Rozdział 37.

2.4K 198 156
                                    

Kiedy tylko śniadanie dobiegło końca, siedmioroczni Ślizgoni oraz Gryfoni od razu zebrali się pod salę od Obrony Przed Czarną Magią. Chwilę później rozbrzmiał dzwon i wszyscy weszli do pustego pomieszczenia. Mistrz Eliksirów zawsze spóźniał się, robiąc wielkie wejście.
Harry usiadł razem z Draconem na krześle pod ścianą. Ławki zniknęły, a na środku sali był półtorametrowy podest.

- Oho, dzisiaj chyba będziemy się pojedynkować – powiedział Draco do Harry'ego. – Tylko tym razem mnie nie zabij – dodał przekornie.

Potter uniósł brew.

- Nic nie obiecuję – uśmiechnął się złośliwie.

Blondyn prychnął, kręcąc głową.
W tym samym momencie drzwi od klasy otworzyły się gwałtownie. Severus Snape wszedł do środka, a poły jego szaty powiewały tuż za nim.

- Niestety moja pierwsza lekcja jest z wami, więc miejmy to z głowy bez żadnych kłopotów – oznajmił chłodno. – Dzisiaj dobiorę was w pary i będziecie się pojedynkować. Za tydzień będzie test, zarówno z teorii jak i z praktyki, więc dozwolone zaklęcia są  t y l k o  i  w y ł ą c z n i e  te, które omawiałem poprzednio. Wszystko jasne? – syknął, rozglądając się po sali.

Uczniowie pokiwali głowami i na znak Snape'a dobrali się w pary. 

- Panna Parkinson, pan Longbottom wy pierwsi – wskazał głową na pole walki.

Uśmiechnęli się do siebie, po czym weszli na podest.

- Powodzenia – mruknął Neville.

Pansy skinęła obojętnie głową i wycelowała w przeciwnika.

Rozpoczęli walkę, a Severus przypatrywał się temu z obojętnością i z założonymi rękami na piersi. Kolorowe promienie błyskały w tą i we w tą. Musiał przyznać, że Longbottom po wojnie stał się lepszy w pojedynkowaniu. W końcu zdobył niebyle jakie doświadczenie. W każdym razie i tak obetnie mu punkty choćby za postawę.
Kiedy Pancy rzuciła ekspeliarmusa i Neville nie był w stanie odpowiednio wcześnie go odbić, Snape oznajmił koniec walki.

- Pan Weasley, pan Potter – wasza kolej.

Ron na początku zbladł, ale po chwili poczerwieniał ze złości. Harry posłał mu wyzywające spojrzenie. Gryfon zacisnął dłoń na różdżce tak, że pobielały mu knykcie.

- Panie Weasley, proszę pamiętać o zasadach – rzucił profesor.

Przytaknął, a Snape ogłosił rozpoczęcie pojedynku.

- Petrificus totalus – wyszeptał jako pierwszy Potter.

Ron odbił zaklęcie i posłał w jego kierunku Drętwotę. Harry zrobił unik, po czym wpadł w wir pojedynkowania. Poruszał się z gracją i zwinnie omijał skierowane w niego promienie światła. Podczas rzucania zaklęć zupełnie stracił nad nimi kontrolę. W pewnym momencie nawet nie wiedział jakie inkantacje wypowiada. Ronowi coraz trudniej było odpierać ataki, ale dzielnie walczył. Adrenalina w jego żyłach dawała siły, ale nie na długo. Chwilę później nie dążył wytworzyć tarczy i Ekspeliarmus boleśnie w niego uderzył. Niewidzialna siła wyrzuciła go w powietrze, po czym wylądował na końcu podestu. Zawył żałośnie i spróbował się podnieść, jednak złamana ręka skutecznie mu to uniemożliwiła. Snape podszedł do niego, aby ocenić sytuację. Z chłodem zwrócił się do Granger, aby pomogła mu pójść do Skrzydła Szpitalnego. Potter ciężko oddychał, był wyczerpany. Wypuścił różdżkę z ręki, po czym upadł na kolana, wspierając się rękami. Kiedy tylko Draco to zobaczył, popatrzył się na niego z przerażeniem, a serce zdawało się ominąć jedno uderzenie. Podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu.

Potion of oblivion | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz