Minęło kilka dni odkąd straciłam Robina. Pogoda reprezentowała mój nastrój. Było szaro i buro, choć to lipiec. Cyborg zdiagnozował mój fatalny stan po przyjściu do domu. Mój cały brzuch był posiniaczony z kilkoma ranami, a o szczęce nie wspomnę. Ciężko mi było mówić, więc nie odzywałam się w ogóle. Miałam bandaż wokół głowy, by szczęka się spokojnie zregenerowała. Raven pomogła wyleczyć brzuch no i szczękę. Nie leżałam w sali szpitalnej zbyt długo. Może ze trzy dni.
Raven i Cyborg bardzo dbali, by wszystkie moje rany goiły się należycie i by niczego mi nie brakowało, choć ciężko było nam się porozumieć, gdy nic nie mówiłam i patrzyłam w okno na spływający po szybie deszcz całymi dniami, myśląc o niewiadomo czym. Felister i Bestia zapewniali mi rozrywkę w postaci gry w karty bądź pisania sobie nawzajem listów, skoro mówienie mi nie podchodziło. Jednocześnie martwili się o mnie. To całodniowe gapienie się na okno nie było normalne, a od dnia, gdy Robin odszedł nie zamieniłam z nimi ani jednego słowa.
Obwiniali o to obolałą szczękę, ale podświadomie czuli, że nawet, gdyby szczęka była zdrowa to nie pisnęłabym słówka. Rozmowy z Robinem dały im mnóstwo do myślenia i teraz starali się zwracać na mnie uwagę, a im częściej to robili, tym bardziej uświadamiali sobie jak strasznie mnie zaniedbali. A ruszeni przez wyrzuty sumienia, zrobili się dla mnie delikatniejsi. Doceniałam to, ale przez swoją wewnętrzną rozterkę nie miałam jak tego okazać. Za każdym razem, gdy chciałam, by ktoś okazał mi trochę uczucia - nie było ze mną nikogo. Nie mam, komu powiedzieć "dzień dobry" z rana, ani "dobranoc" wieczorem, bo kiedy się budzę i zasypiam, sala jest pusta.
Nie mam komu opowiedzieć o moich przemyśleniach lub pogadać o głupotach. I nie chodzi mi tu o rzeczywistą rozmowę tylko taką... bez słów. Nie ma nikogo... po prostu. Chwilami nawet zdarza się, że płaczę z niemocy, ale to przecież nic nie zmienia. Nie przywróci go do życia... Może to dla niektórych oczywiste, że przecież mam Tytanów. Ale prawda jest taka, że nie chcę zajmować im więcej czasu niż to warte. I tak mają przez moje obrażenia mnóstwo roboty z doglądaniem mnie no i spędzaniem ze mną czasu.
Gdy w końcu mogłam wyjść z sali szpitalnej, bo wszystko się uleczyło, od razu poszłam do swojego pokoju z kubkiem ciepłej herbaty i siedziałam samotnie przy oknie. Tytani martwili się tym stanem rzeczy, ale nie umieli pomóc. Wiedzieli, że z tęsknotą muszę poradzić sobie sama, ale żeby mi to ułatwić - żadne z nich nie odważyło się pisnąć słówka o Robinie. Bali się, że popadnę w rozpacz i właśnie ten strach dzielił nas od szczerej rozmowy. Jednak któregoś dnia około 16 było inaczej. Usłyszałam pukanie do drzwi i nieco się zaniepokoiłam. To była Raven.
- Hej. Masz ochotę wyjść na miasto? - zapytała monotonnie.
- Pada deszcz... - odpowiedziałam małostkowo.
- Osłonię nas polem siłowym - odmruknęła.
- No dobrze... - powiedziałam ulegle i podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam czarną bluzę i zarzuciłam ją sobie na ramiona.
Niechętnie wyszłam z pokoju, a co dopiero z domu. Zanim wyszłyśmy, powiadomiła drużynę, że wychodzi i poszłyśmy. Szłam obok Raven nieco przygaszona, gapiąc się na swoje buty, a ona patrzyła cały czas przed siebie czasem zerkając na mnie. Zatrzymałyśmy się w kawiarni, w której Raven bywa najczęściej. Niepopularna knajpka, do której zachodzili tacy nieco podobni do niej. Było tam pełno młodych ludzi, którzy wyglądali na artystów, takich jak ja. Mieli palce ubrudzone farbami, byli nieśmiali, na ławkach leżały szkicowniki i ołówki, a styl ubierania niektórych też dużo o nich mówił.
Po chwili podszedł do nas młody kelner. Raven wzięła dwie czarne herbaty i brownie dla mnie. Skąd wiedziała, że to moje ulubione ciasto? I czemu nie zamówiła nic słodkiego dla siebie? Kelner odszedł, a między nami na nowo zapanowała cisza. Spuściłam głowę, nie chcąc patrzeć jej w oczy. Zauważyła to. Pech chciał, że nasza empatia oddziaływała na nas wzajemnie. Jedna czuła emocje i zamiary drugiej, i vice versa. Chciała, żebym poczuła się pewnie, a że nie jest najlepsza w rozmowach - zaczęła od tego, co pierwsze przyszło jej do głowy.
CZYTASZ
Ramię w ramię z duchem [Zakończono]
Fanfiction14-letnia Michelle, znana też jako Myth, od roku należy do sławnej na cały świat drużyny Młodych Tytanów. Nigdy wcześniej nie podejrzewała, że kiedyś doszło do tragedii i na jej miejscu była zupełnie inna osoba. Ten człowiek jest martwy i błąka się...