Rozdział 10

1.7K 157 25
                                    

        Od dnia, w którym zamieszkałam z Archerem i Georgem minęły dwa tygodnie, a wraz z nimi nastał słoneczny czerwiec, który przyniósł mi więcej promieni słońca i spokoju niż całe moje dotychczasowe życie.

        Ciągle pozostawałam zamknięta w sobie i samotna, gdy oboje wychodzili do pracy, ale powoli zaczęłam się do tego przyzwyczajać. I o ile trochę przeszkadzała mi ta samotność, to byłam bardzo zadowolona z poczucia komfortu, który zyskałam. To niesamowite ile spokoju może przynieść człowiekowi myśl, że już nie musi się obawiać.

        Nikt nie budził mnie w środku nocy swoim ciężarem. Nie musiałam uważać na każde słowo, które powiedziałam. Nie musiałam udawać, że wszystko mi się podoba.

        Któregoś dnia George powiedział mi, że teraz mogę być sobą i robić, co tylko zapragnę. Obiecał, że nie muszę się niczego obawiać.

        Niestety tutaj zaczynał się problem. Kim ja tak właściwie byłam?

        Zawsze robiłam to, co mi kazano, więc oprócz sporadycznego pisania historii, nie miałam żadnych zainteresowań czy rzeczy, które lubiłam robić. Nie miałam nikogo bliskiego i tak naprawdę nie wiedziałam, jaka jestem z charakteru. Jak powinnam się zachowywać, gdy miałam w tym pełną swobodę?

        Przez te wszystkie lata, te wszystkie szczegóły straciły znaczenie na rzecz podporządkowania.

        I chociaż wreszcie byłam spokojna, to nie mogłam przestać myśleć o tym, kim tak naprawdę jestem. Czy w ogóle kimkolwiek jestem?

        Cicho westchnęłam i objęłam się ramionami, gdy wolnym krokiem przechodziłam przez szpitalny korytarz.

        Archer przywiózł mnie do szpitala, bym mogła uczestniczyć w kolejnym spotkaniu z moim psychologiem. I o ile polubiłam kobietę, to wręcz nienawidziłam tych spotkań. Za każdym razem starała się wyciągnąć ze mnie jakieś fakty, a ja za każdym razem bałam się, że w końcu się przełamię i powiem coś, co wszystko zniszczy.

        Czując się zupełnie bezsilnie, opadłam na plastikowe krzesełko, kurczowo łapiąc się jego brzegów. Moja prawa noga podrygiwała nerwowo, a rozbiegany wzrok skierowałam na znajdujące się kawałek dalej drzwi.

        Musiałam zrobić tylko jeszcze kilka kroków i jak zwykle odbębnić wizytę. Problem w tym, że nie potrafiłam. Czasami miałam wrażenie jakby ktoś lub coś przejmowało panowanie nad moim ciałem, tak jak to było w tym momencie. A może była to tylko głupia wymówka dla moich lęków?

        Gwałtownie odsunęłam się razem z krzesełkiem, czując dłoń na moim ramieniu. Oczywiście ludzie znajdujący się na korytarzu od razu zaczęli się na mnie patrzeć, ale w tamtej chwili mnie to nie obchodziło. Bardziej martwiłam się moim sercem, które dosłownie wyrywało się z mojej klatki piersiowej.

        – Przepraszam, nie chciałem cię tak bardzo wystraszyć. Przyszłaś do doktor Suzanne, prawda?

        Spojrzałam w bok na krzesełko, które tym razem było zajęte. Znajdujący się obok mnie chłopak mógł mieć góra szesnaście lat, ale mogłam się mylić przez jego mizerny wygląd. Był bardzo szczupły, ale za to wysoki, a jego krótkie blond włosy były potargane.

        Uważnie zeskanował mnie swoimi brązowymi oczami, a ja zadrżałam. Nie chciałam, by mi się tak przyglądał.

        – Tak – szepnęłam, odchrząkając, gdy przypomniałam sobie, że zadał mi pytanie.

        Wbiłam wzrok w swoje ciemne spodnie, mając nadzieję, że chłopak znudzi się i odejdzie.

        – Przepraszam, że cię dotknąłem, ale nie musisz się bać, nie skrzywdzę cię. Wiem, jak się czujesz.

Jeden dzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz