1.

902 49 44
                                    

Ashton

Powolnym krokiem zmierzałem w stronę mojego mieszkania, które od jakiegoś czasu wynajmowałem w zaniedbanej, brudnej kamienicy. Warunki nie były zbytnio wygórowane, ale cena też nie, więc nie narzekałem. Choć, prawdę mówiąc, ledwie byłem w stanie zapłacić za miesięczny czynsz, który z każdym miesiącem wydawał mi się coraz większy i większy. Szybko odkryłem, że to nie czynsz rósł, a moje zarobki malały.

W ręku trzymałem kartkę, którą przed chwilą dostałem od szefa. Jakim nieudacznikiem trzeba być, żeby zostać zwolnionym z McDonalds? Niestety, szefostwo nie podało mi konkretnego powodu zwolnienia, jedynie z nikłym, współczującym uśmiechem wywaliło mnie na bruk.

Wraz z moim równym krokiem, słyszałem też brzęczenie kilku monet, znajdujących się w kieszeniach moich starych, spranych spodni. To wszystko co mi pozostało na chwilę obecną, a do końca miesiąca było jeszcze daleko.

Z westchnieniem wygrzebałem klucz od klatki schodowej, widząc, że domofon znów się zepsuł. Zmarszczyłem nos, czując odór moczu. Nic nowego, jednak nadal uprzykrzało mi to życie. Kamienica diametralnie różniła się od mojego rodzinnego domu. Czasami zastanawiałem się co mi odbiło, żeby wyjechać do mniejszego miasta. W końcu ja sam urodziłem się w Sydney, to tam wychowała się również moja matka. Nadal pamiętam piękny dom z ogrodem i widokiem na morze, o który moja rodzicielka tak zaciekle dbała. Pomimo braku ojca w moim życiu, nie mogłem narzekać. I bez niego miałem kochającą rodzinę. A poza tym, nawet go nie pamiętałem. Zdradził i zostawił moją mamę kiedy byłem jeszcze malutki.

Wchodząc po schodach zastanowiłem się głębiej nad pierwotnym planem mojego wyjazdu z Sydney. Ach, tak. Po ukończeniu liceum ubzdurałem sobie, że wyjadę do mniejszego miasteczka, mieszczącego się nieopodal mojego rodzinnego miasta, aby się usamodzielnić. Miałem tylko osiemnaście lat, świadectwo z niezbyt wygórowanymi ocenami i parę rąk, które nigdy wcześniej nie pracowały. Szybko okazało się, że potrzebuję dużo więcej pieniędzy niż na początku mogłoby się wydawać. Nie mogłem przecież kupować tylko chleba, żeby mieć co włożyć do ust. Musiałem też mieć dach nad głową, a to wszystko kosztowało. Pieniądze jak wiadomo nie rosły na drzewach.

Tak właśnie, zdesperowany i spragniony pokazania matce, że potrafię żyć na własną rękę, z dala od rodziny, zacząłem szukać pracy, nie bacząc na wszelkie trudności. Gdziekolwiek potrzebowali rąk do roboty, tam z chęcią się zgłaszałem, licząc na to, że w końcu moje życie się odmieni, a ja odbiję się od dna.

O ile dobrze pamiętam, moją pierwszą pracą było mycie samochodów na osiedlowej myjni. Szybko okazało się, że nie radzę sobie z tym zadaniem, więc szef mnie zwolnił. Następnie znalazłem ofertę wyprowadzania psów w gazecie. Kiedy jednak zgubiłem jednego zwierzaka, moja przygoda z tą pracą raz na zawsze się skończyła. Pracowałem też jako kasjer w sklepiku spożywczym, kelner w niezbyt ekskluzywnej restauracji, sprzedawca w księgarni, no i w McDonalds.

Przerwałem ten natłok myśli, kiedy stanąłem przed drzwiami mojego mieszkania. Już miałem przekręcić klucz w zamku, kiedy czyjś głos mnie zatrzymał.

-Ej, Irwin.

W głowie policzyłem do dziesięciu, zanim z uprzejmym uśmiechem odwróciłem się twarzą do rozmówcy. Do osoby, którą niezbyt chciałem teraz widzieć.

-Dzień dobry, panie Douley - niepewnie przeczesałem palcami moje zbyt długie, kręcone włosy w kolorze brudnego, miodowego blondu. Niebieskie tęczówki łysego mężczyzny w średnim wieku spotkały się z moimi orzechowymi oczami.

-Gdzie jest mój czynsz? - jego dłonie oparły się o jego kanciaste biodra, zahaczając o wystający brzuch, przypominający mi piłkę.

Skrzywiłem się, próbując wymyślić coś na poczekaniu. Jednak mężczyzna, od którego wynajmowałem mieszkanie, od razu mnie przejrzał.

-Znowu cię zwolnili, co Irwin? No cóż...

-Ale ja znajdę pracę! Nie zdąży się pan nawet obejrzeć, a już dostanie pan pieniądze za czynsz - przerwałem mu, nerwowo wymachując rękami. Douley prychnął i wyciągnął w moją stronę otwartą dłoń. O nie.

-Nie ma mowy. Już za dużo razy mi to obiecywałeś. Jak dostaniesz normalną pracę i zapłacisz mi za ten i poprzedni miesiąc to porozmawiamy.

Zacisnąłem szczękę, czując nerwowo pulsującą żyłkę na moim czole. Powoli położyłem klucze od mieszkania na otwartej dłoni niższego ode mnie mężczyzny. Chciało mi się wyć. Co ja mam teraz ze sobą zrobić?

Pan Douley czym prędzej czmychnął do swojego mieszkania, zanim zdążyłem się rozmyślić czy zaprotestować. Chciałem krzyczeć, płakać lub kopać w jego drzwi. Jednak nie byłem taki. Byłem cichy, spokojny i zbyt niewinny jak na ten świat... Niestety.

Moja mama dobrze mnie wychowała. Nie mogłem narzekać na mój zasób słownictwa czy moje maniery. Dlatego wolałem być uprzejmy dla ludzi, nawet jeśli byli dla mnie okropni. Niestety mój charakter i sposób bycia nie zawsze podobał się chłopakom. Bo to dla nich biło moje serce. Moje ciemne oczy zawsze błądziły za mężczyznami, szeroki łukiem omijając kobiety. Oczywiście umiałem docenić urodę płci pięknej... ale nie w ten sposób co niektórzy. Po prostu wolałem własną płeć i nie przeszkadzało mi to.

Znów znalazłem się na zewnątrz. Błądziłem krętymi uliczkami, bez celu obserwując ludzi. Było już kompletnie ciemno, jednak dziękowałem Bogu za fakt, że o tej porze roku było raczej ciepło i nie potrzebowałem nic więcej niż dżinsowej kurtki, którą miałem na sobie. Szlajałem się ulicami wsłuchując się w rozmowy obcych, oglądając wystawy sklepów, których zapewne nigdy nie odwiedzę, albo wdychając zapach ciepłego jedzenia unoszącego się z pobliskich restauracji.

Sam nie wiem jak to się stało, ale moje nogi zaprowadziły mnie w okolicę, w której nigdy wcześniej nie byłem. Owa dzielnica była wypełniona różnorodnymi barami i klubami nocnymi. Nie przepadam za alkoholem czy innymi używkami. Uważam, że szkodzi to zdrowiu i jest to tylko kolejny sposób na szybsze zabicie się, a na dodatek płatny sposób. Co jak co, ale lubiłem swoje życie, pomimo tych wszystkich przeszkód, które napotykałem na swojej drodze.

Jeden z szyldów przykuł moją uwagę. Neonowe lampy mieniły się w kolorach tęczy i wręcz krzyczały 5 Seconds Of Summer. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad sensem nazwy. Kto mógł tak nazywać zwykły klub nocny?

I sam nie wiem czy wtedy popełniłem błąd czy może podążyłem tylko za głosem serca, ale przekroczyłem próg klubu nocnego. W końcu i tak nie miałem nic lepszego do roboty. Byłem tylko kolejnym zbłąkanym człowiekiem, bez grosza przy duszy i dachu nad głową. Najwyższy czas zmienić tok myślenia. A nóż poszczęści mi się właśnie tutaj, w klubie o dziwacznej nazwie 5 Seconds Of Summer.

***
Witam ponownie
Mam nadzieję, że chociaż trochę się za mną stęskniliście i nie macie mnie jeszcze dość (bo mam dla Was nowe cashtonowe ff XD)
Ostatnio pisałam bardzo mało, bo brakuje mi czasu wolnego przez szkołę (hehh). Dlatego posłuchałam waszych modłów i postanowiłam sprezentować wam oto te soczyste wypociny, więc enjoy XD Nie jestem w 100% z tego zadowolona i uważam, że jest to ciut kiepskie ale co tam. Chcecie to macie XD
Jeśli chodzi o to ff to będziemy mieli też tutaj muke i sporo smutów (mam nadzieję, że nie zjebałam)
Akcja pomiędzy cashtonem dzieje się dość szybko (bo tak na siebie działają XD) więc nwm czy to dobrze czy źle.
Jeszcze jedna sprawa,
założyłam ostatnio twittera, którego nigdy wcześniej nie miałam i próbuję być na nim bardziej aktywna, a idzie mi to ciężko.
Jak chcecie to moja nazwa na tt to atrash_1
Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba przeczyta to ff ❤
Miłego dnia!
alternativetrash_1

DEVILISH // cashton 👿Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz