Rozdział 14

1.7K 150 36
                                    

        Najciszej jak potrafiłam, położyłam kartkę razem z kluczami na stole, który był zawalony różnego rodzaju narzędziami, których nazw nie potrafiłam wymienić. Kątem oka cały czas zerkałam na otwarte drzwi do biura w warsztacie, modląc się by Archer lub jego przyjaciel zaraz zza nich nie wyszli.

        Gdy klucze już leżały bezpiecznie na stole i przyciskały swoim ciężarem kartkę papieru, ostatni raz spojrzałam na drzwi, a potem na paluszkach ruszyłam do wyjścia z garażu. W momencie, w którym znalazłam się na zewnątrz, zaczęłam biec w stronę chodnika, a potem jeszcze kawałek, by być pewną, że nikt z warsztatu nie będzie w stanie mnie dostrzec.

        Archer na pewno będzie myślał, że siedzę w pokoju, dopóki nie zobaczy zostawionej przeze mnie wiadomości.

        I jedyne, co podpowiadała mi świadomość to, że będzie wściekły. Chociaż tak naprawdę chyba nie robiłam nic strasznego. O wiele gorsze byłoby, gdybym nie zostawiła mu żadnej wiadomości z nadzieją, że nawet nie zauważy mojej nieobecności.

        Gdy obudziłam się tego ranka, jedyne, czego byłam pewna to, że muszę zacząć żyć. Tak jak to sobie obiecałam.

        Jedyne, co przyszło mi do głowy to zwiedzenie miasteczka i pomyślenie o tym, co robić dalej. Nie mogłam bez końca siedzieć na głowie Archerowi i jego ojcu. Nie mogłam żyć w ten sposób, gdy miałam szansę na coś o wiele większego. Niewiele wiedziałam o prawdziwym życiu, ale jeśli sama nie odkryję tych wszystkich niewiadomych, nie będę żyła. Nie tak naprawdę.

        Wiedziałam, że Archer nie pochwalałby mojej samotnej wędrówki, dlatego zostawiłam mu kartkę, z nadzieją, że nie będzie bardzo zły. I pewnie w innych okolicznościach cieszyły się, że wreszcie wyszłam do ludzi, ale jak zgodnie z George'em stwierdzili, powinnam być bardzo ostrożna ze względu na ludzi, którzy potencjalnie mogli mnie ścigać. A co za tym idzie, prawdopodobnie nie powinnam nigdzie chodzić sama.

        Jednak czy można nauczyć się żyć, ciągle tylko uważając i uciekając z obawy, że stanie się coś złego?

        Szłam przed siebie, podziwiając wszystkie na pozór zwykłe domy i drzewa, ciesząc się słońcem grzejącym mnie swoimi promieniami i odrobiną wolności, której właśnie zaznałam.

        Byłam w Fallon już od jakiegoś czasu, ale poza zakupami z Maddy, jeszcze nigdzie nie wychodziłam. I właśnie dopiero teraz poczułam prawdziwą wolność.

        Przystanęłam na poboczu, zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu, czując, jak słońce delikatnie pieści moją twarz, a łagodny, ciepły wiaterek gładzi moje policzki. Błogi, zachwycający dotyk natury.

        Roześmiałam się. Pierwszy raz tak naprawdę się roześmiałam, odkąd zamieszkałam z „wujkiem". I pierwszy raz pomyślałam, że mogło być coś przed nim. Mogły być jakieś słoneczne dni i radosne uśmiechy.

        Otworzyłam oczy i wtedy ujrzałam przed sobą budynek, który od razu mnie oczarował.

        Jasnobrązowe mury i duże okna, a wokół żwirowy plac, na którym stały zaparkowane samochody. Nad dużymi przeszklonymi drzwiami wisiał biały szyld z jasnoróżowym napisem: „Magnolia".

        Zaciekawiona ruszyłam do drzwi, domyślając się, że musi być to jakaś restauracja lub kawiarnia. Weszłam do środka, słysząc nad głową dzwonek, a do mojego nosa od razu napłynęły pyszne, słodkie zapachy.

        Przede mną rozciągała się jasna lada, na której poustawiane były szklane klosze z babeczkami i ciastami. Cała ściana za ladą pokryta była czarną tablicą, na której rozpisane było menu kawiarni. Zerknęłam w prawo i zobaczyłam wiklinowe białe stoliki i krzesła na tle pokrytych cegłami ścian. Przy stolikach z wazonami, w których były jakieś ładne, różowe kwiaty siedzieli uśmiechnięci goście. Na lewo była tylko ściana łącząca się z tą za ladą, z taką różnicą, że na środku powierzchni pokrytej cegłami wisiała mała, czarna tablica w złotej ramie. Na środku widniał napis: „You look lovely today!"

Jeden dzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz