81. Nie jesteś naszą szefową

1.4K 80 5
                                    

Pov's Sky 

Gdy się obudziłam, obok mnie nie było Nathaniel'a. Leżała za to kartka papieru, wzięłam ją do ręki. Od razu rozpoznałam pismo męża. 

Kochanie,

Sophie zawiozłem do moich rodziców, odbierzemy ją jutro. William przyjedzie po ciebie o trzeciej. 
                                                                          Twój na zawsze,                                                                    Nathaniel

Uśmiechnęłam się i odłożyłam liścik. Obok niego leżała czarna róża, włożyłam ją do wazonu, gdzie stały już wcześniejsze kwiaty. Spałam do dwunastej, więc mam mało czasu. Nie pamiętam kiedy Sophia dała mi pospać do tej godziny bez żadnej pobudki. Wstałam z łóżka, powędrowałam do łazienki. Zrzuciłam z siebie piżamę i weszłam pod prysznic. Namydliłam i spłukałam swoje ciało. Obwinęłam się ręcznikiem. Na szczęście włosy umyłam wczoraj wieczorem, więc dzisiaj nie potrzebowały odświeżenia. W garderobie ubrałam bieliznę, poszukiwałam czegoś dobrego na tą okazję. Wybrałam czarny koronkowy zestaw, długa czarna i zwiewna sukienka wydawała się idealną na tą okazję. Miała głębszy dekolt, lecz na szczęście nie było widać biustonosza. Usiadłam do toaletki aby wykonać makijaż w wersji przyspieszonej. Miałam tylko czterdzieści minut. Złapałam w rękę podkład i zaczęłam nakładać go na twarz. 

Byłam gotowa równo o trzeciej, jednak William spóźnił się dwadzieścia minut. Gdy wsiadłam do suv'a, ten gwałtownie ruszył. 

- Wolałabym jakbyś się nie spóźniał, kiedy są sprawy w kancelarii muszę być na czas- powiedziałam do niego. Zerknął na mnie nerwowo, skręcił w polną drogę i gwałtownie zahamował. Kto mu dał prawo jazdy?

- Korona by ci z głowy nie spadła, jakbyś sama wsiadła za kierownice i pojechała- warknął w moją stronę. 

- Zwracam się do ciebie z szacunkiem, więc tego samego oczekuje od ciebie- prychnął jedynie i skupił się na drodze- jestem twoją szefową. 

- To, że jesteś żoną szefa, nie znaczy, że jesteś nad nami. Nie będzie mną rządzić, byle jaka pizda. To że dajesz mu dupy, nie czyni cię szefową.

- Zdajesz sobie sprawę, że każdy służbowy samochód ma podsłuch. Słyszy cię połowa mafii, mogę ci zagwarantować, że masz przejebane u Nathaniel'a i u Dylan'a- nie odzywał się do końca drogi. Gdy wysiadłam, Nate podszedł do William'a i wymierzył mu cios.

- Teraz mnie, kurwa posłuchaj. Jedziesz do siedziby, tam zajmie się tobą Dylan. Jak jutro się tam pojawię to się, skurwysynu szykuj na wpierdol- William odjechał. Przeniosłam wzrok na męża, odetchnął i złapał mnie za rękę. Razem przeszliśmy do ślicznie ustrojonego miejsca, przy wodzie. 

- Co to jest?- mruknęłam, gdy Nate podniósł siatkę, abym mogła przejść na koc. 

- Pamiętam, że nie lubisz owadów nad wodą. Załatwiłem taki jakby baldachim. Wisi na drzewie, a my mamy spokój od jakichkolwiek wstrętnych paskudztw- uśmiechnęłam się i złączyłam nasze usta. To, że pamiętał o takich głupotach nigdy mnie nie skończy dziwić. Mężczyzna przygotował sok, owoce i kolacje. W tle leciała cicha muzyka- pamiętasz, jaką mamy dzisiaj datę? 

- Dokładnie dwa lata temu mnie porwałeś- roześmiana, usiadłam na miękkim kocu. Za mną było mnóstwo poduszek, oparłam się o nie i przyglądałam się mężowi. 

- To nie było porwanie- zaprzeczył szybko. Usiadł obok mnie, zarzucił swoje wytatuowane ramię na moje barki i cmoknął mnie w skroń- zabrałem to co moje. 

- Wtedy nie byłam twoja- przypomniałam mu, ściągnął brwi, jakby chciał dać mi w ten sposób reprymendę. 

- Od chwili kiedy wprowadziłaś się do nas osiem lat temu, jesteś moja i tylko moja- przyciągnął mnie do siebie, zaborczym gestem. Wykrzywiłam usta w uśmiechu, wtuliłam się w twarde ciało mężczyzny, obserwując spokojną wodę- nie zepsuł ci humoru?

- Przestałam się przejmowa gburami, od ciebie z mafii. 

- Obiecuję, że znajdę ci innego ochroniarza. 

- Nate to nie o to chodzi- usiadłam prosto, zarzucając włosy na plecy. Nate zmarszczył brwi, nie rozumiąc sensu moich słów-  każdy z nich ma mnie za tępą dziewczynkę, która wyszła za ciebie dla pieniędzy. Oni mnie oceniają z góry, jako rozkapryszoną gówniarę, która nie potrafi poprowadzić samochodu, a o wychowaniu dziecka nie wspomnę. Myślą, że urodziłam ci Sophie, tylko dlatego, żeby ciebie przy nas zatrzymać- mężczyzna objął mnie i czule pocałował w włosy. 

- Posłuchaj, nikt nie ma prawa tak o tobie myśleć. Jesteś najmądrzejszą kobietą jaką znam, nie wiem czy ktoś ode mnie z mafii poradziłby sobie, aby utrzymać twoje kancelarię na poziomie. Wyszłaś za mnie, bo oboje tego chcieliśmy, kochasz mnie, a ja bardzo kocham ciebie i nie pozwolę aby coś ci się już więcej stało, dlatego nie jeździsz sama samochodem. Opiekujesz się naszą córką, najlepiej na świecie, a nawet jakbyśmy nie mieli dziecka i tak bym ci nie pozwolił ode mnie odejść bo wariuje na twoim punkcie, maleństwo- przymknęłam oczy, rozkoszując się przyjemnym ciepłem które rozlało się w dole mojego brzucha po wypowiedzeniu tych słów przez Nate'a. Posiedzieliśmy chwilkę w ciszy, jedząc makaron. Jednak mężczyzna zastanawiał się nad czymś przez chwilę, po czym zapytał- kogo byś chciała za ochroniarza? Dylan'a?

- Paul'a- odpowiedziałam bez chwili zawahania. Nathaniel skwasił się lekko. 

- Co ci nie pasuje w Dylan'ie?- westchnęłam, czy mój mąż na prawdę był tak mało domyślny. Czy po prostu udawał takiego, żeby nie naruszyć swojego wybujałego ego, powracając Paul'a do poprzedniej pracy. 

- Jest twoim zastępcą, myślę, że ma już wystarczająco dużo obowiązków na głowie. Jeszcze chcesz mu dołożyć kolejny- mężczyzna westchnął, przez chwile o czymś myślał, aż zabrał głos.

- Da radę. 

- Nate!- skarciłam go.

- Dobra. Jeśli Dylan po tygodniu, stwierdzi, że nie daje rady. Przywrócę na miejsce Paul'a, jeśli jednak da radę, to on zostaje- pisnęłam szczęśliwa. Już moja w tym głowa, aby nie dał rady. W ten sposób będę mogła choć trochę wynagrodzić blondynowi krzywdy jakie im wyrządziliśmy- co ja z tobą mam- westchnął. 

- Możemy teraz porozmawiać o czymś bardziej przyjemnym- zaczęłam. 

- Na przykład o czym? 

- O drugim dziecku?- bardziej zapytałam niż stwierdziłam. Mój mąż od razu ożywił się na ten temat, usiadł wygodniej i przyciągnął mnie bliżej. 

- Mówiłaś, że nie chcesz drugiego dziecka. 

- Jednak ty mówiłeś, że marzysz o dwójce. Więc postanowiłam spełnić twoje marzenie- uśmiechnęłam się pod nosem. Sama chciałabym jeszcze raz być w ciąży i poczuć ruchy dziecka czy od nowa zajmować się takim małym niemowlakiem. 

- To kiedy?

- Słucham? Co kiedy?

- Kiedy zaczynamy się starać o drugie dziecko- parsknęłam śmiechem, łapiąc się za żołądek który bolał mnie od przejedzenia i śmiechu. 

- Sophia ma dopiero jedenaście miesięcy. Jednak, kiedy tylko chcesz. 

- Już, chce już. Pakuj się jedziemy do domu- pisnęłam kiedy wziął mnie na ręce w stylu panny młodej, a następnie przerzucił sobie przez ramię, poczułam jego rękę na pośladku, kiedy się z nim zderzyła- gorąca mamuśko- trzepnęłam go w ramię. Nate rzucił się biegiem do samochodu, omal nie potrącając jakiegoś małżeństwa. 

*****

12.09.2023

AndersonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz