócił do pokoju, gdzie podszedł do dziewczyny i wpił się czule w jej usta, kładąc dłonie na jej szyi.
— Hmmm... — jęknęła cicho, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek, wyrażający pełną satysfakcję.Objęła go ramionami za szyję i uśmiechnęła się szeroko .
 — Tak kurewsko mocno cię kocham, nie zapominaj tego nigdy. — wyszeptał wprost do jej lekko rozchylonych warg.
 — Nigdy i vice versa... — jej uśmiech poszerzył się. Do końca tygodnia Kuba był już grzeczny. Pod koniec tygodnia spakowali się i pożegnali z mamą Kuby, która została pod opieką Mariusza. Co prawda Maciek się zapowiedział, ale z nim, nigdy, nic nie wiadomo. Wpakowali bagaże do Mustanga, Jagoda z Krzychem usiedli z tyłu, kiedy wszyscy byli już gotowi, dziewczyna zapięła pasy, odpaliła silnik i ruszyła w stronę Warszawy.
 — Aż się wracać nie chce... — powiedziała Jagoda.
 — Fajnie odpocząć od Warszawy, co? — zapytał Kuba odwracając głowę do tyłu.
 — Zdecydowanie tak.
 — No i moja rodzina cię pokochała. — dodał Krzychu z szerokim uśmiechem.  
 — W sumie wciąż nie wiem za co, ale to miłe, że tak ciepło mnie przyjęli. — uśmiechnęła się ciepło. 
 — No właśnie chociażby za ten uśmiech. — Krzysiek wpił się czule w jej usta.
 — Tylko siedzeń mi nie zapaskudzić... — Shelby pogroziła do wstecznego lusterka, widząc już łapy Krzycha błądzące po ciele brunetki. 
 — Skarbie i tak byliśmy tam pierwsi. — powiedział Kuba z głupim uśmieszkiem. Jednak najwięcej frajdy sprawiło mu, kiedy para momentalnie się od siebie odkleiła. 
 — Ej no weź... Zepsułeś moment. — powiedział rozżalony Krzychu, na co reszta parsknęła śmiechem. 
 — Teraz morda wszyscy, bo leci moja piosenka. — powiedziała blondynka, pogłaśniając radio. "My favourite part" poleciało z głośników, a Kuba momentalnie zaczął rapować z Maciem, to była ich piosenka i wiedzieli to bez słów. Shelby śpiewała fragmenty Ariany, a para na tylnej kanapie siedziała wtulona w siebie i szeptali sobie do uszu.
 — W życiu bym nie powiedział, że Kuba jest zdolny tak kochać... — wyszeptał do ucha swojej kobiety.
 — No coś ty, z innym laskami tak się nie zachowywał...?
 — Nie, nigdy... Nie miał też tego błysku w oczach...
 — To miłość skarbie, to właśnie miłość... — skwitowała dziewczyna i wtuliła się mocno w niego.

UNBREAKABLE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz