Poprawiony!Kilka tygodni później
Lily
- Kupiliśmy wam dom! Cieszycie się?
Gdy tylko usłyszeliśmy te słowa spojrzeliśmy się oboje na siebie biorąc głęboki oddech. Po dość dużej wymianie zdan miedzy naszą szóstką i tak to oni postawili na swoim.
Przecież na spokojnie moglibyśmy zamieszkać w moim czy jego mieszkaniu bez martwienia się czy w nowym miejscu będę wstanie szybko dojechać do danego miejsca czy się w nim odnajdę.
Mogłam się spodziewać, że oni nasze zdanie mają w głębokim poważaniu.
- Jesteś pewna, że nie chcesz go sprzedać? - Cameron wszedł do sypialni przyglądając się kartonom obok mnie
- Jestem, to mieszkanie przyda im się bardziej niż mi pieniądze. Będą mieć dziecko, a mieszkanie kątem u rodziców jest niewygodne. Powinni mieć swoją przestrzeń. - wdycham pakując do kartonu nasze ostatnie ramki ze zdjęciami - Zresztą dla mnie i tak jest za duże. Dziadkowie kupili je zmysla, ze kiedyś zamieszkam tu z kimś z kim spędzę resztę swojego życia, a tu...wyszło jak wyszło.
- Wiem, oboje nigdy nie pomyślelibyśmy, ze sprawy obiorą takiego obrotu. - uśmiechnął się pokrzepiająca obejmując mnie ramieniem. - Możemy już wychodzić?
- Tak, firma przeprowadzkowa zabierze wszystkie rzeczy.
Klucze mieszkanie i oboje zjeżdżamy na parking.
- Chris to ty? Milo Cię znowu zobaczyć. Co u ciebie? - mowie widząc sąsiada wysiadającego z auta.
- Wszystko w porządku. Widze, ze u was tak samo. Już po ślubie.
- Zgadza się. Najbardziej męczący dzień mojego życia. - dodaje ze śmiechem zerkając na Camerona obok
- Zdaje sobie z tego sprawę. Przeprowadzka?
- Tak jak widać. Myślałem, że więcej kartonów nie zapakuje. - przewracam oczami na słowa Camerona. - No co? Widząc ilość twoich butów i ubran myślałem, że się nie spakujesz. - wbija we mnie swoje rozbawione tęczowki - Przepraszam, praca. - odbiera telefon odchodząc od nas.
- Przepraszam za niego. Czasem jak coś powie to można chwycić się za głowę.
- Żaden problem - kiwa głową obdarzając mnie zrozumiałym spojrzeniem - Wiesz tak właściwie to za każdym razem gdy Cię widziałem chciałem zaprosić sie na randkę, ale jak widać to nam pisane - spojrzałam na niego zaskoczona, nigdy bym się tego po nim nie spodziewała.
- Naprawdę? Nigdy by mi przez mysl nie przyszło. - powiedziałam zaskoczona - Zawsze byleś dla mnie tylko sąsiadem.
- Wiem, ale zawsze jakoś miałem nadzieje na jakąś kolacje albo kino. Jak widać już nie będę miał okazji. Wyszlaś za mąż gratuluje.
- Dziękuję. Tobie również słyszałam, że udało Ci się otworzyć restauracje.
- Zgadza się. Gdybyś miała chwilę to zapraszam. W końcu coś dla ciebie ugotuje. Będę już leciał. Miło było Cię znów zobaczyć.
- Ciebie również. Masz moje słowo, ze pewnego dnia dla mnie ugotujesz. - ściskam jego dłoń na pożegnanie - Do zobaczenia.
- Trzymam Cię za słowo, do zobaczenia. - mówi znikając po chwili za filarem.
Wzdycham odwracając szukając wzrokiem Camerona.
- Wszystko w porządku? - zapytał podchodząc do mnie - Kto to byl? Bo szczerze nie pamiętam.
- Dobry znajomy i sąsiad. - uśmiechnęłam się do siebie zbywając z niezrozumiale spojrzenie męża. - Wracajmy do naszego nowego domu - mowie z przekąsem zajmując miejsce pasażera.
Droga do domu dłużyła mi się niemiłosiernie do chwili gdy dostałam telefon od Jane, ze zgodnie z zapowiedzią wpadają na parapetówke. Duże zakupy i jeden miły, ale bardzo młody zalotnik szybko przepędzony przez mojego świeżego małżonka. Ah..nie za mi się znowu poczuć wolną.
- Poradzisz sobie? - zapytałam widząc ilość zakupów na kuchennym blacie, które przed momentem wnieśliśmy.
- Idź ułożyć rzeczy, a ja to schowam i zrobie nam szybki obiad. Zmykaj zanim zmienie zdanie!
Dobra udało mi się pięknie ułożyć każdą parę butów, wszystkie idelwnie poustawiane pod kątem sześćdziesięciu stopni w prawo. Powiedzmy sobie szczerze każda kobieta ma coś co uwielbia kupować. Moim hoplem są buty i biżuteria. Tego nigdy nie ma mało.
- Czy ty przez półtorej godziny układałaś buty? - odwracam się w jego strone czując, że zaraz zacznie mi drgać powieka.
- Tak, jakiś problem? Ja nic nie powiedziałam na temat twojej kolekcji samochodów.
- Zgadza się, ale to są limitowane kolekcjonerskie perełki. Dobra. Juz nic nie mowie, bo zaraz będziemy się kłócić o buty i samochody. - unosi ręce ku górze przecierając twarz - Chodź na dół, zrobiłem obiad.
- Jestem głodna. Co mi zrobiles? - zapytam idąc tuż obok niego na dół - Czekaj nie mów! - wyciągnęłam się czując zapach chyba sosu pomidorowego i oregano. - Spaghetti!
- Bingo! Ja robiłem ty zmywasz.
- Włożę do zmywarki - usiadłam przy stole zakładając sobie na talerz. - No co? Przynajmniej będą czyste.
- Nic nie mówie.
Gdy oboje zjedliśmy poukładałam naczynia do zmywarki, a potem wspólnie usiedliśmy przed telewizorem oglądając kilka odcinków WandaVision.
Pol godziny przed przyjściem reszty przebrałam się w lekką sukienkę przed kolano i balerinki, poprawiając jedynie tusz na rzęsach i nakładająca pomadkę na usta.
- Wiesz dziwnie się tu czuje. - odezwałam się siadając obok niego na kanapie. - Tak..no nie wiem jak to opisać..obco.
- Myślałem, że jedyny, który tak myśli. Ciężko mi się tu odnaleźć nawet nie chodzi oto miejsce tylko o ostatnie kilka miesięcy.
- Wiem co masz na myśli. Nagle z dnia na dzień jakbyśmy zostalili nasze życie i zaczeli na nowo według zasad kogoś innego.
- Dokladnie. Ciekawe jak oni by się tu odnaleźli. Znamy się jakieś trzy miesiące. Mamy ślub, dom jeszcze brakuje nam psa albo kota. To wszystko to szaleństwo.
- Szaleństwo, w ktore musimy nauczyć się grać. - powiedziałam cicho kładąc głowę na jego ramieniu - Najchętniej bym stąd wyjechała daleko przed siebie.
- Zawsze możemy w końcu mamy jeszcze miesiąc miodowy przed nami. Nie wybrali nan gdzie?
- Wyjątkowo tą decyzje pozostalili nam. Jacy oni dobrzy. - parsknęłam ze śmiechem - Pierwsi goście. Mężu czyń honory domu.
- Żono, potowarzysz mi. - podaje mi dłoń kierując do drzwi.
Nasze nowe wspólne życie.
CZYTASZ
Wymuszone małżeństwo
Short StoryDziękuję za 200 000 odsłon! Jesteście wspaniali!! - Czy wy jesteście normalni! - podnosłam na nich głos,ca większość gości w restauracji się na nas spojrzała - Nie rób scen. - skarcił mnie ojciec, starając się sprawdzić mnie do porządku - Nie rób...