4. Przeszłość

316 28 15
                                    

Stał w zaułku. Ciemność była jego domeną. Wychował się w niej. Ona otaczała go zawsze w pałacu w Alvarez. Jego jadeitowe oczy błądziły po ludzkich twarzach. Co jakiś czas, zgrzytał zębami na widok bawiących się dzieci. W końcu, jego cel opuścił ten przeklęty budynek. Uśmiechnięta, ciesząca się życiem blondynka, właśnie wychodziła na ulicę, aby dołączyć do tłumu.

- I z czego ta franca się cieszy? - parsknął pod nosem, przywracając swoje czarne oczy, aby nie zwracać uwagę na siebie.

Nie miał najmniejszej ochoty na papranie sobie rąk ludzką krwią przechodniów z wyjątkiem jednego robaka. Tej gnidy, która trzymała zapiski wspomnień Anny. Jak w ogóle śmiała, położyć na nich swoje dłonie. Jego gniew sięgnął wyżyn, kiedy wczoraj zobaczył jak szepcze z jakąś niebiesko włosom dziewczyną. Dzięki swojemu słuchowi, wiedział, że miała na imię Levy. Uznał, że posłuży się jej imieniem, jako kartą, dzięki której po raz ostatni wyżyje się na psychice tej blondyny zanim ją zabije. Jest drapieżnikiem, co oznacza, że lubi bawić się swoją ofiarą, zanim ją zabije. Ruszył za nią, skupiając się tylko, na tym, jak zaraz zostawi jej w czaszce dziury po swoich pazurach oraz jak z niej tryśnie, jej mózg.

- No chyba kurwa kpisz ze mnie! Ta jeszcze będzie nucić. - wkurwiony na całego jej dobrym humorem przyśpieszył kroku i z całą siłą i okrucieństwem, chwycił jej przedramię, które akurat było z tyłu ruszane ruchem rąk pod wpływem chodu i szarpnął w swoim kierunku.

- Co jest?! - Lucy prawie warknęła na ten niespodziewany gest, ale widząc osobę za sobą, zupełnie pobladła.

- A ty się dokąd wybierasz, ludzka dziewucho?! - zawarczał czując pulsującą żyłkę wściekłości za ton, jakim się do niego zwróciła

- N ... - usłyszał z jej ust

- Przysięgam, jeśli znów nazwie mnie ''Natsu'' zabiję ją na miejscu, bez pieprzenia się z nią w zabawy. - warczał w myślach

- N .. nikąd. Donikąd. - pisnęła cicho

- Ostrzegałem, żebyś siedziała cicho. - mruknąłem gotowy na zabawę

- He? Przecież milczę! - zawołała wprost do mnie swoim zdenerwowanym głosem

- Więc milczysz, a twoja gęba gada ile wlezie!? Miło się wczoraj gadało z przyjaciółeczką? - od razu strzeliłem z grubej rury, czekając na jej reakcje, uważnie ją obserwowałem.

Blondyna zesztywniała mi w ręce. Chcąc ją obudzić, wbiłem jej mocniej palce, czekając na pisk z jej strony i błagania. Jak się przeliczyłem. Ta franca stała cicho. Nawet nie pisnęła.

- Mów! - warknąłem popychając ją w bok ulicy.

- Zostaw mnie! Błagam cię! Nic jej nie powiedziałam! - Lucy poczęła się szarpać, ale na próżno, bo ja, tak łatwo jej nie puszczę ... nie ... haha już jej nie puszczę aż do końca jej życia.

Czuła to. Wiedziała że, była za słaba. No eureka debilko. Rany, czemu oni są tak durni i myślą, że mogą się z nami równać pod względem ... wszystkiego. Jej czekoladowe oczy patrzyły wszędzie tylko nie na mnie. Znów mnie ignoruje? Była jak szmaciana lalka. Popchnąłem ją na ścianę, a ona posłusznie w nią przywaliła. Aż bym się zaśmiał, gdybym nie był wkurwiony za wspomnienia Anny, które ukrywała w swoich rękach tyle czasu.

- Gadaj! - warknąłem ściskając jej znów rękę gdzie pojawiły się już sine ślady, czekając na jej ruch.

- Puszczaj mnie! Zostaw mnie! - poczęła nagle krzyczeć i znów się szarpać z całej siły

- Zamknij się bo cię zabije! - tym razem warcząc pokazałem jej swoje jadeitowe oczy wypełnione chęcią mordu oraz tym, że nie mam zamiaru brudzić sobie rąk, krwią ludzi, którzy ruszą jej teraz na pomoc.

Chłopak zaklęty w moim śnie (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz