To było chyba najcięższe zadanie w ich życiu. Tworzenie bramy było niezwykle obciążającym zajęciem. Tylko stary czarnoksiężnik wyglądał na niewzruszonego tym co robił. Jakby nie kosztowało go to nawet ułamka magii jaką ze sobą dysponował. Nie pytali o nic. Sami też nie rozmawiali. Jedynie wykonywali polecenia. Nie mieli tez pojęcia ile to już mogło trwać. Syriusz miał wrażenie ze to mogło być już naprawdę wiele godzin, na szczęście determinacja i wysiłek nie dawały mu myśleć o tym co mogą zastać po drugiej stronie. Czy będzie jeszcze po co tam przechodzić?
James radził sobie o niebo lepiej. Przecież przez wiele miesięcy by być przy ciężarnej żonie i potem malutkim synku sam zajmował się przejściami, miał w tym dużo większą wprawę i przychodziło mu to naturalniej. Mimo wszytko i on powoli słabł. Ich moc nijak miała się to osoby która tymczasowo nimi dowodziła Gellerta Grindelwalda.
- Panie. - usłyszeli głos za sobą, była to jak się domyślili prawa ręka tutejszego Dowódcy, Pani Vinda.
- Mamy ukończone osiemdziesiąt procent - powiedział nadal wpatrując się w jeden punkt za sobą. - Masz jakieś wieści z Hogwartu?
- Połączenie zostało zupełnie zerwane - powiedziała spokojnie jakby mówiła o tym że za chwilę będzie kolacja - W ostatnim sygnale widziałam że zaczęli brać jeńców.
James cały pobladł ale jednocześnie wzmocnił przepływ, czy to dawało nadzieje? Jeśli brali jeńców to nie zabijali na oślep? Była jeszcze szansa?
- Rozumiem. Mamy więc coraz mniej czasu. - stwierdził i dopiero teraz wstał, podparł się o piękną laskę i zszedł z podwyższenia, nie ociężale a dość gładko jakby nie miał tylu lat ile w rzeczywistości przeżył. - Panowie, jestem przekonany ze wasza determinacja jest tu kluczowym elementem. Zdaje sobie sprawę ze możecie mieć tam na miejscu rodziny. Znam ten schemat. Zabiorą jeńców poza Ruiny i dokonają ostatecznego zniszczenia na oczach tych kobiet, starców i dzieci. To ciężkie ale jeśli nie dacie z siebie wszystkiego, na granicy oddania ducha obawiam się ze wszytko co kochacie zginie. - powiedział łagodnie ale jednocześnie z brutalną szczerością i maską obojętności na twarzy.
- Harry i Lily.. - jęknął James i zacisnął pięści opierając się o ścianę żeby nie upaść - Moja rodzina.
Syriusz nie pisnął ani słowa. Stał wyprostowany chociaż przed oczami widział coraz częściej czarne mroczki. Zrozumiał aż za bardzo słowa Czarnoksiężnika. Również znał ten schemat. Wyprowadzą najwrażliwsze jednostki, pewnie wysadzą pozostałości po szkole w nadal walczącymi w środku, wyprowadzeni będą oglądać śmierć najbliższych słuchając ich krzyków. Przeżył to samo. Taki los był gorszy od śmierci i tortur. Śmierć i ich by znalazła, napastnicy nie mieli sumień gdy ginęły dzieci.
- James. - powiedział w stronę przyjaciela. - Zostało bardzo niewiele do otwarcia bramy. Damy radę. Mamy powód. - powiedział twardo.
Okularnik wyprostował się skupiając całego siebie na jednym jedynym celu. Pod palcami czuł już jak powierzchnia muru faluje. To oznaczało że brama zaczyna się przecierać.
- Doskonale. - powiedział starszy mężczyzna. - Albus dobrze was wyszkolił. - przyznał ze szczerym zadowoleniem. - Zawsze wiedziałem że ma niezwykły talent do przekazywania wiedzy. Zmysł taktyczny i jednocześnie niezwykły instynkt opiekuńczy.
Nie otrzymał odpowiedzi co go zadowoliło, byli skupieni na zadaniu i oto chodziło. W głębi korytarza zaczęli zbierać się jego osobiści żołnierze gotowi na rozkaz przejścia przez bramę i pomoc zakatowanej szkole. Na jej czele stało dwóch zamaskowanych mężczyzn którzy przyprowadzili tu Łapę i Rogacza.
CZYTASZ
Gdy płoną kwiaty [WOLFSTAR (Syriusz x Remus) - Harry Potter - AU]
FanfictionPewien niezwykły czarnoksiężnik powiedział bardzo ważne słowa podczas jeszcze ważniejszego zgromadzenia - "Magia rozkwita tylko w wyjątkowych duszach". W tych czasach wyjątkowość duszy to wyrok śmierci. Codzienny strach i łzy przeplatane determin...