Rozdział 29

6.5K 206 9
                                    

Dziękuję za 30.000 odsłon jesteście wspaniali🥰

Jak co dzień budzę się w ramionach mojego ukochanego męża. Leżę przytulona do jego ciepłego torsu.

- Skarbie nie wierć się - mruczy kiedy staram się wyjść z łóżka.

- Daj mi wyjść, muszę się uszykować. - zabieram jego rękę sięgając po moją koszulkę nocną

- Ale mi tak wygodnie

- Cam...proszę Cię

- Oh no dobrze - wzdycha z wyraźną dezaprobatą

- Nie gniewaj się - daję mu buziaka

- Kochanie wiesz, ze pięknie dziś wygladasz. - słyszę nad uchem kiedy zakładam koszulkę.

- Dziękuję - mówie

Wstaje i sięgam po leżący na fotelu szlafok

- Zrób mi śniadanie

- Nie powinno być odwrotnie - mówi obserwując mnie swoim łubieżnym wzrokiem

- Równouprawnienie. Ty też możesz - wiąże szlafrok

- Niech Ci będzie - wzdycha kładąc ręce pod głową

- Ja idę się szykować, a ty wiesz co masz zrobić - mówie i znikam za wejściem do garderoby

Dzisiaj robię za świętego Mikołaja. Już wyjaśniam dlaczego. Co roku ja Jonathan, Ruby, Mike i Jane, a od teraz Cameron i Jake będziemy jeździć po sierocincach i dawać prezenty dziecią.

Wyciągam z pokrowca moją czerwoną sukienkę, której końce są wykończone białym futerkiem podobnie jak rękawy. Tp jest mój strój na takie okazję Ruby i Jane mają takie same tyle chłopacy zaś będą mieli na sobie tylko i aż świateczne swetry. W tym roku żaden z nich nie chciał się zgodzić na strój elfa. Nawet Jonathan! Eh. Kiedyś byli bardziej ulegli i podatni na nasze wpływy, a teraz to postawili się i nic nie da się zdobić.

Biorę prysznic i po przebraniu się w luźne dresy schodzę na doł czując piękny zapach jeżdżenia. Na ten zapach w moim brzuchu zaczeła się rewolucja.

- Proszę śniadanie gotowę - staję przedemną dość spory omlet

- Dziękuję - mówię biorą w dłoń wielec

Cameron siada na przeciw mnie jedząc swoją porcje

- Smacznego - biorę pierwszy kęs - Boże to jest obłedne - to jest naprawdę dobre nie spodziewałabym się, że on potrafi cos ugotować.

- Widzisz nie jestem aż takim złym kucharzem

- Ale naleśników nie potrafisz zrobić

- Przyznam się bez bicia to moja pięta achillesowa

Po śniadaniu dosuszam na pół wysniete włosy i delikatnie je podkręcam. Zakłam mój swiateczny strój uprzednio się malujac i schodzę na dół gdzie czeka na mnie mój mąż

- Do twarzy ci w tym sweterze choć..- zaczynam, ale mi przerywa

- Nie zaczynaj z tym elfem.

- Nawet nie chciałam - mówię przerwacajac oczami. Kurczę przejrzał mnie

- Pięknie wyglądasz moja Mikołajko

- Właśnie Mikołaj. - biorę komórkę z blatu  wybierając numer do Jake

- Słucham- słyszę kiedy odbiera

- Jake czy Scott ma strój

- Ma wszystko zaraz jadę po niego i bedziemy na czekać

- Jak dobrze słyszeć dobre informacje z rana. Cześć - mówię i rozlączam się

- Jedziemy? - zadaję pytanie

- Tak, tak

Przemierzając ulicę Nowego Jorku nuciłam swiateczne piosenki płynące z radia.

Po zaparkowaniu na wolnym miejscu, witam się z resztą naszej paczki.

- Witaj Scott - mówię do świętego Mikołaja. Naprawdę Scott mógłby być jego sobowtórem, jego śnieżnobiala broda zapuszczana przez lata jest tego dowodem. - Gotowy na tegoroczny dzien prezentów

- Oczywiście, ja zawsze jestem gotowy na pomoc, a wy jak moję śnieżynki?

Wychodzimy do wielkiej sali, w której są wszyscy, którzy powinni być czyli przede wszystkim dzieciaki

Wszystkie prezenty zostały dostarczone kilka dni wcześniej, bo taszczenie ich dzisiaj było by wręcz nierealne.

Scott siada na czerwonym fotelu, a my zajmujemy się podawaniem prezentów

- Jacob Yung - wyczytuje jedno z ostatnich imion

Chłopak pochodzi do nas i odbiera torbę. Doskonale wiem co się w niej znajduję.

- Może otworzysz młody człowieku - mówi Scott

Chłopak otwiera torbę i w której jest zestaw do szkicowania zarówno amatorskiego jak i profesjonalnego

- Otwórz - mówię do niego kiedy wyciąga kopertę

- Zapraszamy pana Jacoba Young'a na warszaty artystyczne do New york academy of art. - po jego twarzy widać szok zaskoczenie radość - Jezu dziękuję- mówi ściskając Scotta jak i każedgo z nas - Dziękuję pani - mówi przytulając mnie

- Nie ma za co - uśmiecham się w jego stronę

Każdy potrzebuję szansy na lepszy początek, który staramy sie dawać pomagając osobą, którym nie miały szczęścia takiego jak większość z nas.

- Skarbie jestem wykączony - mówi niemal rzucając się na sofe.

- Ja za to mam mnustwo energi choć chętnie sama bym odpoczeła

- Tp choć do mnie

- Wybacz, ale nie mogę muszę coś zjeść głodna jestem

- A co powiesz jak coś zamówimy - pyta Cameron

- W sumie to może być. Co powiesz na owoce morza. - proponuję

- Choć wolałbym pizze to zgodzę się na to

- To dalej zbieraj sie jedziemy - klepie go i wstaję z sofy.

Szybko przebieram się w luźniejsze ciuchy. Postawiłam na ciemne materiałowe spodnie i ciemnozieloną koszule. I zeszłam na dół

Zamówiliśmy nasze dania.

- Co sadzisz o świątecznym obiedzie z naszymi rodzicami.

- Szczerze staram się o tym nie myśleć będzie co będzie nie ma czym się martwić. A ty? - mówię kiedy kelner podaje mi danie

- Też.....

Wymuszone małżeństwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz