Uniwersum: Blue Exorcist
TW: Śmierć, hanahakiNiebieskie płomienie nie palą, tak mówił.
Jednak paliły. Przynajmniej ją. Za każdym razem, gdy go widziała, jej ciało płonęło. Czuła, jak jej płuca oraz serce są pogrążone w tych cudownych płomieniach, które sprawiały jej niewyobrażalny ból. Miała momentami wrażenie, że ten rozpalony ogień przeciska się przez przełyk i gardło, jakby chciał uciec. Ona jednak nie chciała tego. Pomimo cierpienia chciała czuć to ciepło ciągle. I więcej, więcej...
Miłość jest piękna. I bolesna.
Budziła się w swoim łóżku zmęczona bardziej niż przed snem, a wokół niej były niebieskie płatki kwiatów. Posiadały dokładnie taki sam odcień jak płomienie jej ukochanego. Z każdym porankiem było ich więcej, a przez dzień dostawała ataków kaszlu, który wypalał swoją intensywnością jej wnętrze. Ignorowała napady, myśląc, że to po prostu zwykła choroba. A kwiaty to głupi psikus.
Jednak pewnego dnia podczas kaszlu z jej ust wypadł piękny kwiat, dokładnie taki sam, jaki pojawiał się w jej łożu w większej ilości. Kaszel ustał, a słone łzy rozbijały się na płatkach kwiatu. Spokój nie trwał długo, gdyż zaraz kaszel powrócił. Był gorszy od tamtego, a z jej ust wypadały kolejne niebieskie cuda natury. I szkarłatna krew tworząca dziwnie piękne plamy na płateczkach.
I tak z każdym dniem. Było coraz gorzej, a ona wiedziała, że nadchodzi najgorsze. Minął już rok od kiedy po raz pierwszy ujrzała kwiaty, a trzy miesiące temu, gdy przez kwieciste wymioty zemdlała, postanowiła dowiedzieć się, co jej dolega. W ten sposób poznała niezwykłą chorobę kwiecistych płuc. Powód jej występowania wywołał u niej płacz oraz kolejne wysyp kwiatów.
Miłość boli. W szczególności, gdy jest nieodwzajemniona.
Kroki dwójki młodych, zaledwie dziewiętnastoletnich, ludzi odbijały się od ścian wysokich i szarych budynków. Dziewczyna niosła w dłoni niebieski kwiat, lekko pobrudzony szkarłatem na jednym płacie. Pomimo uśmiechu na jej twarzy, wcale nie odczuwała szczęścia. Tylko ból w klatce piersiowej i gardle. Obracała roślinę, nie odrywając od niej wzroku.
- Piękny kwiat - chłopak zatrzymał się pod drzwiami, zatrzymując tym zamyśloną towarzyszkę. - To lilia wodna, prawda?
Podniosła na niego wzrok, nic nie mówiąc. Nie mogła. Uśmiechnęła się smutno w stronę Rina Okumury, odczuwając przy tym mocniejszy ucisk na płucach. Cieszyła się trochę, że wokół było ciemno i jej towarzysz nie mógł ujrzeć stróżki krwi, która ściekła jej po brodzie. Wcisnęła Rinowi na siłę kwiat do prawej ręki, i szybko otworzyła drzwi, wchodząc do środka.
- Lilia wodna, tak. Niebieska jak twoje płomienie. Śmieszne, nie? Wodna, a koloru płomieni. A może śmieszne, bo to płomienie są koloru wody? - powiedziała, gdy odwróciła się do niego plecami.
Zakaszlała, przykładając otwartą dłoń do ust. Poczuła, jak kwiatki ocierają się o jej wewnętrzną część.
- Żegnaj, Rin.
Zamknęła drzwi i odczekała, aż kroki odchodzącego chłopaka nie ucichną. Wtedy upadła na kolana i chwyciła się za bluzkę, czując niesamowity ból w sercu. Na panelach z każdą sekundą pojawiało się więcej lilii, krwi i łez. Miała ochotę krzyczeć, jednakże kwiaty jej to uniemożliwiały. Jej marzeniem było, aby to wszystko się skończyło.
Po ustaniu ataku wstała. Na nogach niczym z waty skierowała się do łazienki, aby tam wpuścić do wanny lodowatą wodę. Z każdą kolejną chwilą miała wrażenie, że coś coraz mocniej zaciska się na jej płucach. Jak na złość z każdym, nawet najmniejszym ruchem, z jej ust wypadały lilie. Większe niż zazwyczaj, przez co sprawiały jej niewyobrażalne cierpienie.
Gdy woda wypełniła całą wannę, weszła do niej, nawet się nie rozbierając. Nie zwracała uwagi na jej temperatura. Po raz kolejny wykaszlała ogromną ilość kwiatów. Otworzyła szeroko usta, po czym w jednej chwili znalazła się w całości pod wodą. Przyjemny chłód cieczy wypełniał stopniowo jej jamę ustną, a potem wyniszczone przez chorobę płuca. Tlen w postaci bąbelków wzbił się do góry, pękając w sekundę.
Samobójstwo to było jedyne wyjście, jakie jej pozostało. Nie chciała wyrzekać się swoich uczuć. Wolała przez nie odejść w zaświaty. Czuła doskonale, jak woda wlewa się w nią i przybliża do śmierci. Uśmiech był na jej ustach.
Ciało powoli stawało się bezwładne, a niebieskie płatki zaczęły ozdabiać taflę zimnej wody. Na wpół nieprzytomna otworzyła oczy, ignorując fakt, iż ciecz może je uszkodzić. I tak jej się na nic nie przydadzą. Wszystko było rozmazane, ale doskonale rozpoznała rysy twarzy przerażonego chłopaka, który sparaliżowany strachem stał nad wanną i coś mówił.[T/I] chciała wymówić jego imię. W tym samym momencie jednak jej powieki przykryły [K/O] oczy. Straciła całkowicie władzę nad swoim ciałem. Ból spowodowany kwiatami ustąpił, a dziewczyna poczuła ulgę. Nie czuła już nic, oprócz tej ulgi spowodowanej wolnością od cierpienia i smutku, że jej koniec musiał oglądać akurat on.
Z ciała pozbawionego jakiegokolwiek życia wyleciał ostatni, najpiękniejszy kwiat najbardziej niebieskiej lilii, jaką Okumura widział w całym swoim życiu. Wpatrywał się on w zwłoki przyjaciółki, nic nie rozumiejąc. Wypowiadał jej imię jak w transie. Nawet nie odważył się wyjąć jej z wody, zadzwonić po odpowiednie służby.
Lodowata woda zgasiła płomienie nieodwzajemnionej miłości w jedną chwilę.
Śmierć spowodowana miłością... Czy to nie piękne i okrutne?
Pierwsze hanahaki, wow. Wyszło okropnie, ale pomimo wszystko komuś się powinno spodobać ~~☆♡
CZYTASZ
|| O N E S H O T S ||
FanfictionBo czasami rzeczywistość nam nie wystarcza, więc trzeba zatopić się w świecie fikcji pełnej ukrytych marzeń.