Ashton
- Nadal nie rozumiem czemu nie możemy po prostu zjeść w domu - marudził Calum, głośno tupiąc, podczas gdy prowadziłem go w stronę taniej pizzeri, gdzie mieliśmy zjeść obiad - Wyszłoby taniej i zdrowej.
- Żadne z nas nie umie gotować.
- Wypraszam sobie! - wykrzyknął Calum, uderzając mnie w ramię - Ja chociaż umiem zrobić kanapki.
Przewróciłem oczami, chociaż uśmiech sam cisnął mi się na usta. Jak się okazuje seks działa cuda. W naszym przypadku właśnie ten jakże ludzki akt pogodził naszą dwójki, a sprawy wróciły na dawne tory. Nadal byliśmy przyjaciółmi z korzyściami, a nie parą, co niezmiernie mnie bolało, ale starałem się to ukrywać. Calum omijał szerokim łukiem temat wszelkich uczuć. Można by powiedzieć, że nawet bardziej niż zwykle. Jak gdyby on sam coś poczuł. Nadal nie potrafiłem pojąć jego toku myślenia. Czemu nie mógł po prostu pozwolić sobie kogoś pokochać? Przecież ja go nie skrzywdzę.
Nie zwracając uwagi na obrażonego Caluma, pchnąłem drzwi prowadzące popularnej, a co najważniejsze taniej, restauracji. Wszedłem do środka, przy tym przytrzymując drzwi i uważając, żeby te nie zabiły Caluma. Wnętrze restauracji wydawało się przyjazne, szczególnie dla rodzin z dziećmi, które biegały po całym lokalu, wrzeszcząc, śmiejąc się albo płacząc. Calum posłał mi spojrzenie spod byka, masując skronie.
- Nienawidzę bachorów. Nie mogliśmy iść gdzieś indziej?
- A masz kasę? - żachnąłem się, przez co Calum dziecinnie pokazał mi język. Przewróciłem oczami, ciągnąc go za rękaw w głąb lokalu - Teraz sam zachowujesz się jak dziecko.
Chłopak wymamrotał jakieś obraźliwe słowo, którego nie usłyszałem, bo szybko utonęło w morzu krzyków i radosnych pisków dzieciaków zjadających się pizzą albo innymi niezdrowymi daniami. Calum z impetem wpadł na moje plecy, kiedy gwałtownie zatrzymałem się na środku lokalu, patrząc w stronę stolika tuż przy oknie, gdzie siedziała matka z dwójką dzieci. Na pierwszy rzut oka kobieta o krótkich blond włosach wydawała się być znajoma, jednak jej pospolita twarz mogła należeć do każdego. Dopiero kiedy przyjrzałem się uważniej i zerknąłem na nastolatkę oraz chłopczyka, siedzących naprzeciwko kobiety w średnim wieku, zrozumiałem na co patrzę.
Na moją własną matkę. Razem z Lauren, moją siostrą, oraz z Harrym, moim braciszkiem.
- Calum - wyszeptałem, nie wiedząc co powiedzieć. Po co moja matka tutaj przyjechała? Jak ostatnio z nią rozmawiałem to nie wykazywała zbytniego zainteresowania moją osobą - To moja mama. O tam.
- Padło ci na mózg? Przecież twoja rodzinka mieszka w Sydney.
- Serio. Oni tam siedzą - mulat zerknął w stronę wskazanego przeze mnie stolika, po czym przechylił głowę i zmrużył oczy, zastanawiając się nad czymś.
- Hm, no może trochę cię przypominają. Ale tylko trochę - powiedział, w zamyśleniu kiwając głową. Nagle na jego ustach pojawił się cwany uśmieszek. O nie. To się nie może dobrze skończyć.
- Calum, może lepiej... - zacząłem, cofając się w stronę drzwi, lecz chłopak mocno zacisnął palce na moim bicepsie.
- Chodźmy się przywitać! - zawołał, podejrzanie radośnie, mulat. Spuściłem głowę w dół, kompletnie się poddając. Ciężko przełknąłem ślinę, kiedy rozchichotany Calum zatrzymał się tuż przed stolikiem, przy którym siedziała cała moja rodzina.
- Dzień dobry, pani Irwin. Miło mi panią poznać - moja mama odwróciła się w stronę nieznanego jej głosu, jednak jej oczy spoczęły na mnie, a nie na mulacie, który mocniej ścisnął mój biceps, na pewno zostawiając na nim czerwone ślady swoich palców. Drżącą dłonią zdjąłem rękę Caluma ze swoje ramienia i odchrząknąłem, patrząc bardziej w stronę mojego rodzeństwa niż na własną matkę.
![](https://img.wattpad.com/cover/194562666-288-k533153.jpg)
CZYTASZ
DEVILISH // cashton 👿
FanfictionGdzie Ashton jest bardzo niewinny, a Calum za wszelką cenę chce sprowadzić go na złą drogę. Czasami życie nie do końca wygląda tak jak to sobie zaplanowaliśmy. Ashton Irwin niedawno przeprowadził się do mniejszego miasta, aby stać się bardziej nie...