* 15 *

3.1K 296 244
                                    

Zamieniony w psa mógł spokojnie przemierzać brudne uliczki Paryża. Mało który mugol zdawał sobie sprawę z istnienia animagów. To bardzo pomagało mu w pracy. Dzięki temu mógł wykonywać właśnie takie zadania. Jego węch był w tej formie lepszy i mógł w razie czego szybciej uciekać. Same plusy. Długo nabijał się z Jamesa ze wybrał sobie na animagiczną formę Jelenia. Mógł wybrać cokolwiek, jednak tak ulubował sobie to zwierzę ze nie można było go od tego odwieść, zupełnie nie praktyczne, zresztą to był również jego Patronus. Lily posiadała Łanię. To wiele naprawdę wiele tłumaczyło.   

Paryż był zupełną ruiną, niegdyś miejsce wypełnione sztuką i magia, dziś zakopane pod gruzami własnej historii.  Bez przyszłości. Młody Animag pamiętał jak raz przed rozpętaniem wojny odwiedzał tu wujostwo Rosier. Było pięknie, dzielnica magiczna kipiała szczęściem... Niestety jego własna rodzina postanowiła dołączyć do sojuszu który zniszczył cały spokój i równowagę. 

Wskoczył na jakiś murek obwąchując każdy centymetr, zaczął się w sumie martwić ze nie może złapać tropu. Nawet jeśli nie daj Merlinie Pan Flamel był już martwy to i tak powinien go wyczuć. Miał nadzieję ze to jedynie jakaś jego ochronna zapora która ma go chronić przez nieprzyjaciółmi. To było prawdopodobne. Och jak w tej chwili faktycznie Przydał by się Remi. Jego nos nie miał sobie równych. Musiał to przyznać ze jego ukochany bił go na głowę jeśli chodziło o możliwości tropicielskie, ale nie zamieniał się w Psa wiec chyba mógł przyznać ze było jeden do jednego? 

Nie dał się porwać rozmyślaniom o Remusie. Póki ten był bezpieczny w siedzibie i opiekowała się nim taka osoba jak żona Pana Flamela nie musiał się martwić. Teraz musiał wypełnić misję. Kolejny raz zaciągnął się powietrzem. Poczuł coś niedaleko siebie w jednej z niepozornej kamieniczek w których zwykle mieszkali mugole. Nie spodziewał się z złapać tropu w okolicy zamieszkiwań zwykłych ludzi. Wskoczył na schodki i powąchał powietrze z wnętrza budynku przez uchylone drzwi. Faktycznie. Zapach Alchemika uderzał coraz bardziej. Wślizgnął się wiec do środka i kierował się zapachem który wzmacniał się im wyżej wchodził. 

- Patrz mamusiu! Piesek! - usłyszał za sobą jakieś francuskie dziecko a zaraz po tym jak prawdopodobnie to samo dziecko łapie go chudymi rączkami za szyje.

- Na Boga! Ana! - zawołała za nią kobieta - Może być groźny albo chory! - złapała dziecko które okazało się być wychudła dziewczynką w pasie i odciągnęła od wielkiego czarnego psa. - ile razy ci mówiłam że masz się nie zbliżać do obcych zwierząt?! 

Nie chciał wywołać paniki wiec zamerdał wesoło ogonem i postarał się wyglądać jak najmniej strasznie. Wiedział ze jego aparycja jak się tylko postara potrafi rozkruszyć najbardziej twarde serce i tym razem się nie mylił. Oczka dziewczynki zalśniły okrutną szczęśliwością.

- Mamusiu ale on jest słodki! - zawołała wyrywając się własnej matce.

- Jak ja Cię wychowałam? - jęknęła ale nie miała zamiaru puszczać dziecka wolno. 

Syriusz zauważył ze kobieta prawdopodobnie chce wejść wyżej bo stała w miejscu spoglądając to na wyjście a to na górę. Zamachał jeszcze raz ogonem a dziewczynka zapiszczała na co została uciszona dłonią matki. 

- Bądź ze ciszej bo nas ktoś usłyszy! - dodała załamana. 

Dziecko jej się wyrwało i wyciągnęło z torby kawałek nadgryzionej bułki. 

- Może jest głodny!? - zapytała i ku wyraźnemu nieszczęściu kobiety podeszła do Łapy z pieczywem - Umiesz siad? - zapytała.

Syriusz nie miał czasu na zabawę z małymi dziećmi ale coś go dziwnie tknęło i postanowił pociągnąć to kilka minut. Usiadł grzecznie nadal z najbardziej poczciwą miną na jaką było go stać. Wywalił jęzor nadal machając ogonem. 

Gdy płoną kwiaty [WOLFSTAR (Syriusz x Remus) - Harry Potter - AU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz