Rozdział 29

1.2K 118 68
                                    

        Głośno oddychałam, czując, jak po mojej twarzy spływają gorące łzy, zmieszane z potem. Ostatnie godziny były prawdziwymi torturami i byłam tak bardzo zmęczona. Marzyłam, by po prostu zasnąć na kilka długich godzin.

        Chwilami, gdy przeszywał mnie rozdzierający ból, żałowałam. Byłam wściekła na wujka, że mnie w to wpakował. Podle czułam się z tą myślą, ale miałam tylko piętnaście lat i nie chciałam, by tak bardzo mnie bolało.

        Strasznie się bałam, a żaden z nich nawet nie zapytał, jak się czuję...

        Wystarczył jednak jeden cichy dźwięk, żebym gwałtownie otworzyła oczy, nagle pełna energii. I już dłużej nie czułam żalu.

        – To chłopiec.

        Z fascynacją patrzyłam na maluszka w rękach kolegi wujka. Już nawet nie bałam się tego mężczyzny. Jedyne, co byłam w stanie robić to z sercem ściśniętym z dumy wpatrywać się w tę małą, piękną istotkę.

        Z jego gardła wypływał głośny dziecięcy płacz, a oczka miał ściśnięte.

        Uśmiechnęłam się pierwszy raz od wielu miesięcy, czując łzy szczęścia. Jeszcze niedawno tak bardzo się bałam, ale teraz byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.

        Jakim cudem z tak ogromnej ilości bólu powstało coś tak pięknego i czystego?

        – Mój synek – wyszeptałam, smakując te piękne słowa.

        Mimowolnie uniosłam się odrobinę, ignorując obolałe ciało i wyciągnęłam ręce w stronę chłopca, tak bardzo chcąc go przytulić i ucałować.

        – Jak to kurwa chłopiec? Mówiłeś, że to będzie dziewczynka!

        Wzdrygnęłam się, gdy po pokoju rozbrzmiał wściekły głos wujka. Rzadko brzmiał na aż tak złego, a to nigdy nie wróżyło nic dobrego.

        – Przepraszam, pomyliłem się – mruknął mężczyzna. – Nie jestem cholernym lekarzem od bachorów.

        Może i wiele razy mnie skrzywdził, ale w tamtej chwili o to nie dbałam. Byłam gotowa błagać go, by dał mi potrzymać mojego synka.

        Jak powinnam dać mu na imię?

        Niestety, zanim zdążyłam powiedzieć choćby słowo, wujek zdążył wziąć dziecko w swoje ramiona.

        Uspokoiłam się, gdy zobaczyłam, jak ze spokojem patrzy na nasze dziecko zawinięte w biały ręcznik, stabilnie trzymając go przy swojej piersi. Nigdy tak na mnie nie patrzył, więc wzięłam to za dobry znak.

        Chłopiec wyciągnął swoje maleńkie dłonie do twarzy wujka, a ja pierwszy raz w życiu pomyślałam, że może to dziecko było lekiem na jego agresję.

        Dziecko odwróciło głowę w moją stronę i pierwszy raz ujrzałam jego śliczne, brązowe oczy, jak dwie kostki czekolady. Miał moje oczy.

        Uśmiechnęłam się ze wzruszeniem, gdy pomyślałam, że teraz wszystko będzie dobrze.

        A potem skręcił mu kark.

        Na kilka długich sekund zastygłam w bezruchu, mając wrażenie, że to nie dzieje się naprawdę, że to tylko jakiś koszmar. Zamknęłam oczy, ale gdy je otworzyłam, nic się nie zmieniło. Rzeczywistość wciąż była tak samo okrutna.

Jeden dzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz