- Szukałeś na Błoniach? – Lily bujała w rękach małego Harrego – Nie mógł się tak po prostu rozpłynąć...
- Już nie raz tak znikał. Szybko się znajdował. – sam James chodził w około co jakiś czas zerkając na Remusa który siedział w kąciku z miną wyrażającą więcej złości niż zmartwienia.
- Ostatnim razem też tak mówiłeś i omal nie zginął po tym jak trafił do więzienia. – mruknęła zdenerwowana, nikt już nie miał zamiaru negować jej zdania, miała rację. Pocałowała synka w główkę, ten bardzo płakał jakby wyczuwał nerwowa atmosferę.
- Czy jest jakieś miejsce poza Hogwartem do którego chodził? – zapytał Wilkołak unosząc twarz, sam też się bał, miał wrażenie że to może być też trochę jego wina. Może Syriusz był zazdrosny o to że jego przyjaciele mieli dobry kontakt, z obca osoba która sam tu sprowadził?
- Syriusz uwielbia muzykę, ogólnie się bawić. – westchnęła Lily – Zwykle potańczy, posłucha muzyki na żywo, trochę się napije, pogra na gitarze i wraca.
- To już druga doba. – dodał James. – Nie chce źle myśleć ale jakby miał wrócić to wrócił by po pierwszej.
- Mogę iść go poszukać poza Runiami – zaproponował Remus. – Jestem wilkołakiem... Nawet poza pełnia mam dość wyczulony węch. Znajdę go w ten sposób.
- Powinieneś jeszcze odpoczywać – zagadnęła dziewczyna zatroskana. – Nie chce żeby coś Ci się stało.
- Może i tak, ale jeśli ja nie pójdę to kto, James w końcu nie wytrzyma i sam pójdzie? A nie pozwolę by zostawił Ciebie i Harrego w tym momencie. Mam u was ogromny dług i proszę nie zaprzeczajcie. To będzie też jedną z niewielu chwil w której moje przekleństwo będzie przydatne.
- Zgodzę się tylko pod jednym warunkiem – stanął przed nim z powagą – Weźmiesz że sobą różdżkę i moja pelerynę niewidkę. – podszedł do szafy i wyciągnął z niej biały jedwabisty materiał i pudełko.
- Odziedziczył ja po ojcu – wyjaśniła kobieta widząc zdziwione spojrzenie Lunatyka.
- Jest w mojej rodzinie od pokoleń. – zaraz zaprezentował jej możliwości zakładając ja na siebie. Zniknął zaraz stając się zupełnie przezroczysty. – Nie pożyczam jej zwykle nikomu, no może Lily i Syriusz czy Dowódca mieli ja na sobie.
- Nie trzeba... – speszył się szybko.
- Nie chce słuchać odmowy. Chcę żebyś wrócił a najlepiej razem z tym niewychowanym metalem. – podał mu pelerynę. – W pudełku masz moją zapasową różdżkę, jak już wrócisz to dostaniesz swoją własną.
Skinął jedynie głową widząc że nie ma wyjścia. Zresztą mile go połechtało że o niego dbali. Nie przywykł od lat do takiej ilości dobrych emocji od innych ludzi.
- Uważaj na siebie. Możesz być poszukiwany. Zresztą tak jak on... Na Merlina jak można być tak głupim?! – pogładziła synka po rączce niemal już płacząc razem z nim. – Nie bój się synku. Wujkowie wrócą szybko. A potem Wujek Syriusz będzie mieć karę. Ja już coś mu wymyślę. O będzie Cię przewijał przez miesiąc. – próbowała zażartować dla własnego zdrowia psychicznego.
- Ruszam – stwierdził Remus i podszedł do dziewczyny z dzieckiem pożegnał się z nimi i zaraz też został wprowadzony przez ojca rodziny do jednego z wyjść.
- Ufam Ci – powodził gdy już dotarli do bramy, cała drogę milcząc. – Cholernie Ci ufam. Nie chce się zawieść.
- Nikogo oprócz Syriusza tu nie sprowadzę. – szepnął rozumiejąc jego niepewność, w końcu był nowy, w końcu mógł sprowadzić tu ludzi, James mil tak wiele do stracenia. – Nie chce stracić nowej rodziny. – narzucił na siebie pelerynę I schował różdżkę w rękawie. – James? Czy to przeze mnie wyszedł? – drgnął lekko – Wiem że to głupie ale odniosłem wrażenie że mógł poczuć się zazdrosny. Od śniadania kiedy powiedziałeś że to ja mógłbym być ojcem chrzestnym dla Harrego bardzo mnie unikał, zresztą sam zauważyłeś...
Ten milczał kilka chwil zastanawiając się co odpowiedzieć Lunatykowi.
- Nie był zazdrosny. To coś innego. Zupełnie innego. – westchnął – Syriusz bardzo długo przechodził ciężki okres. Nie wiem czy nazwanie tego depresja było by dobrym określeniem. Mówił Ci o swojej rodzinie?
- Podobno wszyscy zginęli...
- Tak. Po długim czasie postanowił ich pomścić i ruszył samemu na władcę. Nie zabił go, w sumie bardzo dobrze, unikamy morderstw za które nas oskarżają. Trafił do więzienia, był tam prawie pół roku. Resztę już znasz.
- Co ma to ma wspólnego ze mną? Bo nie wiem do czego zmierzasz. Szczególnie że jeszcze niedawno ostrzegałeś mnie przed znajomością z nim. – odchylił lekko pelerynę.
- Nie Remusie. Nie ostrzegałem to znaczy... Och chodzi mi o to że Syriusz po stracie rodziny uznał że nie może go już spotkać nic dobrego. Jedyne co go uszczęśliwiło to ślub mój i Lily i to że zostanie wujkiem. On czuję się winny śmierci ich wszystkich... I... Poniekąd jest.
- Winny? – uniósł brew – Nie rozumiem.
- Jeśli jest tak jak myślę to powinien sam Ci to powiedzieć. Rozmawiałem z nim o tym. Próbowałem... Myślę że jesteś dla niego ważny a on boi się nowych głębokich znajomości. – James widocznie już nie potrafił znaleźć słów.
- W porządku. Nie mów nic więcej. Jeśli coś go mocno gryzie w stosunku do mnie to powinien sam mi powiedzieć. Przykro mi jedynie ze ucieka narażając i siebie i organizacje. James... Jeśli to poprawi sytuację i on będzie spokojniejszy, odejdę gdy go tylko znajdę. Chociaż, to ostatnia rzecz jakiej bym chciał. – zatrzymał go Remus, znów się zasłonił peleryna. wyszedł przez uchylone wrota niewidoczny dla wszystkich.
To wszytko mu się bardzo nie podobało. Miał niezwykłą ochotę skrzyczeć Syriusza gdy go tylko znajdzie. Naprawdę od kiedy go zobaczył czuł z nim głęboka więź i nie spodziewał się że przez to będą takie kłopoty. Oczywiście jeszcze nic się nie działo. Jeszcze.
Zaciągnął się powietrzem i aż zawirowało mu w głowie od bodźców. Nie używał tego za często. Brzydził się swoim przekleństwem ale właśnie tak jak teraz miało swoje dobre strony.
Szybko wyłapał w milionie różnych zapachów ten jeden szczególny. Nie mógłby zapomnieć zapachu jego włosów i skóry na których wspomnienie przechodził go niezrozumiały dreszcz. Pamiętał każdy ten raz gdy tamten mężczyzna szukał u niego bliskości, zresztą że wzajemnością. Wtedy Remus się nad tym nie zastanawiał. Po prostu się działo, dawało przyjemny rodzaj niepokoju ale i właśnie spokoju. Miał wrażenie że przez te krótkie dni mógł zawsze do niego przyjść. Przytulić się i tak trwać we wzajemnej niezbyt zdrowej bliskości. Zarumienił się na kolejne przypomnienie tego pocałunku na korytarzu gdzie w sumie nic się nie stało. Syriusz pocałował go po prostu we włosy tuż za uchem. Trzymał go wtedy w objęciach tak jakby nie chciał go nigdy puścić ściskając go za ubranie i biodra. Gdyby nie szmer z oddali... Och...
Remus aż musiał się oprzeć o pobliskie drzewo. Wyobrażenie sobie tego jak Syriusz przesuwa niby to przypadkiem twarz bardziej w bok, jego gorący oddech dotyka ucha Wilkołaka a usta odnajdują skórę.
W pierwszej chwili się wzdrygnął bo myślenie o innym mężczyźnie w ten sposób było zwyczajnie niesmaczne. Jednak z drugiej strony to był praktycznie pierwszy raz gdy pozwolił sobie na myślenie o kimkolwiek jako obiekcie westchnień. Nigdy nie było czasu. Nigdy nie było śmiałości. Zawsze na pierwszym miejscu był jego problem. Zawsze odrzucał od siebie uczucia by nie skazywać nikogo na tą klątwę. Już dawno jak jeszcze matka żyła rozmawiał z nią o tym, wtedy powiedział jej ze będzie zawsze sam. Zawsze aż do śmierci. Ona wtedy z troska stwierdziła że nie może być tego taki pewny. Ze z pewnością znajdzie się ktoś na tyle silny i odważny by zaopiekować się jej synkiem gdy jej zabraknie. Jak na zawołanie kilka dni później zabrakło...
Zaśmiał się sam z siebie. To było niedorzeczne. Nie znał praktycznie Syriusza. Nie było możliwym żeby to właśnie on... Im dłużej o tym myślał tym bardziej się gubił.
Linia szczęki, włosy, zarost. Na Merlina te oczy. Te cholerne stalowe oczy w których zatonął już wtedy podczas egzekucji, a które dały mu tyle odwagi by godnie i z odwaga spojrzeć śmierci w twarz.
Kolejny raz musiał doprowadzić się do spokoju i równowagi. Musiał go znaleźć. Musiał przyprowadzić go do domu i dopilnować by nigdy więcej nie robił takich rzeczy. Nie stresował Lily i Jamsa. Nie robił sobie problemów u dowódcy który widocznie jeszcze nic nie Wiedział. James chciał to załatwić szybko i po cichu dla dobra przyjaciela.
Oderwał się od drzewa i ruszył w stronę widocznych w oddali miejskich zabudowań. Gdy tylko wszedł na betonowe drogi od razu zobaczył wielkie szyldy o eksterminacji magów i o tym jakim są zagrożeniem dla NORMALNEGO społeczeństwa. Zrobiło mu się niedobrze.
Ostatnie dziesięć lat było czystym koszmarem I czy to się kiedyś skończy...?
Trop poprowadził go do jakiegoś klubu z przybudowanym hotelem. Czuł jego zapach z obu miejsc. Dużo ostrzejszy że strony klubu.
Miną ochronę i bezszelestnie przemknął między stolikami z lożami w stronę najsilniejszego zapachu. W pewnym momencie zatrzymał się jak wbity w podłogę. Syriusz siedział za barem zalany niemal w trupa a jakiś facet zupełnie bezwstydnie go obmacywał jakby ten był jego własnością.
Nie miał pojęcia dlaczego ale w jego wnętrzu coś się skruszyło. Aż musiał złapać się za klatkę i oprzeć o jedną z kanap. Nie mógł przestać patrzeć na tą scenę chociaż działo się tylko gorzej. Facet łapał Syriusza za włosy i całował go... Całował...
Pierwszy raz w życiu pomyślał o kimś tak bardzo ciepło, że mógłby... A dosłownie w chwilę później dostał w twarz takim widokiem. Poczuł jak oczy zaczynają lśnić mu złotem. Jak zęby stają się dużo ostrzejsze... Jak kości bolą, że zaczyna się pierwsza faza przemiany. Taka jaka nie odróżniała go jeszcze od istoty ludzkiej i nie robił z niego wilkołaka. Krew uderzyła mu w skronie rozchodząc się pałacym płomieniem.
Zazdrość? Czy to była zazdrość? Czy już przez tą jedną małą chwilę przemyśleń i wcześniejsze niewinne dni mógł zgarnąć go dla siebie i mieć prawo do zazdrości. Wybrać go sobie?
Poczuł się beznadziejnie żałośnie. Musiał się mylić. Syriusz nie mógł... Nie mógł na to patrzeć, nie kiedy ten facet już dobierał się poważnie do Łapy. Do kogoś kto w jego wilczym mniemaniu był tylko i wyłącznie jego własnością.
Coś go jednak zatrzymało gdy już chciał wyjść i poczekać na niego gdzie indziej, by nie dopuścić do rozlewu krwi. Jakaś wewnętrzna świadomość że coś tu nie gra. Zrobił kilka kroków do przodu i dopiero teraz dostrzegł że Black nie wygląda na zadowolonego. Ze ten facet przytrzymuje go siła. Ze Syriusz się wyrywa i ma zaciśnięta szczękę, jakby grymas bólu i strachu.
Złość jaka poczuł wcześniej nabrała na sile ale jednocześnie teraz wiedziała na kogo konkretnie ma być skierowana. Już chciał wyciągnąć różdżkę kiedy przypomniał sobie to że nie można mu rzucać się w oczy... Musiał wymyślić coś dyskretniejszego od rzucenia facetem on sufit i ścianę roztrzaskując mu czaszkę. A potem wyrwania mu serca i zgnjecenia go w pięści gdy jeszcze będzie biło.
Uśmiechnął się pod nosem bo jego instynkt wilkołaka naprawdę miał ochotę na urządzenie rzeźni. Jednak był człowiekiem... Człowiekiem który chciał uchronić osobę która mogła ewentualnie ta najważniejszą.
Drgnął różdżka pod płaszczem szepcząc pod nosem zaklęcie. W tej samej chwili beczka z piwem wytrysnęła robiąc silny zamęt ale co ważniejsze dotkliwie raniąc kranem napastującego Syriusza faceta. Zwinął się trzymając się za głowę.
Syriusz wyglądał na zdezorientowanego, mimo upojenia alkoholowego rozejrzał się po Sali widocznie rozumiejąc że to nie mogło stać się samo z siebie. Wstał od baru i cofnął się kilka kroków zataczając się żeby nagle zostać wciągniętym w cień pod miękki materiał peleryny.
Remus złapał go w pasie i przyciągnął do siebie by oboje zmieścili się pod peleryną. Przywarł do ściany i korzystając z zamieszania zaczął wyprowadzać ich oboje z klubu. Syriusz smierdział tamtym facetem. Smietdział też alkoholem upadkiem.
- Remi...? – usłyszał zaskoczony szept.
- Nic nie mów, musimy szybko stąd wyjść. – powiedział mając nadzieję że nie brzmi tak bardzo wściekle jak miał wrażenie. Ze jego głos nie zdążył przybrać barwy wilkołaka.
Wedle nakazu już się nie odezwał. Udało im się wydostać z klubu i uciec w stronę lasu z którego wcześniej wyszedł Remus. Nikt nie miał czasu by zastanawiać się gdzie zniknął Black.
Nawet tam nie obdarzył Syriusza nawet jednym słowem. Nie wiedział co powiedzieć... Nie miał pojęcia jak zareagować. Nadal w swojej głupocie czuł że coś w nim w jednej chwili narodziło się i umarło żeby znów po chwili mieć zamiar się odrodzić. Jak cholerny feniks... Miał ochotę go zbesztać a jednocześnie przytulić i zapytać czy nie stała mu się krzywda. Czuł krew...
Zaczął doskonale rozumieć tak silny instynkt opiekuńczy Lily względem Syriusza i męża a teraz również ten naturalniejszy względem syna.
- Proszę powiedz coś. – jęknął gdy byli już pod jedną z bram. – Proszę...
- Jak wytrzeźwiejesz. – powiedział oschle. – Wtedy wiele usłyszysz. Niekoniecznie odemnie. – dodał jeszcze i napisał różdżka hasło wstępu do Ruin.
Gdy byli już bezpieczni po drugiej stronie nie ściągnął z siebie i z niego peleryny. Oparł się o ścianę i dopiero wtedy odetchnął. Zauważył też że kurczowo trzyma Syriusza w pasie. Nie puścił go jeszcze.
- Remi... – szepnął Łapa drżącym głosem. – Prze.. Przepraszam. – mruknął wciskając twarz w jego ramię.
- Nie mnie należą się przeprosiny. Twoja rodzina wychodziła z siebie ze zmartwienia. – nawet nie drgnął chociaż miał wrażenie że coraz bardziej kurczowo trzyma go w pasie jednocześnie gładząc okolice ledzwi druga dłonią.
- Przepraszam... – jęknął kolejny raz a Remus musiał złapać go mocniej bo ten zaczął się osuwać.
Oderwał się od ściany i poprowadził go w stronę komnat mieszkalnych nadal trzymając się pod peleryną. Kolejny raz używając węchu znalazł pokój Syriusza.
Tam położył go w łóżku i już chciał wyjść by dać mu wytrzeźwieć. Został jednak zatrzymany. Ten złapał go za rękę i przytrzymał.
- Proszę... – szepnął – Zostań... Proszę. Nie chce być sam. Remi...
- Idź spać. – odwrócił twarz nie chcąc na razie na niego patrzeć bo pewnie by uległ, był miękki. – Jesteś pijany.
- Jak wiele widziałeś? – dodał nagle a głos mu zadrżał jakby od płaczu.
- A co powinienem widzieć Siri? – zapytał nadal na niego nie patrząc. – Widziałem dość dużo. Nie chce teraz o tym rozmawiać. – dodał. – Nie wiem czy kiedykolwiek będę chciał. Idź proszę spać. Powiem im że Cię znalazłem żeby Lily mogła się przespać chociaż na chwilę. Musisz się ogarnąć do planowanej uroczystości twojego syna chrzestnego. Pomysl trochę o nim! - warknął wilczo i dopiero wtedy popatrzał mu w oczy swoim wilczym złotym blaskiem.
- Przepraszam... – zakwilił a Remus wyrwał mu dłoń wychodząc z pokoju.
Nie chciał go karać. Nie chciał okazywać mu złości bo to nie należało do niego, w końcu kim on był?! Jednak nadal czuł wewnątrz siebie ten dziwny bólu. Miał ochotę wyśmiać samego siebie bo miał wrażenie że to poczucie bycia zdradzanym. Przecież z nim nie był. Przecież nigdy nie będzie na Merlina! To był taki żałosny pomysł...
Syriusz został sam patrząc martwym spojrzeniem w sufit. Od razu przypomniały mu się słowa Lily o tym że zdąży jeszcze popsuć pierwsze wrażenie jakie zrobili na Remusie. Właśnie czuł że zaprzepaścił wszytko na cokolwiek mógł liczyć. Wilkołak nawet na niego nie patrzał a jak to zrobił to było w tym coś co odczuł jak obrzydzenie. Nie chciał z nim rozmawiać... Ale przyszedł po niego. Tylko co z tego? Przecież pewnie mu kazali... James miał teraz dziecko, nie mógł zostawić żony.
Zwinął się w kłębek i zagryzł zęby na własnej dłoni. Ból wstrząsnął jego ciałem tylko ten właśnie z dołu ciała był niczym w stosunku do tego co działo się w jego głowie.
CZYTASZ
Gdy płoną kwiaty [WOLFSTAR (Syriusz x Remus) - Harry Potter - AU]
FanfictionPewien niezwykły czarnoksiężnik powiedział bardzo ważne słowa podczas jeszcze ważniejszego zgromadzenia - "Magia rozkwita tylko w wyjątkowych duszach". W tych czasach wyjątkowość duszy to wyrok śmierci. Codzienny strach i łzy przeplatane determin...