Jestem w trakcie spotkania na obrzeżach miasta i zamiast skupić się na kontrahentach myślałami jestem przy swojej żone. Boże ile bym dał żeby moja słodka Lily była teraz w domu, a nie pracowała w firmie. Mogłem postawić sprawę jasno, ze nie będzie pracować, już i tak nie podobało mi się, że ma zamiar pracować do końca ósmego miesiąca, ale o te dwa tygodnie, które zamiast w firmie miała być w domu jestem, a raczej byłem wściekły.
- Przepraszam - mówię kiedy mój telefon zaczyba dzwonić - zapomniałem wyciszyć
Odrzucam połączenie odkładam telefon na brzeg stolika
- To na czym skończylismy - pytam skupiając swoj wzrok na panu Sandersie
- Myśle, że hotel powiniem być blisko morza
- Ma pan na mysli kolejny kurort dla turystów.
- Tak coś takiego.
Zerkam na telefon, na który ktoś dzwoni
- Proszę odbrać - mówi pan Sandres pocierając swoją siwiejącą brodę - Może coś ważnego
Kiwma głową i zostawiam go z moją asystenką.
- Cameron Black słucham
- Dzień dobry panie Cameronie, mówi Stuart. Panienka Lily była u rodziców- na imię mojej żony moję ciśnienie wzrasta
- Lily coś się stało
- Tak, zaczeła rodzić. Jest w drodze do szpitala
- Jak to rodzić co sie stało?!
- To teraz nie ważne musisz natychmiast jechać do szpitala
- Jakiego szpitala?
- Belleuve hospital center - mówi a ja się rozłączam
Wracam na sale
- Przepraszma pana, ale musimy zakonczyć spotkanie kiedy indziej
- Coś się stało?
- Moja żona właśnie zaczeła rodzi musze do niej jechać.
- Dobrze proszę jechać, a ja umówie kolejny termin z panią Hannah
- Dziękuję Dowidzenia
Wsiadam do auta i wciskam pedał gazu tak mocna jak to tylko możliwe.
Przecież to za wcześnie za dwa tygodnie za wcześnie. Miała termin na 16 sierpnia nie 28 lipca. Mam tylko nadzieję, że nic im się nie stanie. Przecież my nawet nie wybralismy jeszcze imienia dla naszej małej. Powinienem być teraz przy niej, a nie być w drodze do szpitala.
Jestem pewniem, że podczas jazdy złamałem więcej przepisów niż kiedykolwiek.
Parkuję na wolnym miejscu i biegne do wejścia szpitala.
- Gdzie jest Lilian Black - mówię stojac przy recepcji .
- Jest pan kims z rodziny
- Jestem jej mezem do cholery. - podnoszę głos przez tr nerwy
- Prosze sie nie denerwować, sala numer trzynaście drugie piętro.
Nie mam zamiaru czekać na windę biegnie po schodach i odrazu kieruje się do właściwej sali.
- Cameron jesteś - widze moją mamę
- Można tam wejść?- pytam od razu
- Nie, nie wiem lekarz mówił - patrzę na mnią nic nie rozumiejąc
- Co się kurwa dzieję - wrzeszcze patrząc na wszystkich.
- Dziecko owineło się pępowiną Lily zaraz będzie mieć cesarskie cięcie. - mówi Jonathan
- Muszę tam wejść - mówię
- Lekarz tam jest nie możesz
- To jest moja żona do chuja muszę być przy niej. - ryczę n całe gardło.
- Proszę o ciszę - z drzwi wychodzi lekarz
- Muszę wejsć do żony - mówię do kobiety w białym kitlu.
- Dobrze, ale tylko na chwilę pacjentka zaraz ma zabieg.
Prawie taranujac kobietę wchodzę do sali. Widzę widok rozrywjący moje serce
- Cameron, jesteś - patrzę na moją miłość życia
- Lily kochanie jestem przy tobie. Wszystko będzie w porządku. Zaraz na świecie pojawi się nasza mała córeczka. Nasz aniołek
- Cameron proszę jeśli coś mi się stanie jeśli mnie zabraknie....
- Lily nie mów tak - staram się hamować łzę po policzku
- Proszę nie przerywaj mi....obiecaj mi, że będziesz ją kochać wspierać i robić dbać.
Wybrałam imię. Daj jej na imię Nancy.- Lily Kocham Cię, ale nie mogę Ci tego obiecać. Bo my razem, będziemy ją wspierać wychowywać i kochać.
- Proszę wyjść, przenosimy pacjente.
- Cameron obiecaj proszę - ściska moja dłoń
- Obiecuję.
- Kocham Cię - mówi kladąc dłoń na moim policzku
- Lily ja tez Cię Kocham
Patrzę w jej piękne oczy. Na moja miłość, która znika za drzwiami sali....

CZYTASZ
Wymuszone małżeństwo
Historia CortaDziękuję za 200 000 odsłon! Jesteście wspaniali!! - Czy wy jesteście normalni! - podnosłam na nich głos,ca większość gości w restauracji się na nas spojrzała - Nie rób scen. - skarcił mnie ojciec, starając się sprawdzić mnie do porządku - Nie rób...