Rozdział 24

1.4K 139 53
                                    

        Siedziałam na środku kanapy, bezmyślnie wpatrując się w jakiś punkt przede mną. Miałam wrażenie, jakby wszystkie słowa padające wokół mnie zlewały się ze sobą, nie mając dla mnie żadnego sensu.

        Wszystko plątało się ze sobą, zalewając mnie z każdej strony, niczym wzburzone morze.

        „Nie możemy zabronić im kontaktu".

        „To może być jakiś psychol".

        „Sprawdziliśmy go".

        „Potrzebuje czasu".

        „Nie znamy go".

        – Przestańcie – szepnęłam po kilkunastu minutach, w trakcie których z moich ust nie wydobyło się choćby słowo.

        Wszystkie głosy nagle ucichły, jakby dopiero teraz sobie przypomnieli, że wciąż tam byłam.

        Zapanowała tak niewiarygodna cisza, że bez problemu mogłam usłyszeć bicie swojego serca i szum krwi. A może ono po prostu tak głośno biło?

        Tysiące razy zastanawiałam się, czy mam jakąś rodzinę, czy ktoś, gdzieś tam, wciąż ma nadzieję mnie znaleźć. Rozważałam scenariusze, jak wyglądałoby spotkanie po latach z moimi najbliższymi, czy wciąż by mnie chcieli... Pragnęłam dowiedzieć się czegoś więcej z czasów przed „wujkiem".

        Niestety żadna z tych chwil i teorii, które układałam sobie w głowie, nie była w stanie równać się z momentem, gdy poznanie rodziny stało się rzeczywistością, czymś prawdziwym i namacalnym.

        A ja nie miałam pojęcia czy bardziej się cieszę, czy boję.

        – Gwen?

        Kojący głos i dłoń, która delikatnie, ale stanowczo ścisnęła moją, przyniosły mi chwilowe ukojenie i opanowanie, którego potrzebowałam w tamtym momencie.

        Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Skupiłam się na powolnym oddychaniu i słowach, które wypływały z moich ust.

        – A rodzice? Mam rodziców?

        – Kochanie. – Suzanne uklęknęła przede mną, kładąc dłonie na moich kolanach. W jej dużych, zielonych malowała się łagodność i współczucie. – Na razie nie znamy zbyt wielu szczegółów. Ten chłopak powiedział, że tylko tobie wszystko opowie. Chce być pewny, że go nie oszukujemy. Widział twoje zdjęcie, ale... chyba ciągle bardzo ciężko mu w to uwierzyć.

        No cóż, więc było nas dwoje...

        – Świetnie, czyli chcecie wysłać ją do niego w ciemno? A może to on nas wszystkich zwodzi? – Głos Archera brzmiał groźnie i stanowczo. Chyba nigdy wcześniej nie był tak zły. Nie odkąd go poznałam.

        Jeszcze jakiś czasem temu pewnie zastanawiałabym się, czym jest wywołana jego gwałtowna reakcja. Teraz nie bałam się przyjąć do wiadomości, że w ten sposób wyrażał troskę o mnie.

        I chyba bardzo mi się to podobało.

        – Sprawdziliśmy go, ma czystą kartotekę – powiedział policjant, wyglądając na zirytowanego oskarżeniami Archera. – Nie był karany. Żadnych przestępstw, bójek czy wykroczeń. Upewniliśmy się, że jest czysty.

        – I co z tego? Czysta kartoteka nie robi z niego jeszcze dobrego człowieka.

        – Chłopcze, co twoim zdaniem mamy jeszcze zrobić? – Funkcjonariusz zacisnął usta. Nie dziwiłam mu się, pewnie też bym się denerwowała, gdyby ktoś podważał mój autorytet. Chociaż z drugiej strony uwielbiałam tę troskę Archera. – Nie możemy porównać nazwisk ani w stu procentach powiedzieć, że jest jej bratem. Tylko Gwen może go rozpoznać, a jeśli nie to przeprowadzimy badania i dowiemy się, czy są rodzeństwem. W tym momencie bez Gwen nie jesteśmy w stanie nic więcej zrobić.

Jeden dzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz