22.

344 34 3
                                    

Calum

Minął tydzień odkąd Michael i Luke wzięli ślub.

Tydzień odkąd Ashton chciał się wyprowadzić i bez słowa pożegnania wrócić do swojego zapyziałego mieszkania, tym samym zostawiając mnie samego, skazanego na los wyrzutka.

Sprawy między nami wyglądały tak jak zazwyczaj, żadnych pieszczot czy trzymania się za rączkę, jedynie seks i brudne słówka. Jednak czułem, że Ashton nabiera dystansu i odsuwa się ode mnie.

W końcu sprawy pogorszyły się tak bardzo, że na kilka dni przestaliśmy uprawiać seks, a ja nie chcąc niczego wymuszać, przestałem próbować z nim rozmawiać. Chłopak zamknął się w sobie do tego stopnia, że nawet nie raczył powiedzieć mi o swoich urodzinach. Jakoś tak wyszło, że w ten jakże ważny dla niego dzień, obudził mnie słaby szept Ashtona, który nerwowo przechadzał się po kuchni, do ucha przyciskając telefon, który doładował przy mnie jak tylko wrócił z kartonowym pudłem wypełnionym rzeczami osobistymi.

- Mamo... - szepnął do telefonu, drugą dłonią masując skronie - Mówiłem ci już. Wszystko jest w porządku.

Nie podniosłem głowy z poduszki. Z zamkniętymi oczami przysłuchiwałem się rozmowie Ashtona z matką. W sumie to nie wiem jaką relację chłopak miał ze swoją rodziną. Ashton nie wspominał o nich zbyt często. Nie wiem czy to dlatego, że nie chciał sprawić mi przykrości czy po prostu miał z bliskimi na pieńku.

- Nie, nie przyjadę do was. Muszę pracować. Przepraszam - głos chłopaka z każdą chwilą stawał się coraz cichszy - Ale możesz pozdrowić ode mnie Lauren i Harry'ego. Powiedz im, że tęsknię. Och i powiedz jeszcze, że jak tylko uda mi się wyrwać z pracy to przyjadę z mnóstwem prezentów.

Jak to? Przecież Michael bez wahania dałby mu wolne gdyby o nie poprosił. Coś mi się wydaje, że nie chodziło o zwolnienie z pracy, a o brak potrzebnych zasobów. W końcu za coś musiałby kupić bilet na pociąg czy jakiś inny środek komunikacji miejskiej, z racji, że nie miał samochodu.

- Ja ciebie też kocham. Pa - po tym jak Ashton wyszeptał tą, na szybko sklecioną, odpowiedź, chłopak wyłączył się, odkładając telefon z głuchym łoskotem na blat kuchenny.

Udałem, że jego odruchowy gest obudził mnie. Podniosłem się na łokciach, zaciekle trąc zamknięte powieki jedną z dłoni. Dla lepszego efektu ziewnąłem. Ashton spojrzał na mnie, a w jego oczach pojawił się błysk pełen poczucia winy.

- Nie chciałem cię obudzić - powiedział, wzdychając i kręcąc głową, przez co jego włosy poruszyły się na wszystkie strony. Uśmiechnąłem się pod nosem i skinąłem na niego palcem, przesuwając się i tym samym robiąc więcej miejsca w łóżku.

- Chodź do mnie.

- Na pewno? - Ashton zawahał się na chwilę, ale kiedy potwierdziłem, kiwając głową i wywracając oczami, chłopak powoli podszedł do łóżka. Pewnie stałby tak nade mną przez jakieś pół godziny i bił się z myślami, zastanawiając co jest moralnie poprawne, gdybym nie pociągnął go za dłoń.

Ashton opadł na mnie, wstrzymując oddech, kiedy oplotłem ramionami jego szyję. Chłopak pewnie myślał, że go pocałuję, ale nie to miałem w planach. Delikatnie przyciągnąłem jego ciało do swojego, sprawiając, że Ashton stracił równowagę i opadł na mnie całym swoim ciężarem. Jęknęłam, czując jak jeden z jego łokci wbija się w moją kość biodrową.

- Przepraszam - wymamrotał, a kiedy chciał się ponownie podnieść, ramionami oplotłem jego pas.

- Coś dużo dzisiaj przepraszasz.

Kręconowłosy ukrył swoją głowę w zgięciu mojej szyi, a ja przymknąłem oczy czując jego kojący, dobrze znany mi zapach.

- Wszystkiego najlepszego - wyszeptałem, jedną dłonią głaszcząc go po lokach, łaskoczących mnie po twarzy.

Ashton momentalnie wyrwał się z mojego uścisku, siadając na łóżku. Jego mina wyrażała czyste zaskoczenie. Jak gdyby nigdy nic, przeciągnąłem się jak kot, wyginając swoje ciało. Nie obeszło to mojej uwadze, jak Ashton oblizał usta i spojrzał na mnie od góry do dołu, aby po chwili gwałtownie pokręcić głową, jakby chciał pozbyć się brudnych myśli.

- Podsłuchiwałeś? - jego głos był ostry. O, coś nowego.

- Może - wzruszyłem ramionami, niedbale zsuwając kołdrę ze swojej klatki piersiowej.

- Nie możesz tak...

- Mogę robić co chcę - przewróciłem oczami, siadając naprzeciwko Ashtona, a dłonie opierając na kolanach- A poza tym i tak nie masz przede mną nic do ukrycia.

- A gdybym rozmawiał z kochankiem?

- To przywitałbym się i powymieniał doświadczeniami z tobą, najlepiej tymi łóżkowymi - zażartowałem, a zszokowany otworzył i zamknął usta. Jego oczy wielkością przypominały spodki. Nie mogąc się powstrzymać wyszczerzyłem się do niego i wstałem z łóżka, kierując się w stronę łazienki, a przy tym ponętnie kręcąc biodrami - Boże, Ash. Przecież dobrze wiemy, że nie masz żadnego kochanka.

- A skąd ta pewność? - zawołał za mną, kiedy chwyciłem za klamkę od łazienki. Zatrzymałem się i posłałem mu uśmiech ponad ramieniem, zanim otworzyłem drzwi.

- Bo to ja niedawno cię rozdziewiczyłem, a ty nie możesz beze mnie żyć. A mnie nie da się wymienić - to mówiąc zamknąłem mu gębę na dobre kilkanaście minut, które wykorzystałem na wzięcie prysznica.

***

- Mam coś dla ciebie - wdrapałem się na kanapę, siadając obok Ashtona, który od jakiegoś czasu oglądał telewizję z marsową miną. Najwidoczniej nie lubił urodzin.

- Jeżeli to jest prezent urodzinowy to możesz już sobie iść. Nie obchodzę urodzin.

- Przestań być taki sztywny - zaśmiałem się, potrząsając ramieniem Ashtona. Chłopak spojrzał na mnie spode łba, po czym westchnął i wystawił w moją stronę otwartą dłoń, czekając na domniemany prezent. Bez dalszego przedłużania dałem mu do ręki klucz od mieszkania. Ashton spojrzał na mnie, marszcząc brwi.

- Dzięki?

- Głupku to są klucze do mojego mieszkania. W ten sposób możesz nocami chodzić gdzie tylko chcesz. Do kochanków i tak dalej - Ashton zaczerwienił się i odwrócił ode mnie wzrok, ale ja się tak szybko nie poddaję. Dotknąłem jego drugiej dłoni, która nie trzymała kluczy, ściskając ją lekko - Dorobiłem te klucze kiedy wróciłeś do domu zamiast zostawić mnie w pizdu i wrócić do mieszkania. Pomyślałem, że się przydadzą skoro planujesz zostać tutaj na... Dłużej.

Ugryzłem się w język zanim zdołałem wypowiedzieć te głupie słowa, które przez swój słowotok prawie wyjawiłem Ashtonowi. Teraz mężczyzna uśmiechał się do mnie czule.

Chciałem powiedzieć na zawsze. Skąd mi się to w ogóle wzięło?

- A teraz - odchrząknąłem, chcąc zakończyć jakoś tę krępującą ciszę wypełnioną niewypowiedzianymi słowami. Wyjąłem klucze z dłoni Ashtona, rzucając je obok pilotów, leżących po drugiej stronie kanapy. Powoli wstałem i równie powoli klęknąłem przed Ashtonem, który wstrzymał oddech, kiedy moje ręce zaczęły sunąć wzdłuż jego ud.

- Co powiesz na jeszcze jeden prezent, a potem możemy zjeść tort i zdmuchnąć świeczki?

Ashton przełknął ślinę i czerwieniąc się pokiwał gorliwie głową. Uśmiechnąłem się szerzej, powoli rozpinając rozporek jego spodni. Spojrzałem na niego spod rzęs i wyszeptałem:

- Naprawdę cieszę się, że zostałeś ze mną. Chciałbym, żeby to wszystko trwało i trwało. A teraz pora na twój drugi prezent.

Wszystkie niedopowiedzenia oraz nieujawnione uczucia, które już od dłuższego czasu zawisły nad nami jak śmierć nad skazańcem, zostały zagłuszone przez jęki Ashtona, kiedy ofiarowałem mu swój prezent.

***
Btw, to ff jest krótkie, więc myślę, że niedługo się skończy.
alternativetrash_1

DEVILISH // cashton 👿Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz