W 2010 roku działo się sporo, dlatego pozwolę sobie podzielić go na dwie części, a także nie pisać zawsze co i kiedy dokładnie się wydarzyło, żeby nie skłamać.
Na początku roku chciałem odzyskać Dorotę. W sumie nawet nie odzyskać, bo przyjaźń mnie już nie interesowała. Chciałem ją zdobyć.
Chociaż sama mi wyznała miłość chwilę wcześniej, to jednak zaczęła się wycofywać a ja ją tracić. Po około dwóch tygodniach ciszy, nie wyrobiłem. Zamiast pójść do szkoły wsiadłem w pociąg, wysiadłem na jakimś zadupiu i z godzinę dreptałem, aż odnalazłem jej szkołę. Stałem pod nią jak głupi dobre trzy godziny, aż zobaczyłem chłopaka, którego kojarzyłem z widzenia. Zawołałem go i poprosiłem by poinformował Dorotę, że tu jestem i nie pójdę aż z nią nie pogadam.Na kolejnej przerwie w końcu się pojawiła. Nie była zbyt szczęśliwa na mój widok, jednak obiecała, że sobie wszystko przemyśli, a nasza przyjaźń na tym nie ucierpi. Przyznam, że miałem mętlik w głowie. Sam już nie rozumiałem czego ona ode mnie w zasadzie oczekiwała.
O ile podróż w tą stronę była całkiem łatwa, o tyle bladego pojęcia nie miałem jak wrócić na stację kolejową, a czasy telefonu z internetem to jeszcze nie były. Zadzwoniłem do Marka i uprosiłem go by przyjechał po mnie (jakieś 20 kilometrów może). Na moje szczęście, się zgodził.
Po kilku dniach rozmów z Dorotą w końcu zostaliśmy parą. Oczywiście nasz związek głównie opierał się na wysyłaniu do siebie wiadomości i dzwonienia do siebie, jednak był. Pamiętam stresowałem się przed pierwszym spotkaniem jako para. Nie wiedziałem, czy na żywo wciąż nie będziemy zachowywać się w stosunku do siebie jak przyjaciele. Droga pociągiem dłużyła się, a stres narastał. Około kilometr od stacji docelowej pociąg stanął i chyba niezbyt zamierzał ruszyć dalej. Po kwadransie wkurzony siłą rozsunąłem drzwi i wyskoczyłem. Nie był to mądry pomysł, nie dość, że pociąg ruszył chwilę po moim wyjściu, to jeszcze śnieg skutecznie utrudniał poruszanie się wzdłuż torów. W końcu jednak dotarłem, lekko przemarznięty ale szczęśliwy. Pocałowaliśmy się na powitanie i nawet nie wydawało się to być bardziej krępujące niż z innymi dziewczynami. Spędziliśmy ze sobą miłych parę godzin, a nawet zrobiliśmy sobie jedyne nasze wspólne zdjęcie. Początkowo nasz związek wydawał mi się idealny, byłem w nią ślepo wpatrzony. Z czasem jednak coraz bardziej zacząłem dostrzegać, że to nie działa tak samo w drugą stronę. Każdy w moim otoczeniu wiedział, że mam dziewczynę i słyszał o niej same superlatywy, każdy mi zazdrościł udanego związku, a ja w pewnym momencie nabrałem wątpliwości. Coraz częściej słyszałem, że ona nie ma czasu na spotkanie, zawsze to ja musiałem jechać do niej a nigdy ona nie mogła przyjechać, no zachowywała się tak jakby w ogóle nasz kontakt i związek miał się ograniczać tylko i wyłącznie do internetu i telefonu. Bolało i czułem się zazdrosny o jej byłych. Dawniej to mnie odtrącała jak miała chłopaka, ograniczała ze mną kontakt, spędzała z nimi całe dnie, a teraz będąc ze mną zaczęła mnie olewać dla kolegów.
Jednemu z nich z resztą groziłem za to, ale czułem w głębi serca, że to nie chłopaka wina. Trzymałem w sobie ten żal i wściekłość, trzymałem aż w pewnym momencie z nią zerwałem. Nie zabiegałem już o uwagę z jej strony. Poczułem, że nie warto.
Oczywiście musiałem sobie później to odreagować. Raz był to flirt przez internet, a innym razem jakieś spotkania. Pamiętam jak raz zorganizowałem spotkanie z kumpelą znajomych tylko po to by sprawdzić jak ona całuje. Oboje nie przypadliśmy sobie do gustu. Inna ich koleżanka próbowała mnie zaciągnąć do łóżka, ale totalnie mi się nie podobała. Z twarzy może jeszcze nie było tak źle, ale jak by na mnie usiadła, to bym był płaski jak po przejechaniu walcem (Do you know what i mean?)
Podrywałem też koleżankę Eweliny, ale i to okazało się wielkim niewypałem. Problem był taki, że pochwaliłem się jej tym podbojem, a ona była we mnie zauroczona (wydało się to tak, że napisała mi niby przez przypadek smsa na ten temat. Oficjalnie miał dotrzeć do jej koleżanki). Z tą dziewczyną coś się droczyliśmy, aż założyliśmy się które pierwsze się wycofa z seksu w szkolnej toalecie (w założeniu że żadne by się nie wycofało, mieliśmy się ze sobą faktycznie przespać) . Gdy tamta się dowiedziała, że się wygadałem, to przestała się do mnie odzywać (no ciekawe dlaczego).
CZYTASZ
Zwykła autobiografia jakiegoś Wariata.
SpiritualHistoria prawdziwa. Badboy, zbuntowany przeciw całemu światu. Można by było rzec typowy wariat i wcale nie byłoby to kłamstwem. Zapraszam was do mojego świata, bez ściemy i naciągania. Tak wygląda życie z chorobą afektywną dwubiegunową.