Rok 2007 to rok który rozpocząłem od depresji. W szkole wciąż mi szło beznadziejnie. Chłopacy z klasy dalej mi dokuczali, a nauka wciąż mi nie szła. Jeżeli chodzi o przedmioty to wyglądało to następująco.
Język Polski - uczyła nas wychowawczyni. O ile z wielu rzeczy byłem zdolny takich jak uczenie się wierszów na pamięć czy krótkie wypracowania, o tyle zaniedbywałem wszystko inne.
Matematyka - matmy uczyła nas na oko trzydziestoparoletnia kobieta. Niemal brązowa od ciągłego solarium. Nie jeden się w niej kochał.
Z matmy poza geometrią zawsze byłem dobry. Niestety moim zdaniem nigdy nie byłem sprawiedliwie oceniany z tego przedmiotu. Wiecie wszyscy musieli robić tak samo, a ja nieszablonowy człowiek jestem.Fizyka - nie pamiętam nauczycielki, lubiłem ten przedmiot aczkolwiek miałem z nim wielkie trudności.
Chemia - uczyła nas młoda, choć niezbyt atrakcyjna kobieta.
Ja przyznam się bez bicia, że nie rozumiałem totalnie nic. Do dzisiaj chemia to dla mnie czarna magia.WoS - uczyła nas starsza kobieta, która moim zdaniem nie była kompetentna. Zdarzało jej się zdradzić swoje poglądy na niektóre tematy, co moim zdaniem u nauczyciela tego przedmiotu jest karygodne. Przedmiot uwielbiałem, no poza przemawianiem przed klasą. Było to problematyczne z racji wady wymowy, wstydu przed przemawianiem jak i z racji niechęci do klasy.
WF - jak już wspominałem przestałem szybko lubić ten przedmiot. Nauczyciel był według mnie kompetentny. Zbyt nie naciskał na to bym ćwiczył. Albo nie miałem stroju oficjalnie, albo tak szybko jak to możliwe siadałem na ławce i ściemniałem. Lubiłem hokej (oczywiście nie na lodzie), skok w dal, pchnięcie kulą, biegi na krótkie dystanse w tym sztafete i palanta. Nie nawidziłem piłki nożnej, siatkówki i koszykówki, które mieliśmy przez jakieś 90% zajęć.
Historia - starsza stanowcza kobieta. Miała swoje zasady, które trzeba było przestrzegać. Lubiłem ten przedmiot.
Biologia - pierwszego nauczyciela nie pamiętam, później mieliśmy młoda dosyć atrakcyjną nauczycielkę. Mimo wieku uczyła według mnie całkiem dobrze. Jedne tematy w ogóle mi nie wchodziły, z innymi nie miałem najmniejszego problemu.
Geografia - uczył nas starszy mężczyzna. Ogólnie bardzo nietypowy nauczyciel. Czasem wśród dyktowanego tekstu rzucił coś absurdalnego i sprawdzał czy znajdzie się mądry, który tego nie napisze. Reszta musiała później kreślić. W czasie lekcji potrafił też dzwonić w prywatnych sprawach, co nieraz z boku brzmiało komicznie.
Plastyka - nigdy nie byłem utalentowany. Modliłem się zawsze, by jak najszybciej minęła lekcja.
Technika - miałem problemy z tym przedmiotem. Też modliłem się by jak najszybciej się skończył.
Religia - jak byłem diabłem wcielonym, tak nim zostałem. Nie wiem czemu w ogóle uczęszczałem na te zajęcia.
Język angielski - rzekłbym wisienka na torcie. Nauczyciele bardzo często się zmieniali. Jedna baba uwielbiała siedzieć w dzienniku i przeglądać sobie nasze oceny oraz uwagi.
Moje potrafiła nawet podawać mojej babci (znała ją). Lekcji w ogóle nie prowadziła. Na szczęście uczyła nas tylko z miesiąc. Mieliśmy też około pięćdziesięcioletniego nauczyciela, który przyjechał do Polski po kilkudziesięciu latach w Wielkiej Brytanii. Nie dość, że był to typowy cham, to jeszcze nie miał żadnego podejścia do nauczania. Rekordzista w czasie jednej lekcji dostał jakieś 7 jedynek i to uwaga za jedną wypowiedź (ten nauczyciel nie był normalny). Za samo namalowanie na pierwszej stronie Wielkiej Brytanii dawał piątki. My się jednak zbuntowaliśmy i namalowaliśmy flagę Polski. Wszyscy dostali jedynki.
Ogólnie nikt by przy nim nie zdał, więc nowa nauczycielka anulowała jego wszystkie oceny.
Poza rzucaniem jedynkaki na lewo i prawo, krytykował wszystko co polskie. Od gazet poprzez papieża. Na przykład przyniósł raz jakąś polską gazetę i stwierdził że u niego (w UK) nawet papier toaletowy jest lepszy niż u nas gazety. Ogólnie właśnie na każdej lekcji próbował nam pokazać wyższość Wielkiej Brytanii nad Polską. Poza tym miał jakieś dziwne wybuchy agresjii. Raz walnął barkiem przechodzącą korytarzem dziewczynę, a jak upadła, kazał jej uważać jak lezie. Raz z łapami skakał też do dwóch chłopaków, gdyż nie pasowało mu, że stali z rękami w kieszeni.
Oczywiście uczniowie mścili się. Każdy przekazywał sobie pocztą pantflową, gdzie aktualnie stoi jego auto (parkował coraz dalej od szkoły).
Jego czarne BMW czasem miało przebite opony, czasem porysowany lakier, uszkodzone lusterka a nawet powybijane szyby. Ciekawe dlaczego?
CZYTASZ
Zwykła autobiografia jakiegoś Wariata.
روحانياتHistoria prawdziwa. Badboy, zbuntowany przeciw całemu światu. Można by było rzec typowy wariat i wcale nie byłoby to kłamstwem. Zapraszam was do mojego świata, bez ściemy i naciągania. Tak wygląda życie z chorobą afektywną dwubiegunową.