Rozdział 20

7 0 0
                                    

2012 rok, rocznikowo miałem 20 lat. Dalej Nicola przebijała mnie zarobkami. Udało mi się jednak w końcu znaleźć pracę. Pamiętam jak przy podpisaniu umowy zobaczyłem rubrykę dotyczącą tego, kogo powiadomić w razie śmierci. Długo się zastanawiałem, w końcu wpisałem Nicole. Szef niedowierzał w to co widzi, pytał się a co z rodzicami.
- Ona ich powiadomi - odpowiedziałem.

Praca nie była jednak niebezpieczna. Zostałem ochroniarzem w supermarkecie. Niewdzięczna praca za małe pieniądze. Niby się nic nie robi tylko spaceruje, tak ale osiem godzin takiego codziennego spaceru wykańcza fizycznie. Robi się okrążenie za okrążeniem, ludzie się denerwują bo myślą że za nimi się chodzi. Na zaplecze nawet nie można było pójść, bo musiałem być widoczny dla ludzi. Półtorej tygodnia jakoś minęło i nadszedł dzień w którym zrozumiałem, że ta praca nie jest dla mnie.

Podeszła do mnie ekspedientka i uprzedziła, żebym był czujny bo ten i ten dopiero co z więzienia wyszli.
Wydawało mi się że coś chowają za pazuche, zawinąłem ich na zaplecze.
Tu niestety zrobiłem głupotę stulecia, zostawiłem ich i poszedłem po kierowniczke sklepu. Nic nie znalazła (ale w teorii mogli szybko to schować w tym pomieszczeniu), a mi mili panowie zaczęli grozić.

Jeden z nich stał następnie od strony zaplecza (tamtędy wychodziliśmy z pracy). Drzwi były cały czas otwarte, a on stał tam już dobre cztery godziny. Wiecie on taki kafarek, ja takie chucherko, nie powiem wystraszyłem się. Zadzwoniłem do szefa regionalnego co powinienem zrobić. Przyjechał i porządnie obił tamtego. Sprawa wydawała się załatwiona, ale nic bardziej mylnego.
Po dwóch dniach przyszedł z policją. Ściemniałem, że nie wiem kto mógł go pobić. W końcu sprawa była załatwiona? Nie. Po kolejnych dwóch dniach wbiegł do sklepu naćpany w wielkiej furii. Szukał mnie chwilę wzrokiem po czym zaczął biec na mnie z butelką w ręku. Nie powiem spanikowałem. Ginąć za praktycznie minimalną wypłatę nie zamierzałem.
Pobiegłem na zaplecze i wziąłem bejsbola szefa, włączyłem naoadówkęni czekałem.

Nie wbiegł na zaplecze, czekał na mnie w sklepie. Ochrona szybko dojechała i go wyrzuciła. Gościu zrobił nam wszystkim setki zdjęć z daleka i się zmył. Po tej akcji zastanawiałem się czy ryzykować i kupić broń (dobrze strzelałem, a psychicznie nie miałbym problemu wycelować do kogoś kto mi zagraża), czy odejść do pracy. Pierwsza opcja szybko skończyła by się dożywociem, a druga kusiła.

Poszedłem jednak kolejnego dnia do pracy. Po 8 godzinach nie przychodził mój zmiennik. Odczekałem pół godziny i zadzwoniłem do niego. Okazało się, że jest na jakimś wyjeździe z szefem i nie ma opcji by przyszedł a ja mam zostać do końca (kolejne sześć godzin krążenia po sklepie). Stwierdziłem, że pierdole taką pracę i po prostu wyszedłem.
Znowu nie mogłem znaleźć zatrudnienia.

Niedużo później okazało się, że Nicola jest w ciąży. Była przerażona (nie mieliśmy warunków na dziecko). Ja byłem wtedy jeszcze w lekkiej hipomanii, nie przejąłem się tym zbytnio. Dopiero po miesiącu dotarło to do mnie i zaczęło mnie to przerastać.

W trzecim miesiącu ciąży jak nie czwartym postanowiliśmy, że czas najwyższy poinformować rodzinę. Najpierw rozmowa z jej mamą. Nie była zadowolona, ale po max dziesięciu minutach jej się to zmieniło. Stwierdziła, że wspólnie damy radę. Później czekała mnie rozmowa z moją mamą. Poszedłem na nią sam (mama przyjechała wtedy do Szczecina). Mama dosyć łatwo wybuchała (jednak szybko jej przechodziła złość), więc nie wiedziałem czego się spodziewać.
Jej reakcja była zupełnie inna niż się spodziewałem. Zaczęła się chichrać jak nastolatka powtarzając, że będzie babcią.

Trochę inaczej było z tatą, mieliśmy się spotkać ale w końcu nie przyjechał. Dowiedział się, że będzie dziadkiem przez telefon. Cieszył się, jednak po piętnastu minutach zadzwonił do mnie już zaniepokojony i niezbyt szczęśliwy z tego powodu. Skąd ta zmiana? Poinformował babcie, a ta zmieniła jego nastawienie.

Zwykła autobiografia jakiegoś Wariata. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz