7. Prawda skrywana od dawna

250 26 36
                                    

Od wizyty END minęły 3 dni. Tak w sumie, mijają teraz. Jest już noc i za kilka minut, będzie 4 dzień. On nie przyszedł. Nie zjawił się. A ja? Straciłam 3 dni na wymyśleniu jak się przed nim bronić. Nic. Nie potrafiłam na nic wpaść, więc w sumie cieszę się, że nie zjawił się. Tak jest lepiej. 

- Więc czemu ... - pytałam siebie stojąc owinięta ręcznikiem w zaparowanej łazience - ... czemu ... - tym razem przetarłam ręką zaparowane lustro - ... czemu martwię się? - 

Czułam niepokój. Nie ze względu na jego nadejście, lecz ze względu na brak jego nadejścia. Nie wyglądał na osobę, wróć, demona, który rzucał słowa ot tak. 

- Tch, no może poza zabiciem mnie. Już nawet przestałam liczyć, ile razy mi groził. Ciągle mi grozi a nic z tego nie wychodzi. Prawdę mówiąc, mimo jego wizyt, tylko pierwsza zakończyła się złamaną kością obojczykową i ta niby nie dawno, poparzoną ręką. Tak to mnie nie zranił. ... aaa i jeszcze ten policzek, tutaj u mnie w domu. Też muszę mu go dopisać do rachunku. - zażartowałam śmiejąc się sama z siebie.

Prawda była dość ciekawa. Im częściej się widzieliśmy, tym więcej rozmawialiśmy i tym mniej mnie ranił. Wystarczy popatrzeć na nasze ostatnie spotkanie, 3 dni temu. 

- 4 dni temu. - poprawiłam się zerkając na zegarek.

Nasze spotkanie było tylko rozmową. Fakt pokłóciliśmy się, pogroził mi, ale tylko tyle. W porównaniu z pierwszym spotkaniem, to jest przepaść. Wychodząc z łazienki ubrana w piżamę skierowałam się do pokoju. Po wejściu zapaliłam światło i usiadłam za biurkiem. Leżały na nim notatki z biblioteki. Miałam mu je dać, pokazać, że ta ja mam rację i utrzeć mu nosa. Jednak on się nie zjawił, więc notatki zostały na biurku. Z zaspanym wzrokiem zaczęłam je ponownie przekładać. Jedna z nich upadła mi na podłogę. Wstałam i podniosłam ją. Moje oczy po wyprostowaniu ciała znalazły się na wprost regału. Tego samego, gdzie brakowało mi notesu. Nie mając ostatnio czasu, zapomniałam o nim. Teraz jednak stojąc wgapiona w pustą szparę, przypomniały mi się jego słowa.

- To też. I tak na przyszłość, nie mam elfich uszu. -

Zamarłam rozumiejąc jego słowa. On mówił o rysunkach! O matko, o moich rysunkach! 

- Mój szkicownik ... - szepnęłam - Gdzie on jest?! - 

Druga nowina dotarła do mnie z opóźnieniem. Leżał na biurku. Zostawiłam go na biurku. On tu był. To nie moja mama szukała czegoś, to on tutaj węszył. To było ponad moje nerwy. Zwyczajnie w świecie musiał się tutaj włamać, kiedy mnie nie było. Nagle przełknęłam ślinę. A co by było, gdybym tutaj była? To pytanie poczęło mnie męczyć. Stojąc na środku pokoju, nie wiedziałam co zrobić sama ze sobą. Stałam tak z kilka minut, aż moje senne powieki nie rozkazały mi pomartwić się jutro, a na razie iść spać. Głupie potrzeby, demony pewnie ich nie mają. 

- Chociaż w sumie to ciekawe jak to u nich jest. Nie powinnam tak mówić, nie znając ich. - stwierdziłam po czym poszłam do łóżka.

...

Obudziłam się rano. Całą noc znów miałam te same sny. To się już powtarza od kilkunastu lat. Odkąd po raz pierwszy przeczytałam pamiętnik Anny. Nastu... END... Ognisty demon.... Jak go zwał tak zwał, śni mi dość często. Śni mi się jako dziecko a ostatnio zaczęłam śnić o nim jako nastolatku. Moja wyobraźnia daje o sobie znać. Jednak on w moim śnie jest inny, jest taki jak z pamiętnika. Miły, lekko uśmiechnięty, delikatny, uczuciowy, nieufny, ostrożny i... i kochany.

- Lucy! Pośpiesz się, zaraz musimy z ojcem wyjść. - głos mojej mamy dobiegł ze schodów.

- Już, już, już idę! - zawołałam pędząc od szafy do komody, ubierają się w biegu.

Chłopak zaklęty w moim śnie (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz