- Ał! Kurcze, to serio boli! - syknęłam, próbując pochylić się niżej do podłogi.
- Wytrzymaj jeszcze trochę. Już prawie koniec - poprosił Robin.
- Ah! Ile jeszcze? - jęknęłam.
- W porządku. Odpocznij - powiedział szybko, a ja mogłam w końcu rozluźnić mięśnie i położyłam się na podłodze po wyczerpującym leżeniu na swoich butach w pozycji siedzącej.
- Przypomnij mi jak gimnastyka ma się do walki? - poprosiłam i spojrzałam na niego, odchylając głowę do tyłu, bo stał nade mną.
- Ma się dużo. Nie dopadnie cię kontuzja, a poza tym twoje ciało przywyknie do wysiłku fizycznego i będziesz bardziej gipka w walce. To ważna cecha - wytłumaczył i uklęknął przede mną. - No to teraz brzuszki - uśmiechnął się życzliwie, widząc, że padam z nóg.
Tak było od rana. Wybudził mnie i od razu zaprowadził do sali treningowej. Był wymagającym nauczycielem, ale przed znienawidzeniem za wyciskanie ze mnie siódmych potów ratowało go to, że był serdeczny. Cały czas uprzejmie namawiał mnie do ćwiczeń, a nawet starał mi się je ułatwić, np. przy skłonach najpierw kazał pochylać się do jego rąk, które były bliżej mnie niż buty.
Potem stopniowo oddalał się ode mnie, dając mi wyzwanie. Gdy udało mi się złapać go za rękę, trzymał mnie przez chwilę, żebym się rozgciągnęła, a potem puszczał, a ja się prostowałam. Dał mi spokój dopiero, kiedy udało mi się dosięgnąć do butów. Mogłam głośno narzekać na zmęczenie, bo w wieży nie było nikogo. Byli na zewnątrz. Podobno musieli zrobić coś na torze przeszkód, a ja zostałam w domu.
Nie mieli mi za złe, że postanowiłam nie brać w tym udziału, bo byli w stanie zrobić wszystko i bez mojej pomocy. Po kilkudziesięciu brzuszkach, które Robin liczył na głos, zauważyłam kogoś za jego plecami, ale zanim informacja o zagrożeniu do mnie doszła, zdążyłam zrobić jeszcze jeden skłon do kolan, a gdy się podniosłam - nie było go już. Przestałam ćwiczyć i przyjrzałam się pustej przestrzeni, w której niedawno ktoś był.
- Czemu przestałaś? Wszystko gra? - zapytał zmartwiony.
- Przepraszam. Po prostu przez tamto z robotami w naszej wieży czuję zaniepokojenie. Jakby ktoś czekał na moment, gdy będę sama, by zaatakować - wyznałam mu zatroskana.
- Nie martw się. Przecież nie jesteś sama, kiedy masz mnie - uśmiechnął się uczciwie. - Najgorsze, co mogą ci zrobić to siniaka.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz - powiedziałam i kontynuowałam ćwiczenia.
Godzinę później w wieży rozległ się alarm. Okazało się, że ktoś wysadził więzienie i przestępcy się z niego wydostali. Tak jak wcześniej, musieliśmy temu zapobiec. Większość tych ludzi była na tyle lekkomyślna, że zdołaliśmy złapać ich w ciągu kilku minut od dotarcia na miejsce, a inni byli sprytniejsi i szybko znaleźli sobie kryjówki. Jedyne, co przerażało mnie w tym najbardziej to zwłoki ludzi, którzy mieli pilnować więźniów. Okropny widok...
- Puszczaj mnie! Jestem artystą i zasługuję na wolność! - odezwał się Mumbo, złapany przez Felister.
- To tak jak ludzie, którym każesz oglądać swoje durne spektakle. Wio do pudła! - powiedziała i wrzuciła go do jego celi.
- WSZYSCY ARTYŚCI BYLI DOCENIANI DOPIERO PO ŚMIERCI! - wydarł się magik, gdy metalowe drzwi zamknęły się.
Jego słowa mną wstrząsnęły. Fela nie wydawała się przejęta. Jedynie otrzepała swoje dłonie po skończonej robocie i pokierowała się do następnego zbira, który już był uwięziony i tylko czekał na swoją kolej, by wrócić za kraty.
CZYTASZ
Ramię w ramię z duchem [Zakończono]
Fanfiction14-letnia Michelle, znana też jako Myth, od roku należy do sławnej na cały świat drużyny Młodych Tytanów. Nigdy wcześniej nie podejrzewała, że kiedyś doszło do tragedii i na jej miejscu była zupełnie inna osoba. Ten człowiek jest martwy i błąka się...