7. Galeria

1.4K 70 44
                                    

Pow. Lukasz

Ah już był dzień. Dość szybko zasnąłem. Tu jest zdecydowanie lepiej niż u mojego ojca. Tam się budzisz i czujesz alkohol i papierosy. Nawet otwarcie okna nic nie dawało, ale  nie ma co o tym myśleć bo już mam dom.

Nie chciało mi się leżeć w łóżku, ale bałem się zejść na dół. No bo jednak jeszcze się, aż tak nie przyzwyczaiłem, żeby mieszkać w obcym domu (na ten moment obcy) i schodzić se na dół i robić co chce. No tak trochę dziwnie. Postanowiłem, że posiedzę sobie na telefonie. Bo jak narazie nie mam co innego do roboty.

*2h później*

Nie no kurwa już mi się tu nie chce grzać dupska na tym materacu. Zejdę na dół. Najwyżej se tylko usiądę i jak nie będzie Marka to poczekam na niego.

Szybkim ruchem zszedłem z łóżka i stanąłem na równe nogi. Nie miałem zbytnio innych ubrań bo nic z domu nie wziąłem, wiec nie miałem w co się przebrać.

Od razu po wstaniu poszedłem do mojej toalety w pokoju i ułożyłem se włosy. Po 10 minutach było w miarę okej i wyszedłem z pokoju schodząc na dół.

Pow. Marek

Dziwiłem się, że Lukasz tak długo śpi. A może nie spał tylko bał się zejść? Nie no to by było trochę głupie. Przecież powiedziałem mu, że na luzie może wszystko brać.

-No nareszcie, ile ty śpisz.-powiedziałem siadając przy stole-

-Tak, em hej. Właściwie to nie spałem tylko.. em.

-Bałeś się zejść?-zapytałem

-No..można tak powiedzieć.-powiedział

-Nie ma czego się bać, przecież to teraz tez twój dom i możesz się tu czuć swobodnie. Dobra to siadaj obok mnie i co byś chciał na śniadanie?-zapytałem-

-Hm no nie wiem. Może zjemy coś w galerii bo i tak mieliśmy iść po te ubrania- powiedział

-W sumie czemu nie.

***
Pow. Lukasz

Razem z Markiem byliśmy już w galerii, a właściwie dopiero do niej wchodziliśmy. Przez 10 minut szukaliśmy jakiegoś w miarę taniego sklepu bo oczywiście w tej galerii były sklepy dość drogie, na które ja pieniędzy nie miałem.

-Marek to nie ma sensu. Tu nie ma sklepów, na które byłoby mnie stać.-powiedziałem spuszczając głowę-

-Ehh, no to jest problem. Albo wiesz co, mam pomysł.-powiedział

-Jaki? Inna galeria?-zapytałem podnosząc głowę-

-Pójdziemy do takich bardziej prestiżowych sklepów i tam ci ja kupię ubrania. Przecież musisz w czymś chodzić prawda?-powiedział, a ja nie wiedziałem co mam powiedzieć.-

On se żartuje? Będzie mi kupować ubrania za tysiaka? Okej jest bogaty spoko. Stać go. Ale to nie powód, żeby mi kupował ubrania.

-Marek nie. Wystarczy, że już mnie przygarnąłeś pod swój dach. Chcesz mi jeszcze ubrania kupować?-zapytałem trochę się śmiejąc.-

-Długo to analizowałeś? Chce. Lukasz jakbym miał mało pieniędzy to bym ci nie kupował, logiczne. Kiedyś zarobisz to mi najwyżej oddasz jak bardzo będziesz chciał, ale nie będzie takiej potrzeby. Słuchaj tysiąc złoty to dla mnie jak jedno ziarenko piasku w oceanie. Rodzice mi dają mega dużo pieniędzy i na nic nie narzekam. Jeżeli utrzymuje tak duży dom sam to na ubrania ci wydać nie zaszkodzi.-powiedział

Kochany chłopak.

-Eh no dobra. Ale obiecuje, że ci oddam.-powiedziałem uśmiechając się do niego-

Kiedyś mu za to podziękuje.

                                       ***
Po trzech godzinnych zakupach w galerii wróciliśmy samochodem do domu. Męczące zakupy. Ale on mi tyle kupił ile ja dostałem przez całe życie. Nieźle.

Wszedłem do domu razem z moimi ciuchami. Było tego tak dużo, że Marek musiał mi aż pomagać je wziąć na górę. Weszliśmy na górę i zostawiliśmy ubrania w moim pokoju.

-Marek.-powiedziałem patrząc na niego-

-Hm?

-Dziękuje ci bardzo-powiedziałem i przytuliłem go-

Lepszej osoby nie poznałem.

-Aj Lukasz nie ma za co dziękować. Naprawdę, teraz chodź na dół zjemy coś.-powiedział i razem wyszliśmy z pokoju.

Razem z Marek weszliśmy na schody i już mieliśmy schodzić na dół kiedy Marek nagle zaczepił się i prawie przywalił twarzą w schody.

-Gdzie tak lecisz?-powiedziałem łapiąc Marka w ostatniej chwili-

-Em.. Dzięki.-powiedział trochę zawstydzony.-

-Dzięki mnie żyjesz jeszcze idioto powinieneś dziękować na kolanach.-powiedziałem i zaśmiałem się-

-Mhm pomarzyć se możesz zawsze.-powiedział i odwzajemnił uśmiech-

No kocham tego idiotę.

Znaczy.

Kocham po koleżeńsku prawda?

Chyba.

Nie spotkałem lepszej osoby niż ten idiota. Dzięki niemu mam jeszcze dach nad głową. Kiedyś mu się odwiedzę, obiecuje Marek.

Oki koniec rozdziału papa

Mam nadzieje, ze się podobał

(722 slow).

Na zawsze i dwa dni dłużej ||KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz