Zawodnicy sumo cz.II

846 25 13
                                    

!UWAGA!
Śmierć, przemoc, substancje odurzające, zła sytuacja rodzinna
---------------------------------------------------------

Czyli nie skórce tego, pomyślałem zrezygnowany. Nie mając już sił upadłem na asfalt.
- Za chwilę tu będą.- powiedział uspakajająco blondyn. Jego głos naprawdę mi pomagał.
- Nie martw się, to będzie pierwszy raz gdy przekleństwo nie będzie takie złe.- powiedziałem już na wpół przytomny ocierając łzę z policzka Buttersa. Chłopak patrzył na mnie nie rozumiejąc jednak tylko pochylił się nademną i mnie przytulił.

Butters

Kenny zemdlał w moich ramionach. Przeklinałem się za ten głupi pomysł aby ukazać wyższość profesora chaosa, ostatecznie i tak wszystko zrobił mój przyjaciel. W końcu usłyszałem sygnał karetki więc trochę się odsunąłem od Kennego aby dać więcej miejsca lekarzom. W sekundę zobaczyłem że był to błąd. Zanim zdążyłem choćby ruszyć się o milimetr przejechali po chłopaku.
- Nie!- poczułem ścisk w gardle, całkowicie niespodziewany i przeszywający. Emocje zaczęły się we mnie burzyć, nigdy czegoś takiego nie odczuwałem. Ratownicy wyszli już z czarną torbą i schowali ciało mojego przyjaciela po czym bez słowa odjechali.
- Zabiliście Kennego wy cholerni debile!- słowa same uciekły mi z ust, wiedziałem że powinienem czuć się źle dlatego że ich użyłem jednak, złość wygrywała.
-Zaje- zacząłem kolejną wiązankę lecz wtem przerwał mi dobrze znany głos.
- Jeszcze jedno słowo synu a będziesz miał szlaban na rok.- matka podeszła do mnie i chwyciła za pelerynę.- Puki co masz tylko miesiąc więc uważaj.
- Oni zabili Kennego!- próbowałem się usprawiedliwić i pobudzić złość, była lepsza niż ten smutek który zacząłem czuć.
- Widziałam ale to nie nasz problem.- odpowiedziała beznamiętnie moja matka i zaciągneła mnie do domu.

Kenny

Zniszczony sufit to było pierwsze co zobaczyłem.
- Kurwa, nie mieli lepszego pomysłu aby mnie zabić?!- powiedziałem sam do siebie i wstałem z łóżka. Na drzwiach zobaczyłem kartkę:
"Idź do szkoły."
To znaczy że któryś z rodziców musiał być w miarę czysty gdy to pisał, skoro wogule o tym pomyślał. Zerwałem kawałek papieru i podarłem, w mojej głowie zacząłem przedrzeźniać matkę:
"Co z tego że wczoraj umarłeś w cierpieniach i zwiedziłeś piekło, to nic, leć do szkoły". Wrzuciłem podartą wiadomość do kosza.
- Hej braciszku!- zobaczyłem moją kochaną siostrę w progu drzwi. Uklękłem a ona do mnie podbiegła.- Dlaczego wczoraj uciekłeś w połowie walki?- oczywiście musiała powstać alternatywna historia wczorajszego dnia w której nie ginę. Przełknąłem złość na swój los i podniosłem małą aby pobawić się w latanie. Śmiech Karen zawsze poprawiał mi chumor, niestety po paru minutach musieliśmy skończyć abym zdążył do szkoły.

W szkole

- Kenny! Słyszałeś o cyckach tej z trzeciej b?- Cartman przywitał mnie, dość ciekawymi, wiadomościami.- Ponoć ma takie balony że musi nosić specjalny stelaż!- wyobraziłem sobie jak by to wyglądało jednak, coś innego zajeło resztę mojego umysłu. Było to pytanie o to gdzie podziewa się Butters.
- Pierdolisz, napewno sie są tak wielkie.- przerwał grubasowi Kyle. Przypomniało mi to jeszcze jedną rzecz.
- Kto wkręcił Buttersa w tę walkę?- spytałem ignorując temat. Kabany nieco dziwnie się na mnie popatrzyli ale potem Stan i Kyle wskazali Cartmana, wiedziałem.
- No tak, chociaż twoja pomoc ujeła- grubas zaczął coś mówić jednak przerwałem mu pięścią. Cartman upadł i patrzył na mnie nie rozumiejąc. Powściągnąłem swoją chęć sprania go na kwaśne jabłko i odszedłem.
- Co cię ugruzło Kenny?- usłyszałem głos Kyle oraz poczułem jego dłoń na ramieniu.
- To mogło się źle skończyć.- odpowiedziałem aby dał mi spokuj i poszedłem dalej. Za sobą usłyszałem jeszcze zdania zdziwienia moją postawą. Nie mając co robić bez swoich przyjaciół poszedłem do klasy, nieśpiesznie otworzyłem drzwi a moim oczom ukazał się Butters. Niewiele myśląc podbiegłem do niego i go pocałowałem, dopiero gdy zobaczyłem strach w jego oczach przypomniałem sobie że on nic nie pamięta.
- Dlaczego to zrobiłeś?- blondyn spytał się niespokojnie.- Czy to jakiś głupi zakład?- zrozumiałem, bał się że drwię z jego uczuć, świadomie czy nie. Byłem ich pewien, ta chwila przed śmiercią, te łzy, to było napewno to.
- Nie, spokojnie.- uklękłem obok jego krzesła aby nie stać nad nim.- To jest prawdziwe, kocham cię.- blondyn przez chwilę tylko patrzył się po czym skoczył mi na szyję.
- Ja ciebie też.- wyszeptał.- Ale ani słowa Cartmanowi.
----------------------
Kurwa znów zdycham

One Shoty z South Parka ^^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz