Rozdział 36

1K 113 46
                                    

        Przekroczyłam próg pustego garażu, czując, jak w oczach zbierają mi się łzy. Niegdyś przepełnione klientami i Archerem pomieszczenie, teraz całkiem opustoszało. Od kilku dni warsztat był zamknięty dla klientów i tylko Archer przychodził tu wieczorami sam, gdy myślał, że nikt nie widzi.

        Jednak ja widziałam, nie mogąc spać tak jak on.

        Nie dość, że go zraniłam, to jeszcze pozbawiłam go chęci do pasji. Wiele osób mogło myśleć, że dla mężczyzny była to jedynie praca, zapewniająca przetrwanie, ale ja wiedziałam, że wcale tak nie było.

        Jednego wieczoru opowiedział, jak pewnego dnia, gdy jeszcze był nastolatkiem, poszedł do Brada i razem z jego ojcem – mechanikiem we trójkę naprawiali samochód. Archer od razu złapał smykałkę, ale przede wszystkim bardzo to polubił, a z czasem pokochał. Od tamtego czasu ciągle interesował się wszystkimi wiadomościami i nowościami ze świata motoryzacji.

        Naprawdę zraniłam go tak mocno, by porzucił swoją pasję?

        Bezsilnie opadłam na kanapę, dostrzegając na niej czapkę chłopaka. Czapkę, którą zakładał mi na głowę za każdym razem, gdy przychodziłam go odwiedzać, podczas jego pracy.

        A robiłam to naprawdę często, uwielbiając oglądać go przy pracy. Zawsze był wtedy skupiony, ale płynął od niego pewnego rodzaju spokój i radość. Dobrze było patrzeć na szczęśliwego Archera.

        Niepewnie wyciągnęłam dłoń po czapkę i delikatnie mnąc ją w dłoniach, przycisnęłam ją do piersi. Była przyjemna w dotyku i pachniała, jak Archer, ale wciąż nie była nim.

        Teoretycznie już wcześniej to wiedziałam, ale w tamtym momencie upewniłam się, że nic nie było w stanie zastąpić mi tego konkretnego mężczyzny. I nawet nie chciałam, by coś lub ktoś próbował mi go zastąpić.

        Gwałtownie poderwałam się z kanapy w tym samym momencie, w którym Archer wszedł do garażu. Oboje w jednej chwili zamarliśmy, a ja poczułam spowodowany tym ból.

        Kiedy przeszliśmy od przyjemnych dreszczy i radości do zamierania ze strachu na swój widok?

        Staliśmy w ten sposób przez kilka długich minut, nie ruszając się i tylko patrząc na siebie. Oboje nie mieliśmy odwagi, by się odezwać, a może baliśmy się tego, co mogłoby wyniknąć z takiej rozmowy?

        A potem, gdy dostrzegłam, że jego wzrok jest skierowany na moją pierś, zdałam sobie sprawę, że wciąż przyciskam do siebie jego czapkę.

        Jak dziwnie musiało to wyglądać?

        – Ja – odchrząknęłam. – Po prostu ją znalazłam i...

        – Nie martw się – pokręcił głową. – Mogłabyś ją założyć?

        Jego słowa całkiem mnie zaskoczyły. Na pewno nie tego się spodziewałam. Po chwilowym zawahaniu wypełniłam jego prośbę, przekręcając daszek do tyłu, tak jak on zawsze to robił. Bardzo uważnie go obserwowałam, więc byłam pewna, że przez kilka sekund lekko uniósł się prawy kącik jego ust.

        Mocniej zabiło mi serce, a nadzieja wypełniła całe moje ciało.

        Zbierając się na odwagę, zrobiłam kilka powolnych kroków w jego stronę, nie zrywając naszego kontaktu wzrokowego.

        Wyciągnęłam dłonie w przód, a gdy Archer się nie odsunął, położyłam je na jego piersi, rozpościerając palce. Lekko zesztywniał, ale nie odepchnął mnie. Z delikatnym uśmiechem uniosłam głowę i spojrzałam w górę, prosto w jego rozszerzone, piękne oczy.

Jeden dzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz