Święta cz.I

295 9 0
                                    

Damien

- No nie wiem. - delikatnie odsunąłem od siebie ukochanego. - U mnie trochę inaczej obchodzi się święta. Nie sądzę aby ci się spodobało.

- Twój tata sam nas zaprosił! Nie możemy odmówić. - stawiał na swoim blondyn zastępując mi drogę. Szybko wyjąłem z jego dłoni zaproszenie i spopieliłem.

- I po problemie. - Philip jednak nie chciał tak łatwo odpuścić.

- Przestań, byłem już u niego i było miło. - argument wydawał się dobry jednak nie było opcji abym pozwolił na wspólne święta.

- A twoja rodzina? Tak rzadko się widujecie. - może nie było to czyste zagranie ale na obronę powiem tylko że mam to dosłownie w genach.

- Dlatego razem tam pojedziemy na sylwestra. - chłopak uśmiechnął się słodko i przeniósł ciężar ciała na pięty.

- To może zrobimy to odwrotnie? Sylwester w piekle jest o wiele spokojniejszy niż święta. - na to pierwsze wystarczyłoby tylko ubrać Philipa w zbroję antydemoniczną, i może dać mu niebiański oręż, na wszelki wypadek mógłby też nie opuszczać bunkra, a na to drugie nie było żadnych sposobów.

- Wiem z kim jestem i z czym to się wiąże. - warknął niższy. - Musisz przestać się o mnie ciągle bać! To jest nieznośne. - złapałem go za nos aby na chwilę przestał.

- Dobrze. - syknąłem gdy prubował się wyrwać. - Ale potem nie będziesz mówił jak nieznośny jestem chroniąc cię przed tym. - fuknąłem i puściłem jego nosek. Czułem że lepiej abym się na czymś wyżył, geny piekielne nie współpracują z opanowaniem. Szybko wyszedłem z budynku szkoły i poszedłem w stronę wysypiska gdzie nikt nie będzie nażekał na zniszczenia. Wiedziałem że jestem opiekuńczy, myślałem że tego chce. Z resztą był tylko człowiekiem! A ich tak łatwo skrzywdzić. Nie chciałem aby jemu coś się stało. Bałem się aby któregoś dnia nie stwierdził że jednak jestem okrutny i bez serca czego mógł się spodziewać. Blondyn był dla mnie wszystkim, jako książę w piekle nie brakowało mi rozrywek, towarzystwa czy rzeczy jednak to on stanął na pierwszym miejscu. Przyspieszyłem kroku czując jak nagrzewają mi się ręce. Szybko ściągnąłem płaszcz aby chociaż tak trochę ostudzić skórę.

- Czekaj! - mogłem się spodziewać że za mną pójdzie. - Dlaczego tak uciekłeś? - nie zwolniłem ale chłopak i tak mnie dogonił. - Skarbie? - jego głos drżał. Pokazałem mu ręce, Philip odrazu zrozumiał że ich zaczerwienienie nie jest spowodowane zimnem, zbyt często je widział.

- Nie potrafię tego opanować. - mruknąłem w końcu widząc na horyzoncie bramę wysypiska.

- Możemy spróbować poćwiczyć kontrolę nad tym. Mogę też spróbować zrobić coś w rodzaju rękawic aby chociaż fizycznie narazie blokować twoją moc. - szybko pokręciłem głową.

- Nie tylko o tym mówię. - ręce mnie swędziały od powstrzymywanego ognia. - Nie potrafię się o ciebie nie bać. Kocham cię i nie mogę dopuścić aby coś ci się stało. W najgorszych koszmarach widzę właśnie ciebie cierpiącego, zawsze z mojej winy ponieważ cie nie ochroniłem. - przekroczyliśmy bramę i wystarczyło jedno moje spojrzenie na ochroniarza aby nas wpuścił, wyjątkowo nawet się przestraszył mimo widzenia mnie w różnych stanach. Odrazu zacząłem uwalniać ogień w piach na drodze idąc do części z śmieciami których palenie nie szkodzi środowisku. - Nie rozumiem dlaczego ze mną jesteś. Jesteś wcieleniem dobra, życzliwości i miękkiego ciepła. - wziąłem głęboki oddech a gdzieś za nami przeleciało coś sporych gabarytów. - Przepraszam cię. Przez własne lęki cię dusiłem a nie mam do tego prawa. Powinienem był spytać czego chcesz zamiast stawać się twoim berserkiem. - coś potoczyło się z góry i automatycznie przerzuciłem to mocą w inne miejsce.

- Ja ciebie też kocham i nie musisz się o to martwić. - blondyn zatrzymał się przedemną.

- Proszę odsuń się, nie panuję teraz najlepiej nad sobą. - przyznałem słysząc że znów gdzieś coś spada. Chłopak zamiast się odsunąć chwycił za mój nadgarstek i zaczął go przyciądać do siebie.

- Wiem że mi nic nie zrobisz. - z trudem zatrzymałem płomienie tuż zanim Philip przyłożył sobie moją dłoń do mostka. - Mimo problemu z kontrolą nawet mnie lekko nie oparzyłeś. - nie puszczał mojej ręki tylko zaczął głaskać ją swoimi palcami. - Przyjmuję przeprosiny, razem ustalimy ramy abyś nie czuł że mnie nie bronisz ale zarazem nie atakował każdej nie miłej dla mnie osoby. - przygryzłem wargę do krwi.

- Naprawdę bardzo mnie to cieszy ale musisz puścić moją dłoń. - Philip posłuchał mnie a ja odrazu po uwolnieniu skierowałem ją w bok wyrzucając kulę ognia. Wraz z nią powróciła kontrola.

- Twoje słowa wiele dla mnie znaczą. - szepnął jeszcze blondyn przytulając się do mnie. Widocznie nie tylko dla mnie to była przejażdżka emocjonalnym rolerkosterem.

- Myślisz że będą bardzo źli o to szkło? - spytałem aby rozładować atmosferę wskazując na ślad przetopionego piasku.

***

- Popatrz co tu mam! - blondyn wyskoczył na mnie nawet bez przywitania z jakimś papierem w dłoni.

- Hej kochanie. - pochyliłem się lekko i pocałowałem go w usta.

- Wybacz. - zaśmiał się ale kontynuował machaniem mi przed oczami kartką. - Siedziałem nad tym szkicem całą noc ale myślę że było warto! - złapałem go za nadgarstek i w końcu byłem w stanie przeczytać co było na kartce.

- Cyrografy to działka demonów. - zaśmiałem się.

- Właśnie dlatego w święta odwiedzamy twojego tatę, muszę się w końcu nauczyć o pochodzeniu swojego ukochanego który nie chce mi o tym opowiadać. - Philip schował kawałek papieru do torby.

- Jak musisz, ale chociaż trzymajcie się tematu piekła a nie zchodźcie na moje dziecięce wpadki. - tak jak ostatnio. Tata czasami nas odwiedzał dumny z tego ze jego syn znalazł miłość, pewnie aż takie zainteresowanie wynikało jego problemami na polu uczuciowym.

------------------------------------
Krótsze ale nie widzę sensu tego ciąć później
Więc tak mój kochany i niestety nie popularny Dip! (Niedawno odkryłam że taki mają skrót :"D)
Mam nadzieję że się podobało i miłego życia życzę! ^^

One Shoty z South Parka ^^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz