Ten rozdział chciałbym zacząć od praktyk. Napisałem już jak widzę wynagrodzenie za nie, ale chcecie wiedzieć jak wygląda cukiernia od środka? Jak nie to macie problem, bo i tak opowiem. Na wszystkie trzy cukiernie w jakich robiłem w trzech robiło się niemal wszystko z proszków. Wiecie pół kilo proszku zmieszać np z olejem i masą jajeczną (w jednej była kupna, w dwóch pozostałych korzystało się z jajek), wrzucić do maszyny by to rozmieszała, do pieca i ciasto gotowe. Nie trzeba było pamiętać nic, wszystkie proporcje zawsze były na opakowaniach proszków. Budyń ten co jecie na drożdżuwkach? Vankrem (proszek), który w nie jednej z cukierni jest rozmieszany w wodzie z kranu. Coś upadnie? Zazwyczaj się to podniesie. Mało nadzienia w pączkach? Dostałem kiedyś opieprz od szefa, że daje za dużo a to pieniądze. Mniej = więcej kasy (nie ważne, że pączki w tym miejscu były chyba najdroższymi w Szczecinie. W tamtych latach były już za 4 zł).
Raz wpadł mi telefon do jajek (się biedny rozwalił) pytam się pracownika czy je wylać. Odpowiedź? Przecząca. Tylko w tej ostatniej najmniej prestiżowej i zarazem najtańszej szef dbał o to co trafi do sprzedaży. Chociaż też nie do końca. Masa na makowce? Zebrane przez rok (do zamrażarki) pączki, drożdżuwki etc. z nadzieniami wrzucone do maszyny by z nich zrobić masę. Z jednej strony cukiernie to syf, a z drugiej chyba nigdzie na świecie specjały z cukierni nie smakują tak dobrze.Jest około druga w nocy, pierwszego stycznia 2011 roku. Wszyscy wyszli z mojego pokoju w którym balowaliśmy, wszyscy poza mną i Pauliną. Zostaliśmy sami, nasze ciuchy poleciały gdzieś wgłąb pokoju. A tu nagle wchodzi Paweł, który zapomniał zabrać swoje piwo. Domyślił się chyba, że zrobił głupotę wchodząc bez pukania do drzwi i najszybciej jak umiał zmył się z powrotem. Przespaliśmy się ze sobą tej nocy jak i po przebudzeniu się. Głupi jednak pochwaliłem się Pawłowi wiedząc, że jej zależy na dyskrecji. Nie miało to być jako jakaś przechwałka, po prostu cieszyłem się i musiałem się z tym kimś podzielić. Chyba się domyśliła. Przespaliśmy się ze sobą jeszcze kilka razy w okresie do trzeciego stycznia (tak nam się wszystkim trochę przedłużył ten sylwester). Oczywiście tak się zabezpieczaliśmy, że aż ani trochę. Hormony i choroba robią swoje ;)
Paweł się szybko wygadał, a ona była wściekła. Chciałem być z nią, jednak stwierdziła, że chcę tego tylko dlatego, że razem spaliśmy (podobała mi się już wcześniej). Zdarzało nam się ze sobą pisać, nawet spotykać, ale nic z tego nie wychodziło. Moja mania zaczęła już wtedy powoli zanikać, ona bała się bo spóźniał się jej okres, a ja miałem wszystkiego dosyć. Nie wiem jak to wyszło, ale dziadkowie u których byłem od listopada do stycznia ponownie chcieli mnie wyrzucić. Mama zabrała mnie do Berlina gdzie się przeprowadziła, miała załatwić mi tu szkołę i praktyki tak bym kontynuował to co zacząłem, ale tak się nie stało. Powoli zatracałem kontakt z wszystkimi znajomymi, przestałem się odzywać do niemal każdego poza Pawłem.
Paulina na szczęście nie była w ciąży, ale kontakt nam się urwał. Chwilę wypisywała do mnie była, ale to też nie trwało dłużej niż kilka dni. W Berlinie siedziałem tylko w domu, nie miałem znajomych, nie znałem zbytnio języka Niemieckiego, nie miałem szkoły, totalne nic. Mama chodziła do pracy a ja zajmowałem się trzyletnim bratem. Dzień w dzień ta sama rutyna. W końcu znalazłem dwie polki w moim wieku na jednym z portali do randkowania. Znałem tylko jedno charakterystyczne miejsce. Nie wiem jakim cudem tak się zakręciłem ale umówiłem się z oboma tego samego dnia, o tej samej godzinie i w tym samym miejscu. Nawet nie pytajcie jaki to był niewypał. One się zakumplowały, mnie w sumie wyśmiały i poszły.
Zacząłem podsumowywać swoje życie. Z dwudziestu przyjaciół w swoim życiu z czego z niemal nikim nie miałem już kontaktu. 60 dziewczyn z jakimi się całowałem i z 25 z jakimi byłem, co mi dało to wszystko? Zupełnie nic. Miałem ochotę gdzieś uciec, zapaść się pod ziemię. Przez chwilę zastanawiałem się nad legią cudzoziemską, zacząłem nawet ćwiczyć, ale szybko mi przeszło.
CZYTASZ
Zwykła autobiografia jakiegoś Wariata.
SpiritüelHistoria prawdziwa. Badboy, zbuntowany przeciw całemu światu. Można by było rzec typowy wariat i wcale nie byłoby to kłamstwem. Zapraszam was do mojego świata, bez ściemy i naciągania. Tak wygląda życie z chorobą afektywną dwubiegunową.