Wojownik i lekarz

356 14 14
                                    

Kenny

- Zostawcie go już. - warknął czarnowłosy chłopak. Ewidentnie był liderem tej grupki choć jego rozkaz nie został wykonany odrazu. - Nawet nie ma go z czego skroić. - cała trójka zaczęła się śmiać. Przez Cartmana od kilku dni byłem największym celem w szkole, jak zwykle przez biedę. Wszyscy jakby dopiero sie teraz o tym dowiedzieli zaczęli mnie szkalować. Spróbowałem się podnieść ale kolejny kopniak w klatkę piersiową minie znów powalił.

- Jeszcze masz siłę? - zaśmiał się brutalnie brunet. Nie miałem jej, przez ostatnie parę minut służyłem za worek treningowy a jedyne co udało mi się zrobić to kilka sinaków na ich ciałach. Nie spodziewałem się ataku, właśnie pożegnałem się z Karen która szła do koleżanki. Trzymali mnie w dwójkę abym napewno nic nie zrobił bijącemu.

- Spadamy. - powiedział chłodno lider po czym odeszli. Nie mogłem uspokoić oddechu, pomimo wytrenowanego progu bólu, poprzez śmierci, leżałem tam w pozycji embrionalnej. Chyba nie pozostał żaden kawałek ciała którego nie obili.

Butters

Właśnie szedłem do sklepu gdy za rogiem zauważyłem Kennego. Podbiegłem szybko do niego widząc że nie jest w dobrym stanie.

- Kenny. - uklakłem przed nim i dotknąłem jego ramienia. Chłopak syknął więc szybko zabrałem ręce. - Co się stało? - blondyn nie odpowiedział nadal łapiąc łapczywie powietrze. Delikatnie odgarnąłem mu kaptur z głowy i nagle zobaczyłem jego rany na twarzy. - O hamburgery. - przeklnąłem.

- Poradzę sobie. - jęknął nieco się podnosząc do siadu, niestety zanim zdążyłem zareagować znów leżał na bruku. - Możesz iść. - widziałem jak krew zabarwia mu całe usta.

- Nie zostawię cię tak. - zacząłem przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu czegoś przydatnego ale znalazłem tylko jeden plasterek.

- Bywało gożej. - Kenny sprobował się uśmiechnąć ale ból szybko zciął jego twarz. Chłopak nawet w takiej sytuacji próbował mnie rozweselić. Rozejrzałem sie do okoła ale nikt sie nami nie interesował.

- Nie możesz nawet usiąść. - zaoponowałem. Sprobowałem zwrócić uwagę jakiejś kobiety ale się nie udało.

- To nic nie da. - słyszałem że chciał się zaśmiać. Zacisnąłem zęby aby skupić sie na tym co mogę zrobić i nagle mnie olśniło. Wyciągnąłem z kieszeni pieniądze, wyglądało na wystarczająco aby kupić leki.

- Zaraz wrócę. - wstałem gestykulując uspakajająco.

Kenny

Kilka sekund później sylwetka chłopaka znikła mi z oczu. Troska Buttersa była miłą odmianą, jednak nie jakoś zaskakującą, blondyn każdemu pomagał. Splunąłem czując w ustach coraz więcej metalicznego smaku. Jak tylko jeszcze spotkam tych chujów to porzałują, przysięgłem sobie. Zebrałem się w sobie i usiadłem, przez pierwsze sekundy kręciło mi się w głowie przez co musiałem się podeprzeć.

- Cholera. - mruknąłem rozcierając dłonią tył głowy. Nie było tam krwi ale napewno pozostanie guz. Przez chwilę czułem dziwny niepokój, Butters nie wracał a nie widziałem możliwości aby zwlekał z własnej woli. Przed oczami widziałem już jak jemu robią to samo co mi. Miałem ochotę wstać i sprawdzić dlaczego go nie ma, czy go dorwali, ale ciało sie sprzeciwiło. Chwyciłem sie za brzuch, chyba obili mi jakieś coś w środku. Złapałem kilka szybkich oddechów przez zęby, nie byłem w stanie inaczej.

- Co robisz? - usłyszałem ten słodki głos. Spojrzałem na blondynka, był cały i zdrowy. - Masz. - wyciagnął rękę z jakimś pudełkiem. Wziąłem go nieco drżącą ręką. - Zażyj a ja cię opatrzę. - podał mi też butelkę z wodą. Szybko wyłuskalem kilka tabletek i je połknąłem po czym wypiłem połowę napoju.

One Shoty z South Parka ^^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz