Rozdział 26

6.7K 199 6
                                    

Lily

Wiecie jakie to uczucie budzić się w ramionach ukochanego. Ja wiem wspaniałe. Mam ochotę nigdy nich nie opuszczać. 

Rozglądam się po sypialni widzac leżace ubrania moja sukienka leży na drugim koncu pokoju podobne jak jego,  a wspomnienia na myśl wczorajszej nocy przyprawiają mnie o płomienne rumieńce.

Chciałam wczoraj zrobić właściwie to zrobiłam,  ale sami wiecie co się stało, kolacje i z nim porozmawiać, ale to co się stało była znacznie lepsze.

Nie wiem, która jest godzina. Oboje leżymy przytuleni do siebie. Delikatnie odwracam się w jego stronę, by móc zbliska przyglądać się jego przystojnej twarzy.

Cameron jest piękny. Nie tylko z urody także z zachowania jest prawdziwym dżentelmenem i choć zdaję sobie sprawe w tego jaki był przedtem, wiem, ze to przeszłość.

- Czuję, że sie na mnie patrzysz - mówi wyraźnym zaspanym głosem. - Ale możesz robić to dalej tylko jeśli i ja będę mógł robić to samo.

Pisnełam niespodziewanie kiedy, Cameron znalazł się nademną.

- Nie chowaj ich są piękne jak ty - zabiera moje dłonie z piersi - Jesteś piekna wspaniała - mówi pomiędzy składanymi na mnie pocałunkami. - Kocham Cię

- Ja ciebie też

- Nie mów tak, to brzmi jakby to bylo na przykład podaj mi masło

- Już dobrze - całuję go w usta - Kocham Cię Cameronie

- Powtórz - nakazuje 

- Kocham Cię i nigdy w to nie wątp. - kladąc dłonie na jego policzkach

- Ty też, a teraz kochanie pokarzę Ci jak bardzo twój mąż cię kocha

- A firma? - zadaje pytanie

- Pieprzyć firmę mam teraz coś lepszego- warknął rzucając się na mnie niczym jakieś zwierze....

Po upolnych chwilach spędzonych w sypialni poszliśmy coś zjeść - wczorajszą kolację.

Teraz oboje leżymy na kanapie i ogladamy jeden z moich ulubionych seriali "Doktora Housa"

- Jedziesz dziś do firmy?

- Miałem zamiar, ale skoro jestes już zdrowa to chyba zostanę

- Jestem Ci niezmiernie wdzięczna za ten łaskawy akt, ale w takim razie idziemy na zakupy. Lodówka świeci pustkami. 

- A nie możemy zamowić orzez internet.

- Nie ma tak dobrze - śmieje się kiedy wstaję z kanapy - Idę się ubrać, a ty ogarnij kuchnie - mówię wychodząc z salonu.

- Mogę Ci pomóc - krzyczy

- W czym - pytam będąc na schodach

- Na ubiraniu się

- Kuchnia czeka - wskazuje palcem w jej kierunku.

Wskakuje szybki prysznic, a po wyjściu z niego staram sie jak najszybciej wysuszyć moje włosy co całe szczęście się udalo to zadko się zdarza.

Dzisiaj jest jeszcze w miare ciepło więc stawiam na czarne ogrodniczki, kaszmirowy kremowy sweter i boktki na delikatnym obcasie. Do tego stawiam na delikaktny mamijaż i schodzę na dół. 

- Możemy jechać - pytam opierajac się o filar

- Jasne - mówi odrywając swoj wzrok od telewizora.

Idę na korytarz i wyciagam granatowy płasz w czym pomaga mi mój mąż.

- Jedziemy moim czy twoim? - zadaje pytanie choć chyba nie potrzebnie, bo i tak pewnie jedziemy jego.

- Moim - a nie mowiłam.

Jedziemy najpierw do marketu gdzie robimy zakupy pierwszej potrzeby, a później kierujemy się do galeri chciałam rozejrzeć  się za prezentem dla Susan.

- Co byś powiedział na to - wskazuję na dużego misia, a raczej panią misiową

- Ładny, a kiedy Susan ma urodziny - słysze pytanie męża.

- Dwudziestego piątego listopada.

- Przecież to prawię za miesiąc.

- Ale powiedizałam, że idziemy się rozejżeć, a nie od razu kupować. Widać, że nie słuchasz- kręcę głową

- Wybacz - całuje mnie w policzek.

Wychodzy z galerii i wracamy do domu.

Kilka tygodni później

Nigdy w życiu nie czułam się lepiej jak przez ostatni czas.  Między mna i Cameronem jest dobrze moge wręcz ująć cudownie.

- Pani Black, ktoś do pani - odkładam słuchawkę

Dziwne nikogo sie dzisiaj nie spodziewam, mam dziś tylko jedno spotkanie po za firmą. Wstałam z fotelu i wyszłam na przeciw tej osobie.

•••••••••••••••••••
Jeśli macie do mnie jakieś pytanie piszcie w komentarzach

Wymuszone małżeństwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz