Rozdział 30

6.9K 199 25
                                    


Boże ostani raz jadłam owoce morza. To jest jedyna rzecz, którą mogłam się zatruć niczego innego nie jadłam.

Czuję się do dupy. Cameron musiał coś załatwić na mieście, a ja nie rozstaje sie z muszlą klozetową.

Mam nadzieję, że szybko mi to minie za dwa dni święta, a ja. Po prostu szkoda słów.

- Dobra trzeba się ogarnąć - mówię do siebie wstając

Myje twarz zimną wodą starajac sprowadzić się pożądku.

Wychodzę z łazienki, ubieram pierwsze lepsze dresy i schodzę do kuchni. Robię sobie mietową herbate i choć jej nie lubię to pomaga.

Siadam przed telewizorem i oglądam akurat lecącego Kapitana Ameryke.....

Cameron

Wracam od jubielera, kupiłem Lily biżuterię z okazji świąt i mam nadzieję, że sie jej spodoba. Wyszedłem jak jeszcze spała nie chciałem jej budzić tak słodko śpi zostawiłem jej tylko kartkę, że mam coś do załatwienia.

Wchodzę do domu odwieszam płaszcz i idę wzdłuż korytarza do salonu, gdzie pewnie jest Lily, bo słyszę włączony telewizor.

- Lily kochanie jestem - mówię kiedy wchodzę do salonu.

Podchodzę do sofy. Widzę na niej skuloną postać mojej Lily, którą śpi.

Przykrywam ją kocem i wyłączam telewizor. 

- Oglądałam - słyszę jej zaspany głos - Dziękuję za koc  - mówi owijając się nim

- Nie ma za co. Chcesz coś do picia albo jedzenia?

- Zrobisz mi herbatę - pyta siadając - Miętową

- Mamy taką w domu - pytam, bo jakoś nigdy nie wpadła mi w ręcę

- Tak w szafce obok lodówki. - coś jest nie tak. Moja Lily taka niw jest

- Dobrze się czujesz?

Kucam przed nią i dotykam jej czoła

- Nie masz gorączki

- Coś mi zaszkodziło. Muszę tylko odpocząć. - uśmiecha się blado.

- Połóż się - mówię jej i idę do kuchni zrobić jej herbatę....

Dwa dni później

Czuję się znacznie lepiej choć jakoś dziwnie się czuję całe szczęście zatrucie już mi mineła, ale nadal nie wiem jak to się mogło stać...

- Halo - mówię kiedy odbieram telefon.

-  Cześć Lily tu Johny - słyszę głos mojego brata, co mnie yroche dziwi, bo jak on do mnie żadko dzwoni nawet bardzo

- Cześć co u was?

- Dobrze. Słuchaj jesteśmy w Nowym Jorku.

- Przylecieliście na święta?

- Tak. Mam do Ciebie prośbę.

- Jaką?

- Nie zajełabyś się Susan? Mała pytała o ciebie.

- Jasne, chętnie spędzę z nią trochę czasu. Mam po nią przyjechać czy ją przywieziesz.

- Przywiąze Ci ją.

- To będę czekać. - mówię i rozłączam się

Odkładam telefon i wracam do kuchni włączając Last Christmas. Dzisiaj od dziewiątej rano siedzę w kuchni piękąc ciasta. Cameron pojechał po choinkę.

Wymuszone małżeństwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz