28.

393 35 25
                                    

Calum

Kocham cię.

Słowa Ashtona cały czas krążyły po moich skołatanych myślach. Czułem się jak pijany, kiedy przeszedłem przez otwarte drzwi klubu, nie oglądając się ani na zaskoczoną Idę, wołającą mnie, ani na Michaela, który wychylił głowę zza drzwi gabinetu, żeby zapytać gdzie się podział Ashton. Szybkim krokiem poszedłem do garderoby i zacząłem przekonywać się przez stertę ubrań. Niewiele myśląc założyłem na siebie pierwsze lepsze ubranie, którego i tak było mało i jak w amoku wycofałem się w stronę drzwi. Impreza, czyli również moja praca, miała się zaraz zacząć, a ja musiałem się ogarnąć.

Prawie zderzyłem się z Lukiem, który właśnie wparował do garderoby, w ostatniej chwili mnie łapiąc. Uśmiech zszedł mu z ust, kiedy zobaczył jak roztrzęsiony byłem.

- Wszystko w porządku?

- Nie - odpowiedziałem szczerze, po czym zniknąłem za drzwiami prowadzącymi w głąb klubu.

Impreza trwała w najlepsze, a Ashton nadal nie pojawił się w pracy. Nawet stąd widziałem jak Ida, która najwidoczniej nie miała czasu na wytchnienie, nerwowo nalewa kolejne drinki i trzęsącymi się dłońmi podaje je pijanym klientom.

Ja sam próbowałem zrobić wszystko, byleby przestać myśleć o słowach Ashtona.

Kocham cię.

Zagłuszałem natrętne myśli poprzez taniec na metalowej rurze oraz przechadzanie się pomiędzy klientami. Szerokim łukiem omijałem zarówno bar, jak i gabinet Michaela. No i oczywiście Luke'a, który już dwa razy próbował wybadać sprawę i dowiedzieć się o co chodzi. A do trzech razy sztuka. Bałem się, że jeśli jeszcze raz się mnie o to zapyta to pęknę i powiem mu wszystko, a przy tym popłaczę się jak małe dziecko.

Kochamciękochamciękochamcię

Tylko czego tak właściwie się obawiałem? Kiedy usłyszałem te dwa słowa z ust Ashtona zrozumiałem. Miłość jednak istnieje, ponieważ właśnie to uczucie przepełniało mnie za każdym razem, kiedy patrzyłem w orzechowe oczy Ashtona, błyszczące i przepełnione tym samym głębokim,  szczerym uczuciem. Miłość była prawdziwa. Zdarzała się rzadko, lecz przytrafiła się akurat nam. To co czułem teraz to nic w porównaniu do szczeniackich uczuć, którymi obdarzyłem Christophera. Dobrze wiem, że Ashton nim nie był i nigdy by mnie w ten sposób nie skrzywdził.

Ale...

No właśnie. Ale.

Ale co jeśli skrzywdzi mnie w inny sposób?

Ale co jeśli to ja go zranię?

Ale co jeśli nam nie wyjdzie?

Nie mogłem tutaj siedzieć i tańczyć, nawet jeśli była to moja praca. Nie mogłem udawać kogoś szczęśliwego, podczas gdy rozpadałem się od środka. Musiałem stąd wyjść. Udać się gdziekolwiek.

Tak więc, postanowiłem przejść się do toalety. Łazienka była kompletnie pusta. Muzyka zdawała się dobiegać niczym z pod tafli wody, kiedy wszedłem do pierwszej lepszej kabiny. Oparłem się plecami o cienkie drzwi, odchylając głowę do tyłu i trąc twarz dłońmi, jak gdybym chciał się obudzić z przykrego, surrealistycznego snu. Czemu nie mogłem być normalny? Dlaczego tak bardzo broniłem się przed powiedzeniem co czuję?

No tak. W końcu już zostałem skrzywdzony. Nikt nie chciałby, żeby coś takiego powtórzyło się po raz drugi.

Ten surrealistyczny sen, który przeżywałem w swojej głowie, szybko zamienił się w koszmar, kiedy ktoś otworzył drzwi od kabiny, zakrywając mi dłonią usta i wpychając w głąb malutkiego, śmierdzącego moczem pomieszczenia. Chciałem krzyczeć, kiedy usłyszałem za sobą szczęk zamykania drzwi, oddzielających mnie od reszty ludzi bawiących się w klubie. Strach sparaliżował mnie doszczętnie. Próbowałem krzyczeć czy wołać o pomoc, ale w łazience nie było żywej duszy, a osoba trzymająca dłoń przyciśniętą płasko do moich ust, skutecznie zagłuszała mój głos, jak i utrudniała mi dostęp do tlenu.

DEVILISH // cashton 👿Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz