Rozdział 9

8.5K 217 9
                                    

Poprawiony!

- Halo - mowie zaspanym głosem odbierając telefon.

- Wiedziałam że śpisz - usłyszałam rozradowany głos Jane po drugiej stronie.

- Skoro wiedziałaś to czemu budzisz? Jest szósta!

- Oj tam, oj tam. Miałam Cię obudzić.

- Tak, ale po ósmej. Kobieto szanuj mój czas snu.

- Przesadzasz, idę budzić resztę.

- Przysięgam gdybyś tu była z przyjemnością bym Cię udusiła.

- Mike by mnie obronił. Prawda kochanie? - przewracam oczami na jej słowa - Zapomnij, jeszcze bym jej pomógł chować ciało.

- Widzisz nawet on jest po mojej stronie. Dobranoc. - rzuciłam rozłączając się

Niech Bóg mi świadkiem kiedyś pójdę siedzieć za morderstwo!

Od Jo

Blagam powiedz, że nie tylko do mnie dzwoniła.

Do Jo

Niestety. Łącze się w bólu i idę spać dalej tobie też to radzę.

Zasnelam przesypiając ledwo niecala godzinę. Niewyspana i rozdrażniona potrafię sprawić innym piekło na ziemi o ile na nie zasłużą, a tamtej kobiecie się należy aż za nadto.

Mocna gorzka kawa, bez cukru i mleka powinna postawić mnie na nogi. Czasem trzeba użyć ciężkich środków aby przetrwać.

Suche musli. Serio? Aż tak ciężko zrobić mi zakupy. Trzeba cierpieć za swoje błędy. Poranne programh śniadaniowe to jedyne na co mogę sobie pozwolić, a szczególnie obe my temat: najbardziej szkodliwe diety. Cóż przynajmniej wiem czego nie robić.

Zmiana stroju i założenie koszulki na odwrót żeby niczym nie pobrudzić sukienki przy malowaniu. Delikatną białą sukienka na ramiączkach z wiązaniem z tyłu, sięgajaca mi przed kolana do tego złote kolczyki, łanczuszek z szafirowym oczkiem i beżowe obcasy, a także  obowiązkowo pierścionek zaręczynowy od Camerona.

- Cokolwiek się teraz dzieje niech to się nie dzieje, błagam. - warknełam kolejny raz przekręcajac kluczyk w stacyjce

Próbowałam jeszcze kilka razy cały czas z takim samym skutkiem. Wszyscy pewnie są już w drodze, a w obecnych korkach nikt po mnie nie przyjedzie.

Cameron! Pomyślałam po chwili. Ich firma jest niedaleko mieszkania, wiec może jest nadzieja, że jest gdzieś blisko.

Od razu mogłam o tym pomyśleć mam tylko nadzieję, że nie jest na miejscu bo inaczej musiałabym się tłuc taksówką

- Cameron powiedz mi, że nie ma cię na uczelni.

- Nie, jestem w drodze, a stało się coś?

- Podjedziesz po mnie? Auto mi padło, a reszta pewnie jest bliżej uczelni niż mnie. Poratujesz mnie?

- W każdym momencie, wyjdź przed budynek. Za moment tam będę.

- Dziękuję.

Wyszłam przed budynek, nerwowo stukając obcasem o kostkę brukową. Denerwuje się i to jak cholera.

- Lily? - uslyszałam za plecami głos sąsiada z torbami zakupów w dłoniach.  - Co tu robisz?

- Czekam, a ty? Widzę, że udaly Ci się zakupy - przynajmniej ktoś ma pełną lodówkę.

Wymuszone małżeństwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz