Rozdział 15

7.8K 192 14
                                    

Poprawiony

Kim pani jest? - zapytałam starszą kobietę patrzącą to na mnie to na rozbite talerze - Kim pani jest? Co pani tu robi? - powtórzyłam spokojnie podchodząc do niej

Nie pomyliłam domów? Nie, na ścianie wisi nasze ślubne zdjęcie i poznaje meble.

- Pracuje - odpowiedziała niepewnie trzymając w dłoni ścierkę - Wcześniej zajmowałam się mieszkaniem Camerona, a teraz jego domem

- Boże przepraszam panią, mój mąż słowem się nie odezwał, że ktoś dzisiaj przyjdzie. - powiedziałam zakłopotana podchodząc bliżej - Chociaż w jego stanie to cud jeśli będzie wiedział co się dzieje w okół niego. - wymamrotałam po siebie - Nie przedstawiłam się. Lily, a pani

- Lidia - podałam jej dłon - Powinnam sprać tego chłystka jak tylko dopadnę go w swoje ręce. - ścisnela drobną dłoń na ścierce - Postrzątam to, jeśli możesz przekaz mu, że jeśli dzisiaj wpadnie mi w ręce albo przyjdzie po cokolwiek przesole mu obiad.

- Jest mi tak okropnie głupio, ze panią przestraszyłam. Oh..jestem wściekła na niego. Proszę zostawić te naczynia, sam je posprząta. - zatrzymałam ją - Pójde po niego.

Poszlam na górę szukając mojego jeszcze żywego małżonka w sypialni.

- Cameron, czy pamiętasz o czym zapomniałeś mi powiedzieć? - staje na przeciw niego, który zdezorientowany patrzy mnie wkładając koszulke

- Zaraz wyniosę te śmieci, dopiero wyszedłem spod prysznica.

- Lidia - wypowiadam imię kobiety na co Cameron wygląda jakby dostał olśnienia

- Cholera, przepraszam Cię. Kompletnie wypadło mi z głowy, że ma dzisiaj przyjść. Była moją gosposią gdy mieszkałem sam, a teraz poprosiłem ją aby zajela się naszym domem, my i tak będziemy głównie pracować i nie będziemy mieć tyle czasu na ogarnięcie domu.

- Dobrze, a nie sądzisz, że takie kwestie warto przedyskutować ze mną? Co z tego, że i tak bym się zgodziła, ale chodzi o zasady, siedzimy w tym obydwoje kochanie.

- Wiem, przepraszam.

- Teraz idziesz na dół, wynosisz śmieci i sprzątasz zbite talerze z kuchni. Jasne?

- Nie wiedziałem, że potrafisz być taką jędzą

- Potrafie być większą. - uśmiechnęłam się złośliwie zamykając za nim drzwi sypialni - Kretyn - wymamrotałam do siebie

Przebralam się w świerze ubrania. Luźne dresowe spodnie i koszulka z Grootem. Weszlam na dół widząc Camerona zbierającego z podłogi szkla i Lidie prawiąca mu kazania.

Relacja pracownika i pracodawcy jest im obca, ale Cameron jest czasami osobą, której przyda się lekcja dobrego wychowania.

- Pomóc pani w czymś? - zapytałam przechodząc obok męża

- O..możesz pokroić sałatę i wstaw piekarnik. Przygotuje łososia. Mam nadzieję, ze nie jesteś uczulona?

- Nie nie jestem. Kochanie jak Ci idzie sprzątanie? - zapytałam wychylając się zza blatu

- Już skończyłem, jeszcze tylko pozamiata, ale lepiej nie chodź boso po podłodze nie chcę bawić się później w pielęgniarkę.

- Zapamietam.

Obie z Lidią przyrządziłyśmy jedzenie, Cameron w tym czasie poszedl trochę popracować. Nie powiem, że nie, ale muszę przyznać, że  wyglądał całkiem nieźle z zaciągniętymi rękawami koszuli  i zmierzchwionych włosach.

- Cholerny zamek - warknełam po raz kolejny próbując zapiąć sukienkę -  przysięgam zaraz założe spodnie

- Moze pomoc? - wzdrygnełam słysząc za sobą głos Camerona i po chwili jego chłodne opuszki palców na mojej rozgrzanej skórze

- Dziękuję. Możemy jechać? Tylko spakuje parę rzeczy dla Ruby.

- Jasne, zaczekam w aucie. - kiwnełam głową wyciągając z garderoby torbę pakując do niej wszystk co potrzene

Wyszlam z domu zostawiając go pod opieką Lidii, która stwierdziła, że jest posprząta.

- Mam nadzieję, że on ma większego kaca odemnie. - mruknął Cameron w drodze do mieszkania Jamesa

- Mysle, ze ma, ale tego dowiemy się gdy tam wejdziemy.

Po chwili staliśmy pod drzwiami mieszkania Jamesa, które po chwili otworzył wyglądając jak siedem nieszczęść

- Wchodzcie, życie mi ratujcie od nich

- Ruby? - zapytałam chodząc w głąb nowoczesnego mieszkania - Jesteś tutaj?

- Gdzie oni są? - zapytał Cam

- Błagam zabijcie mnie albo ja zabije ich -  powiedział z niemocą machnął ręką i poszedl chyba do kuchni

Niemal nie podskoczyłam gdy jedna para drzwi uderzyła z impetem o ścianę, a z nim niemal  wybiegła dwójka dorosłych osób rzucająca się poduszkami jak dzieci.

- Oni nie są jeszcze pijani co nie? - powiedział za mną Cameron będąc w rownie dużym szoku co ja

- Mam do tego pewne wątpliwości, ale sprawiają wrażenie jakby byli pod wpływem czego innego

- Chyba endorfin - parsknął James wchodząc do salonu - Rano mieli takiego kaca, ze nie mogli palcem ruszyć, a teraz? Chryste zaraz wyciagne broń spod poduszki jeśli usłysze jeszcze jeden trzask.

- Ruby! Dobrze się czujesz? - podeszłam do dziewczyny w rumieńcami na twarzy i zmierzchwionymi włosami - Mam dla ciebie ciuchy.

- Świetnie, daj mi je. - wzięła ode mnie torbę - Jane, mówiła Ci o co chodzi?

- Nie, nic nie wiem. Pośpiesz się to szybciej wyjedziemy.

- Daj mi dwadzieścia minut.

Od Jane
Ile wam to zajmie? Będę czekać w mieszkaniu.

Do Jane
Dopiero przyjechałam po Ruby. Ubiera się. Będziemy za max godzinkę. Dam jeszcze znać jak będziemy się zbliżać.

Od Jane
Jasne:)

- Uwazaj z gazem i nie zarysuj boku przy parkowaniu. - przewracam oczy na jego słowa

- Skabie, nie mam prawa jazdy od tygodnia tylko od kilku lat. Spokojnie poradzę sobie. Najwyżej całkowicie Ci je skasuje.

- Nawet tak nie żartuj. Poprostu uwazaj na drodze i napisz jak będziesz wracać dobrze?

- Dobrze. - kiwnełam głową na jego słowa - Odbiore Cię jak będę wracać.

- Dobrze. Jeszcze raz.

- Daj jej żyć. Jestes nadopiekuńczy. Bawcie się dobrze. - Ruby niemal nie wciągnęła mnie z mieszkania zamykając drzwi - Zawsze taki był?

- Chyba tak. Jedźmy.


Wymuszone małżeństwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz