Rozdział 30

1.2K 116 75
                                    

Archer

        Z trzaskiem odstawiłem szklankę na bar, krzywiąc się na gorzki posmak alkoholu w moich ustach. Ruchem ręki poprosiłem barmana o dolewkę, a sam oparłem łokcie na blacie, chowając twarz w dłoniach.

        Nie byłem pewien, jak dużo wypiłem, ale najwyraźniej wciąż była to zbyt mała ilość. Zbyt mało by przestać myśleć, by zapomnieć. O wiele za mało by ból i poczucie winy po prostu zniknęło.

        Czy w ogóle był jakiś skuteczny sposób, by te uczucia zniknęły?

        Czując kłujący ból w piersi, wyciągnąłem telefon z kieszeni i ignorując wszystkie nieodebrane połączenia i wiadomości, wszedłem w galerię.

        Pochmurny wyraz mojej twarzy natychmiast się zmienił, a na usta wypłynął delikatny uśmiech, który ogrzał moje serce. A może to jej widok je ogrzewał?

        Zdjęcie przedstawiało śpiącą Gwen. Usta miała delikatnie rozchylone, jakby zapraszały mnie do pocałunku, a jej ciemne loki były porozrzucane we wszystkie strony. Nigdy jej o nim nie powiedziałem, chcąc zachować ten obraz tylko dla siebie. Nigdy też nie przyznałem, że w rzeczywistości nie przeszkadzało mi budzenie się w plątaninie jej włosów. Lubiłem ich zapach i dotyk.

        Wyglądała tak pięknie i niewinnie, a ja zastanawiałem się, skąd brała w sobie tyle siły i odwagi po tym wszystkim, co ją spotkało, a czego można było uniknąć.

        No właśnie, można było tego uniknąć...

        – Przepraszam – szepnąłem, z czułością przejeżdżając kciukiem po jej spokojnej, wolnej od koszmarów twarzy.

        Racjonalna część mnie chciała wierzyć, że nic nie mogłem wtedy zrobić, że to nie była moja wina, ale uczucia przeważały nad rozsądkiem. Serce mówiło mi, że cholernie dużo spieprzyłem.

        Zawiodłem Gwen na więcej sposobów, niż kiedykolwiek zdawałem sobie sprawę.

        Wychyliłem kolejną szklankę whisky, chcąc, by moje myśli po prostu się rozpłynęły.

        – Co ty wyprawiasz?

        Wzdrygnąłem się, słysząc ostry, pełen oskarżenia głos, który wydawał mi się aż nazbyt głośny. Uniosłem spojrzenie, a Matt z pewnością był ostatnią osobą, której bym się tam spodziewał.

        – Nie widzisz? – Mruknąłem, niechętny do rozmowy.

        Odwróciłem się od chłopaka, ignorując jego ciskające piorunami, niebieskie oczy.

        – Widzę i zaczynam się zastanawiać, że może jednak na początku miałem rację i nie jesteś odpowiedni dla mojej siostrzyczki.

        – Pewnie masz rację – szepnąłem, chociaż słowa te paliły mnie od środka.

        – Zostawiłeś ją tam zupełnie roztrzęsioną i obwiniającą się o to, że zrobiła coś nie tak. Nie odpowiadałeś na niczyje wiadomości i pozwoliłeś, by przez ciebie płakała.

        Zacisnąłem oczy, nienawidząc siebie jeszcze bardziej. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnąłem, było skrzywdzenie jej, a mimowolnie robiłem to na każdym kroku.

        Gwen nie zasługiwała na to, by przeze mnie płakać. Nie powinna płakać przez żadnego mężczyznę. Zasługiwała na szczęście jak nikt inny.

        – Powinieneś się cieszyć. Od początku chciałeś mieć ją tylko dla siebie.

        Moje słowa brzmiały szorstko, ale w środku miałem ochotę płakać niczym mały chłopiec. Na co dzień nie pokazywałem tego po sobie, ale rzeczy, które przydarzyły się Gwen, codziennie raniły mnie od środka.

Jeden dzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz