Rozdział 21

1.5K 147 44
                                    

        W chwili, gdy się obudziłam, jeszcze zanim otworzyłam oczy, wiedziałam, że coś się zmieniło.

        Wystarczyły mi zaledwie sekundy, by zrozumieć, że tą zmianą był Archer. Mężczyzna, który pozwolił mi spać na swojej piersi i obejmował mnie, składając niemą obietnicę. Obietnicę, że u jego boku nic mi nie grozi.

        A może to we mnie coś się zmieniło? Być może zmieniło się postrzeganie samej siebie albo jeszcze coś innego.

        Cokolwiek to było, pierwszy raz czułam się w ten sposób. Taka lekka, zasługująca na to nowe życie. Po prostu szczęśliwa.

        Otworzyłam oczy, przez chwilę mrugając, by odgonić resztki snu. Potem delikatnie odchyliłam głowę i z uśmiechem spojrzałam na pogrążoną we śnie twarz chłopaka. Długie rzęsy opadały na jego opalone policzki, a jego brązowe loki lekko przykleiły się mu do czoła.

        To mogłoby być moje nowe, ulubione zajęcie. Patrzenie jak śpi, tak po prostu.

        Ponownie przycisnęłam twarz do jego nagiej piersi i zaciągnęłam się znajomym zapachem, który kilka godzin wcześniej ukołysał mnie do snu. Przymknęłam oczy, a do mojej głowy natychmiast powróciły wspomnienia z nocy.

        Na moje usta wypłynął szerszy, szczery uśmiech na wspomnienie naszych złączonych ust, jego ciepłego oddechu na mojej twarzy i szorstkich, ale zarazem delikatnych dłoni. A do tego wszystkiego jego ramiona, które ochroniły mnie przed koszmarami i wszelkimi wątpliwościami.

        Przychodząc do jego pokoju, prawdopodobnie podjęłam najlepszą decyzję w swoim życiu. A przynajmniej tak mi się wydawało w tamtym momencie.

        Westchnęłam i delikatnie zaczęłam kreślić wzorki na jego torsie, gdy zaczęły dopadać mnie wątpliwości. Co, jeśli po prostu nie chciał mnie zranić i to wszystko było tylko z litości?

        Nie chcąc go obudzić, jak najdelikatniej wyplątałam się z ramion Archera, natychmiast czując przeszywający mnie chłód. Tęsknym wzrokiem spojrzałam na duże łóżko z tym idealnym mężczyzną. Chociaż marzyłam o tym, by jak najszybciej do niego wrócić, to coś mnie przed tym powstrzymywało.

        Zagryzłam wargę i ze smutkiem opuściłam pokój Archera. Niewiele myśląc, powędrowałam na tył domu, siadając na zimnych schodach. Dzień był pochmurny i mocno padało, ale zadaszenie nad schodami chroniło mnie przed kroplami deszczu. Nie chroniło mnie tylko przed zimnem. I nie byłam pewna, skąd pochodziło większe zimno. Z zewnątrz czy może wprost z mojego serca.

        Zsunęłam się niżej i wyprostowałam nogi, pozwalając, by deszcz moczył moje nagie stopy. Patrzyłam na te małe kropelki spływające po moich kostkach, zastanawiając się, jakby to było nic nie czuć. Bo deszcz nic nie czuje prawda?

        Miałam wrażenie, że im dalej od Archera byłam, tym bardziej dołujące myśli przychodziły mi do głowy.

        Jeśli tylko miałam chwilę na zastanawianie się nad sytuacją, od razu rujnowałam w swojej głowie wszystkie dobre rzeczy, jakie mnie spotykały. Zupełnie jakby nagle w mojej głowie uruchamiał się jakiś przełącznik, który nie pozwalał mi wierzyć w fakt, że zasłużyłam na coś dobrego.

        W takich momentach moja wątpliwa pewność siebie zdecydowanie przejmowała stery.

        Nie wiedziałam, jak długo tam siedziałam, zastanawiając się nad tym, co czuję. Ocknęłam się z tego dziwnego otępienia dopiero w chwili, gdy na moich ramionach wylądował jakiś ciepły, miękki materiał, którego zapach od razu poznałam.

Jeden dzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz