Rozdział 4

2.7K 96 36
                                    

     "To był sen?!". 

     Nie mogła w to uwierzyć. Sen był taki realistyczny. Zabawiała się ze swoim nauczycielem, w środku dnia, na błoniach. To było takie nierealne i nieprzyzwoite. Na domiar złego czuła się bardzo pobudzona. Nie mogła ukryć, że sen jej się spodobał i na gacie Merlina, Severus był świetny. Potrząsnęła głową odganiając tą myśl, przy okazji besztając się za fantazjowanie o nauczycielu. Wzięła łyk wody ze stojącej na szafce szklanki i położyła się z powrotem spać. Zastanawiała się czy przyczynił się do tego wczorajszy szlaban. Nie dane było jej długo nad tym rozmyślać, gdyż szybko odpłynęła w krainę snów.

     Następnego dnia wstała dość późno, ale ze względu na to, że była sobota, nie zamierzała zrywać się skoro świt. Ogarnęła się, ubrała i poszła do pokoju wspólnego poszukać przyjaciółki. Tak jak myślała, Alice siedziała i czytała książkę na jednym z foteli.

- Cześć Alice. Długo już na nogach?

- O cześć Ellie! - uściskała przyjaciółkę - Zdążyłam w ostatniej chwili na śniadanie, więc nie. - uśmiechnęła się - Spałaś jak zabita, więc przyniosłam Ci kanapki i sok z dyni. - wskazała na stolik obok.

- Dzięki! Wiedziałam, że o mnie pomyślisz. - przysiadła się na fotelu obok i złapała za kanapkę.

- Jakbym śmiała nie. Ty też nigdy o mnie nie zapominasz. A tak w ogóle jak szlaban? Wczoraj tak szybko poszłaś spać i nic nie opowiedziałaś.

- Trochę się działo, ale powiem Ci później, wiesz jak będziemy same.

- Jasne - wyszczerzyła się Alice, wiedząc, że opłaca się czekać - To może jak zjesz, wyjdziemy na zewnątrz? Taka ładna pogoda jest to opalimy nasze blade nogi na błoniach - Ellie mało się nie zakrztusiła po słowach przyjaciółki - Wszystko ok? - zmartwiła się.

- Tak, tak. Ale przypomniał mi się ... mój sen. Mniejsza z tym. Już kończę i możemy iść.

- Super! Idę na górę zanieść książkę. Może wezmę jakieś słodycze, co? Coś czuję, że możemy tam zalec na dłużej.

- Podoba mi się twój tok myślenia. Ale weź też koc.

- Mówisz i masz - Alice puściła oczko i pobiegła na górę.

     Kilkanaście minut później siedziały już na błoniach rozkoszując się piękna pogodą. Było to ich ulubione miejsce - daleko od zamku, otoczone krzewami i co najlepsze nikt tu nie przychodził. Taki azyl dla nich, gdy chcą odciąć się od całego zgiełku i innych uczniów.

- Dobra, opowiadaj o tym szlabanie. Ogólnie to się zdziwiłam. Ślizgoni rzadko kiedy go dostają. Chyba musiał mieć kiepski humor - zaczęła Alice.

- Pewnie tak. W sumie później mógł mu się jeszcze pogorszyć. Ci idioci, drugoroczni mało nie roznieśli sali. Na szlabanie musiałam po nich sprzątać.

- Aż tak źle? 

- Alice, to wyglądało jakby kociołki były armatami - wszędzie porozlewane i zastygnięte eliksiry, tragedia. Znaczy nie posprzątałam tego bajzlu. Jak ci już mówiłam zasłabłam i zemdlałam zanim w ogóle zaczęłam.

- Pamiętam, ale jak do tego doszło? I czy truł Ci o mundurek?

- Od tego się zaczęło. Wymieniliśmy kilka zdań na jego temat, ale mnie wkurzył i powiedziałam o jedno zdanie za dużo, czego później pożałowałam. - opuściła wzrok i się zarumieniła. 

- No gadaj! - popędzała zniecierpliwiona Alice. 

- Wypaliłam, że to nie jego biznes w czym chodzę, a zwłaszcza w piątek po skończonych lekcjach, i że ... - zawahała się, ale w końcu rozmawia z przyjaciółką, której mogła powiedzieć wszystko - że mogłabym przyjść nago i nic mu do tego.

Sordidum Cogitatus (Severus Snape x OC)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz