Kolejne dni były tylko lepsze. Tytani w końcu wydawali się szczęśliwsi. Zaklęcie nie minęło, a wezwań na misję było niewiele, więc cieszyli się sobą tak długo jak mogli. Robin spędzał z nimi praktycznie cały czas. Dużo rozmawiał z Raven i Cyborgiem. Potrzebowali jego wsparcia bardziej niż reszta. Nie chciałam im przeszkadzać, więc odsuwałam się w bok najbardziej jak mogłam, siedząc przy oknie i patrząc na deszcz na dworze. Było tak, jak myślałam, że będzie, gdy dowiedzą się o Robinie, ale nie żywiłam urazy. Liczyłam, że to polepszy mój byt w tej drużynie.
Gdy czasem zerkałam na Robina, serce mnie ściskało na myśl, że to wszystko się wkrótce skończy. Wróci do siebie i nas zostawi. To bardzo bolało, ale wszystko było dla niego i nie możemy teraz zmienić planów. JA nie mogłam zmienić planów. Po chwili zadzwonił alarm. Zlękłam się, domyślając się, kto to może być. I nie myliłam się. Slade. Poczułam strach i smutek. To ten dzień. On w końcu nadszedł... Miejsce, w którym działy się kłopoty nie wydawało się niebezpieczne.
Slade dobrze wiedział, co go czeka, więc osadowił się lesie, by mieć jak się schować. Ciekawe jak zamierza uciec od skarpy, która znajdowała się w tym właśnie lesie. Cały czas padał deszcz, który raczej nie pomagał w dostrzeżeniu wroga. Slade wyłonił się zza drzewa dosyć pewny siebie, co było dziwne, jak na jego sytuację, ale nie traciłam czujności. Domyślałam się, że nie dałby się tak łatwo uśmiercić.
- Witajcie, Tytani. Jak wam idzie integracja, hmm? - zapytał chłodno.
- Nie wyrządziłeś nam żadnej szkody, szach-mat - uśmiechnął się Bestia.
- Jedyne, co zrobiłeś to jeszcze bardziej nas zespoliłeś - dodała Gwiazdka.
- Nie powiem, jesteśmy wdzięczni za pomoc - Cyborg uśmiechnął się do mnie.
- Ale nadszedł czas na twój koniec - odezwała się Raven.
- Ojej. Musieliście uczyć się tej mowy bardzo długo. To naprawdę urocze, ale sama gadka wam nie pomoże - oparł policzek na wierzchu dłoni.
- Tu nie chodzi o gadkę tylko przyjaźń, której już nigdy nie zniszczysz! - powiedziałam z pewnością siebie.
- Ooo. Jaka ty odważna. Uważasz, że jesteś taka niepokonana ze swoim niewidzialnym znajomym? - próbował zaniżyć moje poczucie własnej wartości.
Zerknęłam na Robina z boku z cwaniackim uśmieszkiem, a on odpowiedział mi tym samym. Oboje wyczuliśmy tu wspaniałą okazję na złośliwość, której nie mogłam przeoczyć.
- Nie. Uważam, że jestem niepokonana, bo ty dajesz się łatwo pokonać - odpowiedziałam zuchwale.
Slade się widocznie zdenerwował. Jeżeli chodzi o drwiny z niego to był na tym punkcie strasznie przewrażliwiony. Wystawił jedną ze swoich rąk i pstryknął, a zza mgły wyszła jego cała armia robotów. Były ich setki, a może nawet tysiące przeciwko naszej siódemce. Moi przyjaciele byli przestraszeni, ale nie Robin. On wyglądał na niewzruszonego. Stał z założonymi rękoma i świdrował Slade'a i roboty wzrokiem. Byłam ciekawa, na co tak patrzy, więc sama się przyjrzałam.
Po chwili dostrzegłam coś w kieszeli złoczyńcy. To wyglądało jak pilot. No tak! Używa tego czegoś, by sterować armią, więc nasze kłopoty skończą się, gdy zniszczymy mu to ustrojstwo. Jako, że Tytani mogli zobaczyć i usłyszeć Robina, czekali na jego komendę do ataku. Chłopak rozejrzał się po drużynie, spojrzał na Slade'a w gniewie i wykrzyknął potężnie słynne hasło "Tytani, Wio!".
Zarówno my jak i armia Slade'a rzuciliśmy się na siebie nawzajem, ale sam Slade powoli wycofał się w mgłę. Robin osłaniał mi tyły, a ja przebijałam się przez tłum robotów, przy okazji rozwalając niektóre, by dotrzeć do Slade'a. W pewnym momencie weszłam w mgłę na tyle głęboko, że ledwo co widziałam własne stopy. Nieco się zlękłam. Slade mógł wyjść z każdej strony.
CZYTASZ
Ramię w ramię z duchem [Zakończono]
Fanfiction14-letnia Michelle, znana też jako Myth, od roku należy do sławnej na cały świat drużyny Młodych Tytanów. Nigdy wcześniej nie podejrzewała, że kiedyś doszło do tragedii i na jej miejscu była zupełnie inna osoba. Ten człowiek jest martwy i błąka się...