27

8.1K 497 245
                                    

- ''Droga do piekła jest wybrukowana dobrymi intencjami''

Ren

Siedzę właśnie na przednim fotelu w samochodzie Jordana. Nie rozmawiamy. Jasno ostatnio zadeklarował, że mi ufa i obiecał, że da mi wolną rękę, pozwoli samej naprawić problem. Widzę, że się stara, ale jednocześnie, że sprawia mu to dużo trudności. Co rusz spogląda w moją stronę i otaksowuje mnie niepewnym wzrokiem. Nie pyta jednak o nic.

A ja nie mam ochoty na rozmowę więc nawet nie próbuję żadnej zaczynać. Po prostu wpatruję się beznamiętnym wzrokiem w szybę. Poza tym, moje gardło cały czas boli na tyle, że nawet gdybym chciała to bym i tak raczej milczała.

Tym razem to ja spoglądam w stronę mężczyzny. Jestem mu cholernie wdzięczna, bo naprawdę pojawił się pod szkołą w przeciągu chwili. Bałam się, że jeśli zostanę w tym budynku jeszcze przez moment to zrobię coś głupiego.

Mówiąc głupiego mam na myśli to, że poszłabym i przywaliła Charliemu w ten jego głupi pysk.

Na samo wspomnienie jego cholernej osoby robię się wściekła i czuję, że puls mi przyspiesza. Jak można być takim draniem? I to w tak młodym wieku?

Cicho wzdycham. Czeka mnie jeszcze rozmowa z Jordanem jeśli chodzi o moje wyjście na tą całą domówkę do Cross'a, oraz moje dzisiejsze wyjście do Sherwood'a. Nie wiem jak uda mi się przekonać pana nadopiekuńczego żeby mnie puścił.

- Hej, mała. - odchyla się lekko na siedzeniu kierowcy. W skupieniu patrzy na drogę. Cholera. O o co zapyta? Albo co powie? Automatycznie wstrzymuję oddech. - Pomyślałem, że może dzisiaj byśmy zaszaleli i zrobili coś ekstra na obiad? - pyta tym swoim luzackim tonem. Całe napięcie ze mnie uchodzi.

Po krótkiej chwili się nawet uśmiecham.

- A co proponujesz? - aż się nieznacznie krzywię na dźwięk swojego głosu. Jest cholernie zachrypły i nie będę udawać, delikatnie nadal boli.

Sherwood ma jeszcze więcej w sobie siły niż myślałam.

Siły i nieopanowania.

Jordan udaje, że nic nie zauważył.

- Osobiście mam ochotę na burgera, ale wiem, że zaraz dasz mi wykład jaki to on...

- Podjedź pod market. - nakazuję mu, tym samym mu przerywając. - Zrobię ci dzisiaj cholernie zdrowego i pysznego burgera. Najlepszego w twoim żuciu.

- Najlepszego w moim życiu? - teatralnie unosi brwi. - To ty kochana chyba nie wiesz co ja w swoim życiu jadłem. Niektórych rzeczy nie da się pobić.

Spogląda na mnie jednocześnie rzucając mi wyzwanie. I dzięki temu przez jedną cholerną chwilę mam wrażenie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Że to wszystko jest normalne. Że on jest zwykłym facetem, a ja zwykłą dziewczyną. Że wcale nie dzieli nas milion barier.

Milion barier z których tą największą i najgroźniejszą jest mój ojciec, oraz jego stary szef.

***

Dante

- Na pewno wszystko dobrze? Trener kazał sprawdzić czy jeszcze żyjesz. - niepewnie odwracam się w stronę Charliego. Stoi w progu opierając się o framugę drzwi. Mój instynkt sprawie, że moje ciało na jego widok automatycznie się napina. Patrzę na niego czujnie czekając na jakikolwiek ruch zwiastujący to, że się na mnie tu rzuci.

On jednak ku mojemu zdziwieniu tylko stoi, a jego mina nie wyraża chęci mordu.

- Boże, wyluzuj Cruze. - przewraca oczami unosząc delikatnie ręce. - Ja tu tylko wykonuje polecenia. Poza tym już ci mówiłem, nic do ciebie nie mam.

Tomorrow will be betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz