32. Jesteś moja

3.8K 62 11
                                    

Pov's Sky

Wróciliśmy do LA i wszystko wróciło do normy, no prawie wszystko. 

- Sky! Otworzysz?!- wzdycham i wycieram mokre ręce. Podchodzę do drzwi i widzę mężczyznę z wielkim kartonem. 

- Dzień dobry, ja mam paczkę dla Pani- patrzę zszokowana na blondyna. 

- Ale ja nic nie zamawiałam, a na pewno nic takiego dużego- jeszcze raz spojrzałam na wielkość pudła. 

- A ja nie jestem kurierem, twój brat kazał ci to przekazać. Dogadasz się z nim, gdzie ci to położyć? Bo nie mam czasu- odsuwam się w drzwiach aby mógł przejść. 

- Ej, grzeczniej do niej- po schodach zbiega do połowy ubrany Nathaniel. 

- Przepraszam szefie, ale ja się naprawdę śpieszę, muszę jechać dopilnować przerzutu narkotyków, a potem jeszcze ten kontener z bronią.

- Połóż to tu i jedź- mówię gdy Nathaniel poszedł na górę. 

- Ale... szef będzie zły.

- Biorę go na siebie- uśmiecham się przelotnie do niego. 

-Skarb nie kobieta- podbiega do mnie i całuje mnie w dłonie, a następnie wybiega z domu. Kręcę głową z śmiechem i biorę się za rozpakowanie prezentu który ma dziurki w pudełku. Gdy otwieram karton z niego wprost na moje ręce skaczę czarny pies. 

- Hej maluchu, co ty tu robisz?- patrzę na szczeniaka chyba rasy doberman. 

- Gdzie ten gość co tu był?

- Poszedł, powiedziałam że może iść. Ale zobacz kogo my tutaj mamy- lekko podniosłam do góry psa który był w moich ramionach. 

- Od kogo to pies?

- Ponoć od Luka, przynajmniej tak powiedział ten facet.

- Poczekaj, zadzwonię do niego- kiwnęłam lekko głową, brunet odszedł kawałek dalej. Postawiłam psa na podłodze, a sama wstałam z kolan. Podeszłam do Nata i słuchałam jak rozmawia z moim bratem.

- Ja doskonale wiem że ma dzisiaj imieniny, ale psa?... Mogłeś się najpierw zapytać, przecież nie mamy czasu na niego... No jak tak jak z dzieckiem, w najbliższym czasie to my dziecka nie planujemy więc nie potrzebny nam szczeniak... Ale Luke, przecież to doberman wiesz ile pracy z nim jest potrzebne?... tak, dobrze wiedzieć ze to dziewczynka. Ta nara- rozłącza się, a następnie wzdycha- no cóż, to dziewczynka i zostaje z nami- wzdycha i ja piszczę ze szczęścia. 

- To co jak ją  nazwiesz?- klęka obok mnie, obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie. On i ta jego mania bliskości i własności. 

- Nie wiem jeszcze, może Rubi?- pytam patrząc na psa.

- Nie podoba mi się, co powiesz na Dolphi?- Dolphi, podoba mi się.

- Ładnie, podoba mi się- brunet się uśmiecha i łączy nasze usta. 

- Nasze pierwsze dziecko- mówię.

- Kochanie, jeśli chcesz mieć teraz ze mną dziecko to możemy je zrobić- uśmiecham się na te słowa. 

- Jeszcze mamy na to czas. 

- Czyli planujesz mieć ze mną dzieci?- podnosi jedną brew do góry.

- A pozwolisz mi mieć je z kimś innym?

- Nigdy- warknął i znów przytulił mnie do siebie.

- Przydałoby się pojechać i kupić jej jakieś miseczki, karmę i resztę.

AndersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz