Rozdział 15

1.8K 155 36
                                    

        Z racji tego, że był niedzielny poranek, a Archer i George nie szli tego dnia do pracy, postanowiłam przygotować śniadanie dla ich dwójki. Miało być ono podziękowaniem za to, co dla mnie zrobili i przeprosinami za to, co zrobiłam dzień wcześniej.

        Po zaskakującym dla mnie wyznaniu Archera już prawie nie rozmawialiśmy. Mężczyzna uważnie zlustrował mnie wzrokiem, jakby szukał jakichś obrażeń, a gdy nic nie znalazł, westchnął i łagodnie powiedział, że zabierze mnie do domu.

        Już kilka razy mówił te słowa, a i mi czasem zdarzało się mówić „do domu". Może i to nie był mój dom, ale chciałam tak myśleć... Chciałam czuć, że gdzieś przynależę, więc takie słowa z jego ust sprawiały mi radość.

        Ku mojemu zdziwieniu nie pytał, gdzie byłam, zakładając pewnie, że zwiedzałam, tak jak napisałam to na kartce. Jak się później okazało, Georga też nieźle wystraszyłam i szczerze mówiąc, było mi strasznie głupio.

        Chyba musiałam się przyzwyczaić, że najwyraźniej ta dwójka z jakiegoś powodu chciała się o mnie troszczyć, a więc musiałam być z nimi szczera. Nie byłam przyzwyczajona do informowania innych o tym, co robię, bo tak na dobrą sprawę nigdy nie robiłam tego, na co sama miałam ochotę.

       I dlatego stwierdziłam, że śniadanie przeprosinowe będzie dobrym pomysłem, a przy okazji da mi pretekst do powiedzenia im, że znalazłam pracę.

        W chwili, gdy na stole postawiłam kubki z gorącą herbatą, w drzwiach stanął ojciec z synem. George był już ubrany, za to Archer przyszedł z rozczochranymi włosami i pomiętymi ubraniami od spania, co nie ujmowało mu uroku.

        – Dzień dobry – przywitałam się z uśmiechem, zaciskając dłonie na oparciu krzesła.

        Oboje popatrzyli na zastawiony stół, a ich brwi się zmarszczyły. Dość zabawnie to wyglądało, gdy tak się zsynchronizowali ze swoją reakcją.

        – Czy dziś jest jakaś okazja, o której nie wiemy? – zapytał George.

        Nie wahał się długo i od razu usiadł przy stole.

        – Właściwie to chciałam was przeprosić za wczoraj i jednocześnie podziękować za to, co dla mnie robicie – niezręcznie zaczęłam bawić się palcami. – Miałam zrobić coś lepszego niż zwykłe kanapki, ale trochę późno się obudziłam – skrzywiłam się.

        – Hmm... myślę, że kanapki będą idealne – uśmiechnął się Archer, ucinając moje obawy i usiadł przy stole na miejscu naprzeciw mnie.

        Już spokojniejsza, że wszystko jest w porządku, usiadłam na swoim miejscu, upijając łyk swojej herbaty.

        – Myślę, że miałaś świetny pomysł z tymi przeprosinami. Nakarm mężczyznę, a zrobi dla ciebie wszystko, co chcesz – zaśmiał się George. – Ale już więcej nas tak nie strasz dobrze?

        Spojrzał na mnie z uwagą.

        – Dobrze.

        Delikatnie się uśmiechnęłam, od razu czując się trochę lżej. Nie chciałam, by się na mnie gniewali. I nie chodziło nawet o to, że bałam się konsekwencji. Nie miałam wątpliwości, że nie zrobiliby mi nic, co wujek uważał za karę. Chodziło o zwykłą świadomość, że nie zawiodłam kogoś, kto o mnie dbał.

        Nie chciałam być ciężarem, a co dopiero powodem czyjegoś zawodu.

        – Gwen?

        Spojrzałam na Archera, który siedział, trzymając w dłoni jedną z kanapek i uporczywie się w nią wpatrywał. Uniósł na mnie spojrzenie, a na jego twarzy pojawiła się dezorientacja.

Jeden dzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz