Rozdział 12

8.3K 202 10
                                    


Poprawiony!

Kilka tygodni później

Lily

- Kupiliśmy wam dom! Cieszycie się?

Gdy tylko usłyszeliśmy te słowa spojrzeliśmy się oboje na siebie biorąc głęboki oddech. Po dość dużej wymianie zdan miedzy naszą szóstką i tak to oni postawili na swoim.

Przecież na spokojnie moglibyśmy zamieszkać w moim czy jego mieszkaniu bez martwienia się czy w nowym miejscu będę wstanie szybko dojechać do danego miejsca czy się w nim odnajdę.

Mogłam się spodziewać, że oni nasze zdanie mają w głębokim poważaniu.

- Jesteś pewna, że nie chcesz go sprzedać? - Cameron wszedł do sypialni przyglądając się kartonom obok mnie

- Jestem, to mieszkanie przyda im się bardziej niż mi pieniądze. Będą mieć dziecko, a mieszkanie kątem u rodziców jest niewygodne. Powinni mieć swoją przestrzeń. - wdycham pakując do kartonu nasze ostatnie ramki ze zdjęciami  - Zresztą dla mnie i tak jest za duże. Dziadkowie kupili je zmysla, ze kiedyś zamieszkam tu z kimś z kim spędzę resztę swojego życia, a tu...wyszło jak wyszło.

- Wiem, oboje nigdy nie pomyślelibyśmy, ze sprawy obiorą takiego obrotu. - uśmiechnął się pokrzepiająca obejmując mnie ramieniem. - Możemy już wychodzić?

- Tak, firma przeprowadzkowa zabierze wszystkie rzeczy.

Klucze mieszkanie i oboje zjeżdżamy na parking.

- Chris to ty? Milo Cię znowu zobaczyć. Co u ciebie? - mowie widząc sąsiada wysiadającego z auta.

- Wszystko w porządku. Widze, ze u was tak samo. Już po ślubie.

- Zgadza się. Najbardziej męczący dzień mojego życia. - dodaje ze śmiechem zerkając na Camerona obok

- Zdaje sobie z tego sprawę. Przeprowadzka?

- Tak jak widać. Myślałem, że więcej kartonów nie zapakuje. - przewracam oczami na słowa Camerona. - No co? Widząc ilość twoich butów i ubran myślałem, że się nie spakujesz. - wbija we mnie swoje rozbawione tęczowki - Przepraszam, praca. - odbiera telefon odchodząc od nas.

- Przepraszam za niego. Czasem jak coś powie to można chwycić się za głowę.

- Żaden problem - kiwa głową obdarzając mnie zrozumiałym spojrzeniem - Wiesz tak właściwie to za każdym razem gdy Cię widziałem chciałem zaprosić sie na randkę, ale jak widać to nam pisane - spojrzałam na niego zaskoczona, nigdy bym się tego po nim nie spodziewała.

- Naprawdę? Nigdy by mi przez mysl nie przyszło. - powiedziałam zaskoczona - Zawsze byleś dla mnie tylko sąsiadem.

- Wiem, ale zawsze jakoś miałem nadzieje na jakąś kolacje albo kino. Jak widać już nie będę miał okazji. Wyszlaś za mąż gratuluje.

- Dziękuję. Tobie również słyszałam, że udało Ci się otworzyć restauracje.

- Zgadza się. Gdybyś miała chwilę to zapraszam. W końcu coś dla ciebie ugotuje.  Będę już leciał. Miło było Cię znów zobaczyć.

- Ciebie również. Masz moje słowo, ze pewnego dnia dla mnie ugotujesz. - ściskam jego dłoń na pożegnanie - Do zobaczenia.

- Trzymam Cię za słowo, do zobaczenia. - mówi znikając po chwili za filarem.

Wzdycham odwracając szukając wzrokiem Camerona.

- Wszystko w porządku? - zapytał podchodząc do mnie - Kto to byl? Bo szczerze nie pamiętam.

- Dobry znajomy i sąsiad. - uśmiechnęłam się do siebie zbywając z niezrozumiale spojrzenie męża. - Wracajmy do naszego nowego domu - mowie z przekąsem zajmując miejsce pasażera.

Droga do domu dłużyła mi się niemiłosiernie do chwili gdy dostałam telefon od Jane, ze zgodnie z zapowiedzią wpadają na parapetówke. Duże zakupy i jeden miły, ale bardzo młody zalotnik szybko przepędzony przez mojego świeżego małżonka. Ah..nie za mi się znowu poczuć wolną.

- Poradzisz sobie? - zapytałam widząc ilość zakupów na kuchennym blacie, które przed momentem wnieśliśmy.

- Idź ułożyć rzeczy, a ja to schowam i zrobie nam szybki obiad. Zmykaj zanim zmienie zdanie!

Dobra udało mi się pięknie ułożyć każdą parę butów, wszystkie idelwnie poustawiane pod kątem sześćdziesięciu stopni w prawo. Powiedzmy sobie szczerze każda kobieta ma coś co uwielbia kupować. Moim hoplem są buty i biżuteria. Tego nigdy nie ma mało.

- Czy ty przez półtorej godziny układałaś buty? - odwracam się w jego strone czując, że zaraz zacznie mi drgać powieka.

- Tak, jakiś problem? Ja nic nie powiedziałam na temat twojej kolekcji samochodów.

- Zgadza się, ale to są limitowane kolekcjonerskie perełki. Dobra. Juz nic nie mowie, bo zaraz będziemy się kłócić o buty i samochody. - unosi ręce ku górze przecierając twarz - Chodź na dół, zrobiłem obiad.

- Jestem głodna. Co mi zrobiles? - zapytam idąc tuż obok niego na dół - Czekaj nie mów! - wyciągnęłam się czując zapach chyba sosu pomidorowego i oregano. - Spaghetti!

- Bingo! Ja robiłem ty zmywasz.

- Włożę do zmywarki - usiadłam przy stole zakładając sobie na talerz. - No co? Przynajmniej będą czyste.

- Nic nie mówie.

Gdy oboje zjedliśmy poukładałam naczynia do zmywarki, a potem wspólnie usiedliśmy przed telewizorem oglądając kilka odcinków WandaVision.

Pol godziny przed przyjściem reszty przebrałam się w lekką sukienkę przed kolano i balerinki, poprawiając jedynie tusz na rzęsach i nakładająca pomadkę na usta.

- Wiesz dziwnie się tu czuje. - odezwałam się siadając obok niego na kanapie. - Tak..no nie wiem jak to opisać..obco.

- Myślałem, że jedyny, który tak myśli. Ciężko mi się tu odnaleźć nawet nie chodzi oto miejsce tylko o ostatnie kilka miesięcy.

- Wiem co masz na myśli. Nagle z dnia na dzień jakbyśmy zostalili nasze życie i zaczeli na nowo według zasad kogoś innego.

- Dokladnie. Ciekawe jak oni by się tu odnaleźli. Znamy się jakieś trzy miesiące. Mamy ślub, dom jeszcze brakuje nam psa albo kota. To wszystko to szaleństwo.

- Szaleństwo, w ktore musimy nauczyć się grać. - powiedziałam cicho kładąc głowę na jego ramieniu - Najchętniej bym stąd wyjechała daleko przed siebie.

- Zawsze możemy w końcu mamy jeszcze miesiąc miodowy przed nami. Nie wybrali nan gdzie?

- Wyjątkowo tą decyzje pozostalili nam. Jacy oni dobrzy. - parsknęłam ze śmiechem - Pierwsi goście. Mężu czyń honory domu.

- Żono, potowarzysz mi. - podaje mi dłoń kierując do drzwi.

Nasze nowe wspólne życie.

Wymuszone małżeństwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz