Rozdział 31

1.2K 121 69
                                    

        Myślę, że w chwili, w której Archer przekroczył próg swojego pokoju, nie byłam w pełni poczytalna. Jak mogłam być, skoro przez kilka godzin siedziałam na jego łóżku, chcąc poczuć się tak, jakby znów był blisko mnie. Na początku płakałam, bo czułam się winna temu, że w jakiś sposób go od siebie odepchnęłam. A potem przyszło przerażenie, że mogło stać mu się coś złego.

        Nie odpisywał na wiadomości, nie odbierał połączeń i nie dał żadnego znaku życia.

        A potem tak po prostu wszedł do pokoju, jakby nic się nie stało, jakby nie zniknął na wiele godzin. Jakby nie złamał mojego kruchego serca.

        Więc będąc niepoczytalną, po prostu wybuchnęłam niczym odbezpieczony granat.

        – Gdzie ty do cholery byłeś? – Krzyknęłam, wstając z łóżka, a raczej z niego zeskakując. – Czy wiesz, jak bardzo wszyscy się o ciebie martwili?!

        – Gwen, posłuchaj. – Wyciągnął przed siebie dłoń, jakby chcąc mnie załagodzić, niczym agresywne zwierzę, ale w tamtej chwili nie dało się mnie uspokoić.

        Nie byłam zranionym zwierzęciem. Byłam wkurzoną kobietą, a to było znacznie gorsze od cholernego armagedonu.

        Zbliżyłam się do niego, czując jak cała płonę z gniewu.

        – Żadne „posłuchaj". Nie wiem, co zrobiłam, ale byłam przerażona, gdy nie wracałeś, rozumiesz? Mogłeś chociaż napisać pieprzoną wiadomość, że nic ci nie jest. – Gdy tak przed nim stałam, poczułam mocny zapach alkoholu i jeszcze bardziej się wściekłam. – Podczas gdy my się zamartwialiśmy, ty po prostu sobie chlałeś?

        – Gwen... proszę, nigdy tyle nie przeklinałaś. – Sfrustrowany przetarł dłońmi twarz. – Nie chciałem...

        – Czego nie chciałeś? Będę przeklinać tak dużo i tak często, jak mi się tylko podoba, bo jestem normalną osobą. A normalne osoby przeklinają! Może i jestem popieprzona, ale mogę przeklinać, jeśli tylko mi się to podoba.

        – Gwen, proszę...

        – Nie przerywaj mi!

        A potem tak po prostu uderzyłam go w twarz.

        To była może sekunda, gdy najzwyczajniej straciłam świadomość i zrobiłam coś, czego natychmiast pożałowałam.

        Sapnęłam głośno i zakryłam dłonią usta, nagle milknąc. Archer stał z głową przechyloną na bok, przymkniętymi oczami i czerwonym śladem na jego pokrytym zarostem policzku, a ja zastanawiałam się, jak mogłam zrobić coś takiego...

        Nigdy nie zrobił mi krzywdy, a ja tak po prostu go uderzyłam. Jak mogłam?

        – O Boże... tak bardzo cię przepraszam – wyszeptałam, drżącą dłonią dotykając jego zranionego policzka. W moich oczach znowu stanęły łzy, mimo że wcześniej myślałam, że wszystkie już wypłakałam. – Nie chciałam – zaszlochałam.

        Archer złapał moje dłonie w nadgarstkach. Pewnie bał się, że znowu go skrzywdzę.

        Ta myśl zraniła mnie jak nic innego.

        – Zasłużyłem sobie. Proszę, nie płacz.

        Nie mając już siły, po prostu się do niego przytuliłam, pozwalając, by jego silne ramiona przytrzymywały moje bezsilne ciało. Nie wiedziałam już co mam czuć.

        – Tak bardzo się o ciebie bałam. Nie wiem, co źle zrobiłam, ale naprawię to. Przysięgam. Po prostu mnie nie zostawiaj. Nie dam sobie rady – błagałam.

Jeden dzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz