"Ufasz mi? cz. 1"

185 15 2
                                    

Było wcześnie rano, jeszcze przed wschodem słońca. Graliśmy w siatkówkę, podzieleni na dwa zespoły. Felister, Gwiazdka i ja oraz Bestia i Cyborg, a Raven sędziowała. Nasze drużyny szły łeb w łeb. Raz chłopcy mieli o jeden, czy dwa punkty więcej, a raz my. Piłka co chwilę przelatywała przez siatkę z jednej i z drugiej strony.

Nie dawaliśmy za wygraną i zawsze ktoś odbijał piłkę na pole przeciwnika. Każdy miał łeb na karku, z czym ja miałam drobny problem, bo szybko odlatywałam myślami w inny świat, ale starałam się tym razem tego nie robić. Wygrana była dla mnie ważna, ale dużo bardziej podobała mi się sama zabawa podczas gry.

Zawód na twarzach chłopców, gdy okazało się, że nasza drużyna odniosła zwycięstwo był bezcenny. Gdy Cyborg miał rozpoczynać grę od nowa, nagle zadzwonił alarm. Zbiegliśmy na dół, by przekonać się, o co chodziło. A jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o Rój. Podobno znów coś kradli, więc ruszyliśmy, żeby im przeszkodzić.

Właściwie to długo nie trzeba było czekać aż znów się pokażą. Zaledwie kilka dni, a ci już nie mogą wytrzymać nie robienia złych rzeczy. Żałosne. Gdy dotarliśmy na miejsce, zobaczyliśmy przestępców wybiegających w złotej biżuterii z jubilera. Raven przeteleportowała nas przed biegnących łotrów tak, że ci na nas wpadli.

Na początku byli trochę zdezorientowani, ale potem uśmiechnęli się do nas złośliwie.

- Jak tam życie, patafiany? To smutne, że nie poradziliście sobie z zamknięciem nas w więzieniu. Ale czego spodziewać się po tak upośledzonej drużynie? - powiedział kąśliwie Gizmo, a jego banda zaczęła przeraźliwie rechotać.

- Na pewno nie tak upośledzonej, jak drużyna, która nie potrafi wytrzymać tygodnia bez jakiegoś odpału! - wrzasnął Bestia.

- Jakbyśmy się jeszcze was bali! - Rój ponownie parsknął ciężkim do słuchania rechotem.

- Coś wam wypadło, to chyba wasze punkty IQ - powiedział złośliwie Cyborg.

- A oni w ogóle mieli coś takiego? - zapytała Raven.

- Przekonamy się w walce. Na ich! - rozkazał przywódca Roju.

- Tytani Wio! - odparł Cyborg i obie drużyny ruszyły na siebie z impetem.

Na samym starcie przyjęłam cios w plecy i poleciałam do przodu. Odwróciłam się, a tam stał Mamut. Wstrzymałam oddech, a potem zacisnęłam pięści, odtrącając od siebie strach. Nagle znów zostałam uderzona. Tym razem to Gizmo.

- Hej! Ta walka jest nierówna! - zwróciłam im uwagę z odwagą i rozdrażnieniem w głosie.

- Wow, umiesz liczyć! - zaśmiała się Jinx, stojąc za mną i poczułam na plecach kolejny cios.

Już widziałam te budujące się siniaki. Upadłam na kolana, ale szybko wstałam. Nie miałam szans z całą trójką, ale przybrałam pozę bojową mimo, że serce kołatało niemiłosiernie. Po chwili Cyborg strzelił działem sonicznym w Jinx, a ta poleciała dużo dalej od reszty.

- Zostawić ją, wy hieny! - warknął.

Potem doszła też Felister, która zabrała się za Mamuta. Obydwoje byli zajęci, ale został mi jeszcze Gizmo w swoim chodziku z pajęczymi nogami. Podbiegłam do niego i sprzedałam mu cios. Mój nadgarstek kwiczał z bólu, bo gdy ja uderzyłam, dzieciak zdążył włączyć dwa pistolety wbudowane w chodzik, które były centralnie przede mną.

Byłam przerażona. Biegłam, ale on mnie gonił. Pokierowałam się w stronę parku, a po drodze znalazłam długi badyl, więc wzięłam go jako broń. Pociski były wystrzeliwane z wielką częstotliwością, a w tle słyszałam śmiech Gizmo. Jednak po chwili wszystko ucichło. Słyszałam, że szeptał coś do kogoś z grubym głosem, a potem dalej ruszył w pogoń za mną, ale tym razem bez broni.

To było całkiem dziwne i wzbudziło moje zainteresowanie, ale nie miałam czasu, by to analizować. Nawet nie wiedziałam o czym rozmawiali. Zaczęłam walczyć z Gizmo, który próbował zaatakować mnie swoimi metalowymi odnóżami, więc ja odpierałam jego ataki moim kijkiem. W pewnym momencie złamał się, a ja poczułam jak krew coraz szybciej krąży w moim ciele, gdy jego chodzik się do mnie zbliżał.

Zaczęłam uciekać. Po chwili duch pojawił się obok mnie w swojej typowej pozie, a ja przystanęłam. Nie robił nic. Nie osłaniał, nie podpowiadał, nie ostrzegał. Patrzył na mnie tym swoim zwykłym wzrokiem bez emocji. Mimo to, że nic nie robił, czułam jego obecność, a ona była tak uspokajająca dla mojego umysłu, a z drugiej strony nakładała na mnie presję, która kazała sprawić, żeby był za mnie dumny.

Nie wyrzuciłam odłamanej części patyka i dobrze wiedziałam, co z nią zrobić. Przyjrzałam się nogom pająko-kształtnego chodzika, ścisnęłam patyk w dłoni i gdy podszedł bliżej, wcisnęłam gałąź w łączenie nóg urządzenia z resztą, żeby unieruchomić całą maszynę. Udało mi się. Gdy jedna noga była sparaliżowana, reszta próbowała iść do przodu, a to sprawiło, że wszystko upadło razem z Gizmo.

Poczułam satysfakcję, a pogłębiła się ona, gdy zauważyłam uśmiech Robina i jego wyciągniętą rękę z kciukiem w górę. Moje wnętrzności się rozgrzały. Odwzajemniłam uśmiech, ale po chwili jego twarz zbladła, a ręka opadła. Nie wiedziałam, co się dzieje, ale po chwili poczułam silne, ogromne i włochate ręce na mojej szyi. Mogłam przysiąc, że to Mamut.

Przycisnął mnie do siebie i odwrócił się ze mną w drugą stronę. Wyrywałam się jak tylko mogłam. Biłam go, gryzłam i kopałam, ale przestałam, gdy zobaczyłam, co chciał mi pokazać. Bezwładne ciała moich przyjaciół, przyklejone do ziemi. Wyglądali marnie, ale co dziwne, nie mieli bruzd ani zadrapań. Nie wierzyłam, że przegrali z Rojem. Przecież zwykle wygrywaliśmy! Miałam do siebie żal, że nie zwróciłam na nich uwagi, gdy miałam szansę...

- Jak widzisz, zawiodłaś ich wszystkich. Jesteś z siebie dumna? - zapytała Jinx i lekko kopnęła rękę Felister, a ja się nieco zagotowałam.

- Nic im nie zrobiłam! - zdenerwowałam się.

- To akurat prawda - stwierdził Gizmo, wychodząc z chodzika.

- Czego wy chcecie?! - warknęłam z pogardą.

- Spokojnie, nic od twoich przyjaciół. Oni będą żyć - powiedział Cyklop.

- Zostawcie mnie w spokoju! Nie mam nic, co was obchodzi! - wrzasnęłam.

- Wręcz przeciwnie - powiedział Mamut.

Puścił moją szyję, zamachnął się i jednym płynnym ruchem uderzył mnie w głowę. Padłam na ziemię, a jedyne, co widziałam to czerń. Czułam swoje bicie serca i puls, a to mnie osłabiało. Jedynym plusem było to, że nie czułam już strachu, ani bólu.

Pulsowanie ustało w mojej głowie zanim stałam się całkowicie nieświadoma. Przestałam myśleć i po prostu leżałam bezwładnie w tym jednym miejscu, słysząc oddalające się ode mnie kroki przestępców i głuche jęki kontuzjowanych przyjaciół. Jestem sama.

Ramię w ramię z duchem [Zakończono] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz