"Dzień wolny"

169 12 0
                                    

Od chwili, gdy bracia Grom i Błyskawica przestali panować nad pogodą, zrobiło się dużo cieplej, co zachęciło nas do spędzenia czasu na zewnątrz. I to sprowadza się do naszego obecnego położenia, ponieważ urządziliśmy sobie piknik w parku wraz z grillem. Dookoła było dużo ludzi, ale my wybraliśmy całkiem spokojne miejsce.

Gwiazdka zajmowała się Jedwabkiem, Raven czytała książkę pod jakimś drzewem, Cyborg nadzorował grilla, Felister rozmawiała z Bestią na temat wegan i wegetarian (brzmieli trochę jak sekta), a ja rysowałam pod drzewem innym niż to, które wybrała Raven. Po jedzeniu, drużyna wpadła na pomysł, żeby pograć w piłkę, a czarodziejka była sędzią.

Ja się nie dołączyłam, bo byłam w trakcie tworzenia dzieła, a nikt nie zmuszał mnie do gry. Siedziałam sobie z boku i nie przeszkadzałam nikomu. Od czasu do czasu jedynie spoglądałam znad szkicownika, gdy Tytani robili się głośniejsi. Po chwili wyczułam obecność ducha obok siebie. Nie musiałam nawet na niego patrzeć, żeby to wiedzieć. Przyzwyczaiłam się.

  - Bardzo lubiłem tę grę - powiedział chłopiec.

Zerknęłam na niego kątem oka i zauważyłam u niego uśmiech. Bardzo lubiłam, gdy go pokazywał. Wtedy wydawał się innym człowiekiem. Zrobiło mi się smutno, że nie mogę sprawić, by zagrał z nimi ten ostatni raz.

  - Mogę się dołączyć i wtedy będziesz pomagał mi odpierać ataki - zaproponowałam dobrodusznie.

  - Dzięki, ale nie trzeba. Mogę popatrzeć - odpowiedział, ale uśmiech nie zszedł mu z twarzy. - A ty co właściwie robisz? - zainteresował się.
 
  - Rysuję. To moja ulubiona forma spędzania wolnego czasu - uśmiechnęłam się do niego.

  - Czy to jestem ja? - był nieco zaskoczony, gdy przyjrzał się postaci.

  - Eee... No... tak? - speszyłam się i spięłam mięśnie.

Spodziewałam się jego dziwnego spojrzenia, może obrzydzenia moją osobą. Nie chciałam, żeby przestał mnie lubić dlatego, że  odwzorowałam jego figurę po swojemu. Robin prześledził wzrokiem kontury, kreskę i anatomię. Potem uśmiechnął się, dostrzegając w tym potencjał i podparł brodę na palcu w zamyśleniu.

  - Muszę być naprawdę przystojny - spojrzał na mnie kątem oka z ładnym uśmiechem.

Zerknęłam na niego i zobaczyłam, że wcale nie jest na mnie zły, ani nie uważa, że to brzydkie. Był po prostu serdeczny. Kiwnęłam głową w odpowiedzi na jego słowa i się zaśmialiśmy.

  - Ej, a może ty chciałbyś porysować? - zwróciłam się do niego z uśmiechem.
 
Robin spojrzał na mnie zaskoczony, po czym zerknął na swoje ręce.

  - Przecież ja nawet nie utrzymam ołówka w dłoni - zauważył.

  - Ale możesz trzymać mnie. Zaufaj mi - uśmiechnęłam się.

On zrobił się trochę bardziej ciekawy mojego pomysłu. Przewróciłam kartkę ze szkicownika na drugą stronę, złapałam ołówek w lewą rękę (bo z tej strony siedział duch) i poprosiłam, żeby złapał mnie za rękę tak, jakby chciał chwycić ołówek. Policzki chłopca przybrały różowego odcienia, gdy się zawstydził. Czasem chwytał mnie za ręce, ale to w czasie misji i nie w tym sensie.

Po prostu nie chciał, żebym się zgubiła albo miał w planach mnie gdzieś prowadzić. Po niedługiej chwili ujął moją dłoń. Ręka z ołówkiem była bezwładna i mógł rysować po papierze jak tylko chciał. Cała siła tkwiła w jego ręce. Chłopiec zrozumiał i kazał mi odwrócić wzrok podczas rysowania.

Uszanowałam jego wolę i spojrzałam gdzieś w dal, byleby nie widzieć. Co jakiś czas prosił mnie o zmianę koloru kredki lub narzędzia. Najzwyczajniej w świecie odłożyłam to, co miałam w ręku, wzięłam to, co chciał, ułożyłam sobie w dłoni i pozwoliłam mu pracować. Wyglądało na to, że nie był jedną z osób, które boją się ołówka.

Ramię w ramię z duchem [Zakończono] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz