Dziewczynę obudził alarm w telefonie. Niechętnie sięgnęła po telefon, czas był nieubłagany, wskazywał 6:30. Dziewczyna wstała i poszła do kuchni, gdzie zrobiła sobie herbatę i naszykowała kanapki oraz drugie śniadanie do pracy. Cieszyła się, że mama namówiła ją wczoraj na zakupy, bo pewnie przymierałaby dzisiaj głodem. Zjadła śniadanie i zarzuciła na siebie pluszowy szlafrok. Wyszła na spory balkon i usiadła na fotelu, przy stoliku, gdzie stała popielniczka. Odpaliła papierosa i podziwiała panoramę, jeszcze spokojnego miasta. Było rześko, ale przyjemnie. Lubiła takie poranki, miała zawsze wrażenie, że to zwiastuje udany dzień. Kiedy spaliła poszła do garderoby i ubrała się w dresowe spodnie, luźną koszulkę i bluzę. Zrobiła sobie makijaż, zaczesała do góry włosy, wiążąc je w wysokiego kucyka. Wsunęła na nogi swoje szkarłatne pumy i poszła do przedpokoju. Złapała swoją torebkę i wyjęła z niej kilka drobiazgów, przełożyła to w plecak, a na koniec schowała swoje drugie śniadanie. Poszła jeszcze pozmywać po śniadaniu, kiedy zerknęła na swój telefon, pokazywał 7:20.
— Kurwa, żebym się nie spóźniła. — wzięła sobie na drogę jabłko i wybiegła z mieszkania. Zbiegła po schodach i wyszła szybkim krokiem na ulicę. Podbiegła do auta i otworzyła je, wsiadła za kierownicę i odpaliła silnik. Zlitowała się nad ludźmi, którzy mogli jeszcze spać i przełączyła się na tryb sport, dopiero kiedy wyjechała z osiedla. Ryk silnika odbijał się echem od wysokich budynków w centrum Warszawy. Pojechała kawałek za centrum i skręciła w bramę wjazdową, wysoko zabudowanego terenu, przejechała z kilometr przez park, kiedy znalazła odrestaurowany pałacyk z tabliczką „Dom spokojnej starości". Uśmiechnęła się i pojechała w prawo, podążając za oznaczeniami parkingu. Na szczęście było wcześnie i mogła sobie wybrać dogodne miejsce. Zaparkowała zamknęła auto i nim zdążyła się obrócić, usłyszała za sobą czyjś głos.
— Fajne, przewieziesz mnie kiedyś? — odwróciła się gwałtownie i zobaczyła staruszka po osiemdziesiątce, który stał oparty o laskę.
— Oczywiście, jak mogłabym odmówić takiemu gentlemanowi? — posłała mu szeroki uśmiech. — Nie powinien być pan w budynku?
— Powinienem, ale usłyszałem mruczenie i musiałem zobaczyć, co to za cacko. — zaśmiał się. — Za moich czasów szczytem marzeń był duży Fiat, a teraz takie piękne samochody... — spojrzał na nią z uśmiechem. — A ty panienko, do kogo przyjechałaś tak wcześnie?
— Do nikogo, będę tutaj pracować przez jakiś czas. Chodźmy do środka, nie chciałabym się spóźnić. — pozwoliła staruszkowi złapać się pod rękę i poprowadziła go do budynku.
— Panie Stefanowicz, a co ja mówiłam o wychodzeniu tak wcześnie i to samemu? — usłyszał głos pielęgniarki.
— Kiedy ja nie byłem sam, ta piękna dama mi towarzyszyła. — wskazał głową na dziewczynę i poruszał brwiami, dając znak, że wpadła mi w oko.
— A pani to...? — pielęgniarka zmierzyła ją wzrokiem.
— Shelby Morningstar. — przedstawiła się szybko. — Mam tutaj odbyć sto godzin prac społecznych. — wytłumaczyła się szybko.
— Rozumiem, zapraszam do gabinetu dyrektora placówki. Tam pani Zosia wprowadzi panią w szczegóły co i jak. Zapraszam windą na drugie piętro.
— Dobrze. — kiwnęła głową i nim ruszyła na górę rozejrzała się jeszcze kilka sekund. Wnętrze było bardzo ekskluzywne, widać było, że niedawno musiało być remontowane. Mimo, że był to dom opieki, był przytulny, nie panowała w nim tylko biel, jak w szpitalu, ale stonowane spokojne kolory. Na holu, na którym się znaleźli, znajdowały się stoliki i wygodne, dość wysokie fotele, żeby było łatwiej z nich wstać. Pan Stefanowicz udał się do swojego stolika, gdzie były rozłożone krzyżówki i stał na nim kubek z herbatą. Przez oszkloną ścianę od frontu, można było podziwiać park. Dziewczyna udała się pod schody, gdzie weszła do windy i wjechała na drugie piętro. Odnalazła odpowiedni pokój, jednak pani Zosia była zajęta jakąś rozmową, więc usiadła na korytarzu, czekając, aż zostanie poproszona do środka.
— O cholera, no nie wierzę... — usłyszała głos dochodzący ze swojej prawej, odwróciła wzrok i mina jej zrzedła... — Czujesz się tak staro, że przyszłaś się zapisać do domu spokojnej starości? — zapytał Kuba z głupkowatym uśmiechem.
— Masz tak stare utwory, że twoi fani dożyli późnej starości w oczekiwaniu na nowości? — dogryzła mu nie będąc dłużna.
— O, jest i Kuba, zapraszam was do gabinetu. — powiedziała pani Zosia przez uchylone drzwi. — Siadajcie proszę. Oboje odrabiacie tutaj swoje prace społeczne, więc zrobię z was zespuł, będziecie sobie współpracować i pomagać. Jesteście w podobnym wieku, więc powinniście się dogadać. Dzisiaj zajmiecie się rabatkami dookoła budynku, trzeba je wypielić, pograbić liście i przyciąć krzaczki. W południe pomożecie przy wydawaniu obiadów, a po południu spędzicie trochę czasu z naszymi seniorami. Szczególnie tymi, których nie odwiedzają rodziny. Tutaj macie mapki obiektu, gdzie co się znajduje, w razie pytań łapcie kogokolwiek z obsługi lub kierujcie się bezpośrednio do mnie, chociaż wolałabym nie. Dwie przerwy półgodzinne o 11:30 i 14:30. Czy wszystko jest jasne?
— Tak. — powiedziała Shelby.
— Nie da się jakoś tego skrócić? — wypalił Que.
— Nie da się, to wszystko musi być w bardzo szczegółowy sposób opisywane, więc ja sama będę miała przez was więcej pracy. Kuba, bez kombinacji... — pomachała mu palcem.
— No dobrze... — westchnął cicho.
— Trzeba było nie rozrabiać. Jeśli palicie papierosy, to tylko na zewnątrz i pety do kosza. Wszędzie jest monitoring, więc nie radzę się obijać. Jest 8:20, do 9:00 macie czas na połażenie po ośrodku. Narzędzia znajdziecie w schowku, tutaj jest klucz. — dała im klucz. — No i najważniejsza zasada, bacznie obserwujcie, czy któryś z naszych podopiecznych nie potrzebuje pomocy, bo to zawsze sprawa priorytetowa. Jesteście wolni. — powiedziała pani dyrektor.
— Okej, dziękuję. — Shelby wzięła klucz i mapkę, po czym wyszła z gabinetu. Kuba poleciał zaraz za nią.
— Czekaj, mamy być jednym zespołem, a ty sobie idziesz beze mnie. — zaśmiał się.
— Zespołem w mniemaniu pani Zosi. Nie przyznałabym się do ciebie, choćby mi kości łamali.
— Co ty taka wrogo do świata nastawiona?
— Bo otaczają mnie sami idioci, więc co ja mogę na to poradzić? Jeszcze nie wymyślili przeszczepu mózgu, ale wierz mi, dostałbyś numer jeden na liście.
— W to akurat nie wątpię. — zaśmiał się ciepło. — To za co masz wyrok?
— Za niewinność, tak jak ty... — powiedziała na odwal się.
— Skąd wiedziałaś?! — uśmiechnął się szeroko .
— Masz to wypisane na twarzy...
— Czyli jednak nie jest tak źle? — zapytał się z uśmiechem.
— Wszyscy celebryci są tak tępi, czy jesteś krok przed wszystkimi? — zapytała podirytowana.
— Ja zawsze jestem krok przed wszystkimi — uśmiechnął się szeroko.
— Wyrazy współczucia. Idź sobie teraz pozwiedzaj, czy coś. — dziewczyna zrobiła rundę wokół ośrodka, zaszła do schowka, gdzie były potrzebne jej rzeczy i szykowała sobie wszystko. Kuba chodził za nią jak cień, coś do niej gadał, jednak ona totalnie się wyłączyła nucąc pod nosem „Nothing else matters". Wyniosła rzeczy na zewnątrz i położyła przy jednej z ławek. Spojrzała na swój zegarek. Do 9:00 zostało piętnaście minut, wyciągnęła nogi wzdłuż ławki i odpaliła papierosa. Wydychany dym przynosił jej sporo ulgi psychicznej. Zawsze się uspokajała, a coś czuła, że dzisiaj przy tym chłopaku to zrobi ze dwie paczki.
— Może chociaż zdradzisz mi swoje imię, chyba jakieś masz? Ewentualnie może wolisz, żeby zwracać się do ciebie per pani? — dziewczyna spojrzała w jego kierunku. Nienawidziła, kiedy ktoś mówił do niej na pani, więc była zmuszona udzielić tej informacji.
— Shelby. — powiedziała krótko.
— A jednak nie jesteś taka zła, potrafisz być uprzejma... Ładne imię, nie spotkałem się z takim jeszcze w Polsce.
— Bo nie pochodzę z Polski. — powiedziała cicho.
— Uuu, a skąd?
— To przesłuchanie? Musisz się wylegitymować i pokazać nakaz.
— Kuba Grabowski, lat 27, zamieszkały w Warszawie. Moją pasją jest rap...
— Wcale nie chciałam tego wiedzieć. — wtrąciła się mu w zdanie i założyła rękawiczki, gasząc wcześniej papierosa i zabierając się do pracy. Zaczęła pielić rabatki, a z telefonu puściła sobie muzykę. Nuciła i kiwała się delikatnie do rytmu, a praca szła jej znacznie szybciej. Po godzinie pracy w słońcu, zrobiło jej się gorąco. Rozpięła bluzę i wzięła się do pracy. Nie była jednak świadoma do końca tego, co zrobiła. Kuba przystanął na chwilę i zagapił się na jej obfity biust, który pięknie się eksponował, gdy była schylona. Przyłapał się na tym sam i po chwili się ocknął z zamyślenia. Spojrzał na okno za dziewczyną i przyuważył trzech staruszków, którzy przyglądali się z drugiej strony jej tyłkowi. Kiedy panowie spostrzegli, że Kuba się na nich patrzy, szybko zaczęli nakreślać dłońmi kształt jej pupy i pokazywać kciuka uniesionego do góry. Kiedy jeden z nich pokazał na piersi, Kuba pokazał im na palcach ok i cmoknął w nie. Panowie pokiwali głowami ze zrozumieniem. Jednak szybko przegoniła ich pielęgniarka. — Grabowski! Weź się do roboty, a nie stoisz jak pała po viagrze... — kiedy krzyknęła chłopak aż podskoczył i momentalnie, bez słowa, wziął się za robotę. Zdziwiło ją, że nie było żadnej riposty, ale wzruszyła ramionami i przeszła w następną rabatkę. Kiedy na zegarku wybiła 13:00 dziewczyna zebrała sprzęt. — Idziemy do stołówki. Weź te narzędzia do schowka. — powiedziała i przeszła obok chłopaka.
— Tak jest pani prezes. — powiedział i zebrał swoje rzeczy, poszedł za nią i schowali narzędzia do schowka i poszli na stołówkę. Nie było za dużo pracy tam, roznosili posiłki, sami też dostali jeść, dziewczyna podziękowała i wzięła swój talerz, siadając w rogu sali. Kuba cały czas zastanawiał się, jak ją zagadać, a ona czuła się spokojniejsza, kiedy on o nic nie pytał. — Jesteś na mnie zła? — zapytał.
— No raczej, zachowałeś się jak niewychowany burak. — powiedziała od niechcenia.
— Weź, ale o co ci chodzi?
— Wpadłeś na mnie w sądzie, nawet nie przeprosiłeś.
— Ty później mi się odwdzięczyłaś podkładając mi nogi. — powiedział na swoją obronę.
— Wierz mi, że gdyby nie to, że w porę ujrzałam twoją twarz, byłam skłonna przeprosić. Jednak kiedy okazało się, że to ty, duma mi na to nie pozwoliła.
— Kochanie, to nie tak...
— Kochanie? No proszę cię. Teraz uprzejmości, a wcześniej nawet nie byłeś w stanie, rzucić krótkiego „sorry". Jedz, bo ci ostygnie.
— No dobra, twoje na wierzchu. Przepraszam, że zachowałem się, jak słoń w składzie porcelany, a później nawet nie przeprosiłem. Zachowałem się jak gówniarz...
— Z grzeczności nie zaprzeczę, ale wymuszone się nie liczy. — westchnęła cicho.
— Znalazł się ktoś, kto ci kiedyś dogodził? Zachowujesz się, jak księżniczka na ziarnku grochu. Twoje marudzenie jest nieznośne, a ja nie będę latał za tobą jak pies, żeby cię ubłagać o normalne zachowanie... — przewrócił oczami.
— Nie rób scen tutaj księciuniu. Jeśli szukasz przyjaciół, to zły adres. Za dużo w życiu przeszłam, żeby przejmować się opinią, jakiegoś celebryty spod ciemnej gwiazdy, który nagrał dwa hity i sądzi, że jest bogiem...
— Boże, jaka z ciebie zimna suka. — jego słowa ją zakuły, jednak nie pozwoliła po sobie tego poznać.
— Spierdalaj, prosiłam cię o atencje, czy coś? — powiedziała przez zaciśnięte zęby. — Na moją przyjaźń nie zasłużysz sobie, strzelając dwa szerokie uśmiechy i rzucając na odpierdol się przepraszam. Jesteś pusty, jak wiadro. Weź sobie znajdź jakąś inną ofiarę losu do gnębienia, bo ja się nie dam. Myślisz, że jak masz hajs to wolno ci obrażać ludzi?
— Ja... — dotarło do niego, że jego słowa ją zabolały.
— Zamknij się już. Odbębnimy te godziny i będzie święty spokój. Już taka zimna suka jak ja nie stanie ci na drodze... — zabrała swój talerz i wyniosła do kuchni. Wzięła też puste talerze z innych stołów. Poszła do kuchni i zaczęła je zmywać. Ręce jej się trzęsły z nerwów. Jak on śmiał ją oceniać, przecież wcale jej nie znał. Nienawidziła, gdy ktoś ją oceniał po okładce. Wolałaby oddać komuś swoją urodę, by ludzie musieli ją poznać, by wiedzieć jaka jest. Nigdy nie była aniołkiem i nie będzie, ale do cholery, rozmawiali łącznie może z pół godziny, a ten chuj ją oczernia?! Jeden z talerzy wyślizgnął się jej z rąk i roztrzaskał się na podłodze. — Kurwa... — rzuciła pod nosem i zaczęła zbierać potłuczoną zastawę. Kuba wpadł do kuchni, jak po ogień.
— Nie... Rękoma... — nie zdążył skończyć, jak zauważył, że na podłogę kapie jej krew. Czy ten dzień mógł być dla niej jeszcze gorszy...? Chłopak złapał jej dłoń, rana była spora, ale płytka, poszedł na zaplecze, gdzie wcześniej widział apteczkę i wrócił szybko do blondynki. — Siadaj. — nie była to bynajmniej prośba. Jednak spełniła jego rozkaz i usiadła na taborecie. Złapał jej dłoń i wyciągnął z kieszeni okulary, założył je na nos. W głowie przeklinał dzisiaj samego siebie, że nie założył soczewek. Wyciągnął z apteczki wodę utlenioną i polał po jej ranie.
— Ała... Kurwa... — wyszarpnęła mu swoją rękę z dłoni.
— Weź, bo zachlapiesz pół kuchni. — w duchu chciało mu się śmiać z jej dziecinnej reakcji. — Dawaj tą rękę. — szarpnął jej dłoń i założył jej opatrunek. — Idź, dokończę zmywać. — uśmiechnął się do niej.
— Dziękuję. — powiedziała krótko i poszła do świetlicy, gdzie starsi ludzie spędzali razem czas.
— Hej piękna! — pan Stefanowicz pomachał do niej.
— Dzień dobry panu, po raz drugi. — uśmiechnęła się do niego.
— Co z naszą przejażdżką? — zapytał ją, a jego bezzębna buzia uśmiechnęła się szeroko.
— Pójdę się zapytać kogoś, czy można i możemy iść pojeździć nawet za chwilę. — uśmiechnęła się do staruszka.
— Na co czekasz? Leć się pytać, bo nim ja kogoś znajdę, to nas noc zastanie. — zaśmiał się, unosząc laskę do góry.
— Się robi proszę pana. — Shelby poszła poszukać pielęgniarki. Po chwili znalazła jedną z pracownic ośrodka. — Przepraszam bardzo, czy pan Stefanowicz może przejechać się ze mną, na chwilę, samochodem?
— Może, ale bez zbytnich wrażeń, ma słabe serce, a widziałam, czym przyjechałaś. — kobieta uchyliła okulary i wskazała na swoje oczy, a później na dziewczynę.
— Dziękuję, to chyba dla niego dużo znaczy. — uśmiechnęła się i wróciła na salę. — Możemy iść. — staruszek, aż podskoczył ze szczęścia. — Tylko, ma pan być grzeczny i nie ekscytować się za bardzo. — uśmiechnął się do dziewczyny szeroko.
— Zdradzę ci sekret... — powiedział cicho.
— Słucham pana. — powiedziała dziewczyna, kiedy mężczyzna złapał ją pod ramię.
— Chcę dopiec tym starym piernikom. — zaśmiał się cwano.
— No oczywiście, każdy będzie wiedział, że pan ze mną jechał. Już ja się o to postaram. — uśmiechnęła się szeroko. Powoli ruszyli w stronę jej samochodu. Kuba skończył zmywać i wziął z kuchni plecak Shelby, który zostawiła. Wrócił do świetlicy, jednak nigdzie nie znalazł dziewczyny.
— Jak szukasz swojej dziewczyny, to Stefanowicz wziął ją w obroty. Ty za to możesz dołączyć do nas, pomimo, że wyglądasz jak recydywista. — jedna ze staruszek się zaśmiała, a w jej ślady poszły jej koleżanki.
— Z miłą chęcią się dosiądę. — powiedział i usiadł przy ich stoliku.
— Ja też mam tatuaż. — staruszka pokazała mu małe serduszko na swojej ręce. — Kiedyś grałam w kapeli rockowej.
— Serio? — zapytał zdziwiony. — Ja też się zajmuję muzyką. Jednak u mnie to rap.
— Co to jest ten rap? — zapytała kobieta.
— Te piosenki o dziwkach, narkotykach i seksie. Pamiętasz, kiedyś ci puszczałam.
— Alka, ja nawet nie pamiętam co wczoraj jadłam. — zaśmiała się.
— Pokażę pani. — Kuba wyciągnął telefon i włączył im „Candy" uznając to za dobry wstęp.
— Miałeś zielone włosy, jak ten no... Cholera, jak mu było... Wiśniewski! — zauważyła jedna z kobiet.
— Miałem chyba włosy w każdym możliwym kolorze, proszę mi wierzyć. — ich pogawędkę przerwał ryk silnika, oczy wszystkich zwróciły się w stronę źródła dźwięku. Shelby otworzyła szyberdach i jechała powoli, podczas, gdy ban Stefanowicz wystawał przez dach.
— Jak się określa dzisiaj ludzi, którym chce się zaimponować? — zapytał dziewczynę.
— Lamusy, chyba... — zastanowiła się chwilę.
— Haaaa patrzcie lamusy, tak się człowiek wozi. — dziewczyna buchnęła śmiechem, kiedy zauważyła, że do słów został dołączony środkowy palec. — Dobrze im powiedziałem i pokazałem.
— Mistrzostwo świata. — uśmiechnęła się do starszego pana, który wrócił na swoje miejsce. — Proszę zapiąć pasy, przejedziemy się z dziesięć minut po okolicy i wrócimy.
— Tak jest piękna. — puścił jej oczko i pojechali.
— Woow, nieźle się wozi. — stwierdził Kuba, patrząc jak auto znika w kłębach kurzu.
— Ta twoja dziewczyna to niezłe ziółko. — powiedziała jedna z pań.
— Nie chcę być niemiły, ale to nie moja dziewczyna. — uśmiechnął się do pań.
— No nie wiem, coś między wami jest, iskrzy się między wami. — uśmiechnęła się do chłopaka.
— Proszę przestać, my zupełnie do siebie nie pasujemy. — uśmiechnął się.
— Założymy się? O dwieście złotych. — wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka.
— Zakład. — powiedział Kuba i uścisnął kobiecie dłoń. Druga pani przecięła ich dłonie swoją ręką.
— Daje wam góra trzy miesiące. Jeśli nic z tego nie będzie przyjedziesz po swoją wygraną.
— Albo przywiozę pani należność. — uśmiechnął się.Shelby po dziesięciu minutach odwiozła pana Stefanowicza do ośrodka. Szczęśliwy staruszek, gdyby mógł to by biegł do budynku. Jego koledzy obeszli go, gdy tylko wszedł.
— Nie ma za co. — szepnęła i uśmiechnęła się pod nosem.
— Shelby, Kuba, pani Zosia kazała przekazać, że jesteście dzisiaj wolni, a jutro na 9:00. — jedna z pielęgniarek przekazała im wiadomość. Dochodziła trzecia, więc został im jeszcze niezły kawałek dnia. Odwróciła się w stronę kuchni, jednak Kuba szybko ją zawrócił.
— Tutaj jest twój plecak. — powiedział patrząc na dziewczynę.
— Dzięki, nie grzebałeś mam nadzieję...
— Nie, ale teraz mnie zaciekawiłaś i zaczynam tego żałować. — zaśmiał się. Ruszyli w stronę swoich aut. — Nie mówiłaś, że jeździsz mustangiem.
— A co powinnam mieć to napisane na czole?
— Nie, fajne auto... Po prostu.
— Najlepsze.
— Czekaj Shelby i Shelby, teraz kumam genezę imienia.
— Bystryś ty jak woda w klozecie. — wzruszyła ramionami i wrzuciła plecak do samochodu. — Chciałabym powiedzieć, że twoje auto też jest fajne, ale niestety nie jest. Porsche to przedłużenie, męskich braków. — uśmiechnęła się kąśliwie. — Paaa... — pokazała mu fucka i uśmiechnęła się, ruszyła na tyle gwałtownie, że koła zabuksowały, a na Kubę i jego auto poleciały kłęby dymu. Chłopak zaczął kasłać.
— Myłem go dzisiaj, wisisz mi za myjnie! — krzyknął za nią i wsiadł do swojego auta. Pojechał wprost do swojego mieszkania, wszedł na górę i kiedy otworzył drzwi, tak się wystraszył, że kluczyki mu wypadły z dłoni. — Kurwa, Krzysiek, na zawał zejdę.
— Sam mi dałeś klucze, pamiętasz? — powiedział, kiedy jego napad śmiechu się uspokoił.
— Pamiętam, ale to miało być w nagłych przypadkach.
— To jest nagły przypadek. Nagle potrzebuje wiedzieć, jak było i co to za laska? — zaśmiał się.
— Weź, szkoda gadać. — chłopak machnął ręką.
— Tak cię zmęczyli, czy ta laska taka zła?
— Praca nawet fajna. Ci dziadkowie są bardziej rozrywkowi, niż ta dziewczyna. To ta sama, co wpadła na mnie w sądzie. Głupia pizda... Wkurwiła mnie dzisiaj. — Kuba poszedł do kuchni i wziął dwa piwa. Otworzył je i podał przyjacielowi jedną z butelek.
— Ale wpadła ci w oko? — zapytał się z głupkowatym uśmieszkiem.
— To jedna z tych, w których byś się z miejsca zakochał. Takie 9/10. — zaśmiał się. — Do tego wozi się mustangiem, a nie powiem, auto mi zaimponowało, bo spodziewałem się jakiegoś fiata, albo corsy. — uśmiechnął się.
— Blachara wstrętna. Weź, chcę zobaczyć tą laskę, skoro wy się nie dogadujecie, to pokażę ci, jak robi to zawodowiec. Jutro piątunio, zaproś ją do klubu.
— Stary, ona mnie szczerze nienawidzi.
— Jednak mnie, jeszcze nie zna. Zmontuję ekipę i pójdziemy do klubu.
— Spoko, ale ja nie piję. — aż go otrzepało na myśl o ostatnim wypadzie do klubu...

CZYTASZ
UNBREAKABLE II Quebonafide Fanfiction
Fiksi Penggemar„Więzienie dla kobiet o zaostrzonym rygorze". - No serio, nic lepszego nie było? - zapytała przewracając oczami. - No wybacz, że to nie Hilton... Ale jeść dają i na głowę się nie leje. - powiedział podirytowany policjant podchodząc do bramy i legit...