"Prawda"

166 12 11
                                    

Minęło kilka dni. Nie wychodziłam z pokoju, a nawet jeżeli to tylko po to, żeby zabrać z kuchni coś do jedzenia. Zaczęłam bać się Tytanów, odrzucenia. Martwiłam się, że gdy się do nich odezwę, Slade wytoczy kolejne działo, gorsze od poprzedniego, i skończę swoją karierę w tej drużynie albo gorzej - ucierpią moi przyjaciele. Miałam im za złe, że nie chcą mnie wysłuchać, ale to przyjaciele i moja głupia naiwność kazała mi wierzyć, że oni kochają mnie tak jak ja ich i tak naprawdę nie chcieli mnie skrzywdzić.

Niestety to nie zmieniało tego, że nie funkcjonowałam dobrze, oddzielając się od nich w tak potwornej atmosferze. Czasami chciało mi się płakać na samą myśl o Tytanach, miałam też koszmary. W obu przypadkach Robin był przy mnie. Nie wiedzieć czemu w jego towarzystwie czułam się dobrze i tak... normalnie. Potrafiłam przegadać z nim cały dzień i noc, i wciąż nie mieliśmy siebie dosyć.

Nierzadko zajmowałam się rysowaniem, a wtedy Robin zostawiał mnie samą z muzyką i szkicownikiem, żebym miała czas dla siebie, a wracał, gdy działo się ze mną coś złego. Tak, bywały chwile, gdy załamywałam się nad rysunkiem przez ilość negatywnych emocji, jaką w sobie trzymałam. Jednak cokolwiek mi się nie przytrafiło - nie dał rady namówić mnie, bym odważyła się pogadać z Tytanami. Wciąż podziwiam go za cierpliwość. Był nieustępliwy, bo wiedział, że w ten sposób będzie mi lepiej, ale nie krzyczał na mnie, gdy odmawiałam po raz setny z polikami mokrymi od łez.

Po prostu... był ze mną i rozmawiał, a to znaczyło dla mnie więcej, niż cokolwiek innego. Nie chciałam, żeby to dla mnie robił. To brzmiało jak wykorzystywanie, a ja byłam pewna, że sama też dam radę. Duch jednak zachowywał się jakby znał mnie całe swoje życie i zawsze wolał zostać, bo to w jego mniemaniu należało do obowiązków przyjaciela. Ile ja bym dała, żeby Tytani myśleli podobnie...

Starałam się odwdzięczyć mu za tę troskę. A że nie mogłam dać mu żadnej rzeczy materialnej, dziękowałam chłopcu uczuciem. W ten sposób stopniowo się do siebie zbliżaliśmy, a on przestał być wrażliwy na mój dotyk, bo normalne stało się dla nas to, że chciałam dać mu coś od siebie i robiłam to poprzez mały przytulas i wyszeptane "dziękuję". Cieszył się, że doceniam jego starania. Ale dosyć już o tym, bo dnia 5 stało się coś innego niż w poprzednie dni.

Tego dnia rano siedziałam sobie na łóżku z Robinem. On siadł po turecku i bawił się moimi włosami, a ja położyłam się, robiąc sobie podgłówek z jego lewego uda. Rozmawialiśmy o pierdołach, jak zawsze. W pewnym momencie zaczęliśmy nawet obgadywać wygląd przestępców z czystej złośliwości. Robin twierdził, że jedyna osoba, która wygląda dobrze w masce to tylko i wyłącznie on sam, ale reszta zbirów zgapiła od niego tę stylizację. Oczywiście mówił to w żartach, ale z tym drugim trudno się nie zgodzić. W końcu maska Mumbo nie wzięła się znikąd.

- A co sądzisz o moim wyglądzie? - wstałam i uklękłam przed nim, by mógł mnie obejrzeć.

- Wyglądasz dobrze, ale... - zamyślił się.

- Hmm? Co jest nie tak? - zapytałam ciekawa.

- Mogłabyś założyć jakąś bluzę? - zapytał z uśmiechem.

- Na sweter? - zdziwiłam się.

- Mhmm - kiwnął głową.

Podeszłam do szafy i wzięłam z niej jedyne dwie bluzy, jakie miałam. Jedną czerwoną, a drugą czarną. Wybrał czarną i powiedział, żebym jedynie zarzuciła ją sobie na ramiona jak pelerynę. Podobną do tej, którą nosił on sam. Gdy to zrobiłam, obróciłam się kilka razy, by mógł mnie obejrzeć, a on uśmiechnął się ciepło.

- Wyglądasz... super - stwierdził zapatrzony.

- Serio? Bardzo ci dziękuję. Nigdy nie słyszałam czegoś podobnego od Tytanów ani... nikogo - spuściłam głowę.

Ramię w ramię z duchem [Zakończono] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz