Chwilę po rozpoczęciu 2001 roku w końcu rodzice postanowili mnie oświecić, że święty Mikołaj to bujda. Chyba już to podejrzewałem, ale i tak był to dla mnie cios. O ile mnie pamięć nie myli to również w tym roku poszedłem z Tatą pierwszy raz na basen. Ogólnie nie był na nim wcześniej żaden z nas. Sam basen z resztą stosunkowo niedawno powstał.
Zapłaciliśmy, poszliśmy do przebieralni, przebraliśmy, znaleźliśmy szafki i schowaliśmy w nich wszystko. No istna perfekcja z naszej strony. Idziemy pod prysznice, wiadomo obowiązkowe przed wejściem na basen a tu masa kobiet pod nimi. Część w stroju kąpielowym, z jedna topless i chyba nawet jedna nago. Tacie głupio, odwraca się do ściany, żeby nie patrzeć, ja wręcz odwrotnie gapie się gdzie popadnie. Dopiero gdy wychodziliśmy już z pod pryszniców na basen, jedna sympatyczna kobieta zdradziła nam, że to damskie prysznice, a do męskich drzwi były zaledwie z dwa metry dalej.W szkole wciąż nie umiałem się odnaleźć, ale na szczęście przez jakieś dwa tygodnie nie musiałem do niej chodzić. Z jakiej okazji zapytacie?
A więc pewnego pięknego poranka zemdlałem. Dzięki temu Mama zostawiła mnie w domu, żeby bacznie mi się przyglądać. Tego dnia zdarzyło mi się jeszcze raz stracić przytomność, więc w przeciągu dwóch może trzech dni trafiłem do szpitala w sąsiednim Szczecinie.
Pobyt tam był dla mnie niczym wygrana w lotto. Kilka niezbyt przerażających badań, dziewięć dni pobytu. Kasy dostawałem więcej niż potrzebowałem (żebym mógł dzwonić [automat na żetony] , oraz miał do sklepiku). Codziennie odwiedziny, głównie babci, która przywoziła mi zamówione dzień wcześniej obiadki (niejadek musiał mieć własne menu, a i koledzy z pokoju na tym korzystali). Tylko raz Babcia nie przywiozła obiadu, ale to pewnie dlatego, że Tata zamówił mi pizze na oddział (pielęgniarki były trochę zmieszane). A tak nowi koledzy, fajna atmosfera i co najważniejsze super dziewczyny.
Od razu spodobała mi się jedna z siedem, jak nie osiem lat starsza. Na początku nawet jej koleżanki chciały mnie obcałować, ale się biedny speszyłem. Pisałem do tej dziewczyny liściki miłosne, a raz lub dwa nawet spałem z nią u niej na łóżku (tyle wygrać). Nawet dala mi swój adres, ale tak go zapisałem, że potem zgubiłem kartkę. Co prawda mogłem wyjść już ósmego dnia, ale celowo zapomniałem to przekazać rodzicom, niestety pielęgniarka wręczyła mnie następnego dnia i doszło do wypisu.
A jeśli chodzi o stan zdrowia, to nic zupełnie nie znaleziono, a zawroty głowy ustały.Wielkimi krokami zbliżała się komunia. O ile nie wierzyłem i chętnie do kościoła zdecydowanie nie chodziłem, to jednak głupi chłopak nie byłem i opłacało się przemęczyć i dostać prezenty. Jakoś w tamtym okresie miałem nawet rozmowę z rodzicami o zmianie religii, dali mi wolną rękę, ale nie skorzystałem. Przygotowania do komunii długo trwały, a ja i tak nic nie ogarniałem. Z alby się nie cieszyłem, ale z wyjątkiem jednej osoby każdy miał mieć, więc i ja się na to zdecydowałem.
W końcu nadszedł ten długo oczekiwany dzień. Jakoś przeżyłem uroczystość w kościele i zacząłem tą przyjemniejszą część imprezy. Po kilku pozowanych zdjęciach udaliśmy się z gośćmi do naszego mieszkania.
Wielka wyżerka, morze napojów gazowanych i co wtedy było najważniejsze to prezenty.
Poza gotówką, która wiadomo nawet jak pójdzie na dziecko to i tak nie w taki sposób jakby dziecko tego chciało, dostałem rower górski, piękny czarny zegarek (a że nie znałem się na wskazówkach to dostałem elektroniczny, który dodatkowo po wciśnięciu guzika czytał godzinę), hulajnoge, kierownicę z pedałami do grania na komputerze i łyżworolki.Wakacje po drugiej klasie spędziłem trochę a wsi u Cioci i Wujka (tych co byli z nami na poprzednich wakacjach) i częściowo z dziadkiem na wsi, gdzie mieszkała moja prababcia. Lubiałem jeździć do prababci, była na prawdę ciekawą osobą. Z jednej strony była bardzo tajemnicza a z drugiej niesamowicie przemiła. Będąc tam poznałem niesamowitą dziewczynkę dwa lata ode mnie młodszą, może nawet dałbym jej buziaka, gdyby nie fakt, że była moją Ciocią :)
Bawiliśmy się całymi dniami, aż nadszedł czas byśmy oboje pojechali do swoich domów.Pamiętam jedenasty września 2001 roku. Włączyłem telewizor, śmignęły mi wiadomości, zawołałem Tatę . Ogólnie szok i niedowierzanie. Chwila moment padły pierwsze pogłoski w mediach, że polscy policjanci zostaną wysłani na miejsce, zadzwoniła do nas spanikowana mama (była na jakimś kursie bodajże wikliniarskim w tym czasie i nie było jej z tydzień) i pyta czy Tata musi wyjechać, co ze mną etc. Świat wstrzymał oddech, a mi się to udzieliło.
Nie długo po rozpoczęciu trzeciej klasy rodzice oznajmili mi, że się przeprowadzamy (dwa pokoje były małe dla czterech osób). Był o ile dobrze pamiętam piątek, a weekend miałem spędzić u dziadków, żeby rodzice mieli czas przewieźć rzeczy.
Postanowiłem więc w szkole pożegnać się z kilkoma wybranymi osobami oznajmiając im, że to mój ostatni dzień w tej szkole.
Nadeszła niedziela, rodzice odebrali mnie i siostrę od dziadków i przywieźli w nowe miejsce. Było późno, wszystko rzucone były do jakiegoś wielkiego pokoju, więc nie miałem czasu się rozglądać.
W poniedziałkowy poranek jakby nigdy nic obudzili mnie do szkoły. Ja zdziwiony, że już nową ogarnęli, oni w szoku, że w starej się pożegnałem. Musiałem zrobić całkiem sporą awanturę skoro tydzień mogłem zostać w domu, następnie była jeszcze przerwa świąteczna i do nowej klasy trafiłem dopiero od nowego roku.
Na święta poza colą zażyczyłem sobie discmana i dostałem to czego chciałem. Jeżeli chodzi natomiast o mieszkanie miało ono cztery pokoje. Niby mogłem sobie wybrać swój własny, ale z góry zabroniomo mi wziąć największy z pokoi tzw. Duży pokój/salon. Wybrałem więc pokój drugi co do wielkości. Podłużny chociaż nie był jakoś super szeroki. Mimo iż nowe mieszkanie strasznie mi się podobało, denerwowało mnie nieznajome sąsiedztwo i brak kolegów w najbliższej okolicy. Na szczęście udało mi się wygrać z rodzicami możliwość chodzenia samemu po całym mieście, a dzięki temu całe wolne dnie mogłem spędzać na starych śmieciach.
CZYTASZ
Zwykła autobiografia jakiegoś Wariata.
SpiritualHistoria prawdziwa. Badboy, zbuntowany przeciw całemu światu. Można by było rzec typowy wariat i wcale nie byłoby to kłamstwem. Zapraszam was do mojego świata, bez ściemy i naciągania. Tak wygląda życie z chorobą afektywną dwubiegunową.