Już rozgryźliście o co chodzi z tymi rozdziałami? Kto normalny by je tak ponumerował? Mam nadzieję, że już rozumiecie, a jeśli nie to stanie się to zapewne już za sekundę .
Gdy miałem sześć lat niestety o wiele częściej niż dotychczas musiałem chodzić do przedszkola. Ogólnie nie nawidziłem tego miejsca, wcześniej długa histeria mnie zazwyczaj chroniła przed tym miejscem, jednak sami rozumiecie zerówka, to już nie takie przelewki. Ogólnie nie lubiłem chodzić do przedszkola głównie z następujących powodów :
1. Lubiłem sobie dłużej pospać.
2. Zawsze byłem niejadkiem i pieskiem francuskim.
3. Nie przepadałem za jedną z przedszkolanek.O ile pierwszego punktu nie ma co rozwijać, o tyle drugi już można. Moi rodzice na prawdę nie mieli ze mną łatwo. Jadłem określone produkty, określonych marek. Pasztet z innej firmy? Nawet nie próbowałem. Ser żółty? Tylko topiony. Oczywiście, żeby nie było zbyt łatwo co jakieś pół miesiąca zmieniałem swoje upodobania kulinarne. Jedynym przekrętem jaki się udawał moim rodzicą był właśnie pasztet. Jadłem tylko pomidorowy, a jak nie było w sklepie? To kupowali zwykły z tej samej firmy i mieszkali z ketchupem. Wiadomo jednak w przedszkolu nikt się jakoś specjalnie nie przejmował moimi upodobaniami. Nie raz i nie dwa byłem zmuszany do jedzenia, a w zasadzie karmiony na siłę. Jednak po kilku razach kończących się wymiotami, czasem nawet nie tyle co do swojego talerza a na pół stolika i do talerza zarówno swojego jak i innych dzieci, przedszkolanka z punktu trzeciego przestała mnie zmuszać do jedzenia. Żeby jednak nie było idealnie nie pasował owej kobiecie fakt, że jestem leworęczny. Próbowała przestawiać mnie na siłę, jednak po interwencji mojego Taty musiała odpuścić. Wiadomo przedszkole jak przedszkole czasem jakieś konflikty z dziećmi też się zdarzały. Czasem było to dokuczanie z racji tego, że nie umiałem sobie zawiązać butów, czasem z racji wady wymowy (zamiast C mówię S, zamiast R wychodzi L). Pamiętam, że kiedyś jak zdenerwowała mnie pewna dziewczynka, to wgryzłem się porządnie w jej rękę, tak wiem dziewczyn się nie bije, ale ja nie biłem, ja tylko niefortunnie zębami złapałem zainspirowany zapewne żarłaczami :) jednak to nie tak, że nie umiałem się totalnie odnaleźć wśród innych dzieci, po prostu ciężko nawiązywałem kontakty. Pamiętam dosyć dobrze jak z chłopakami budowaliśmy miecze z takich plastikowych elementów skrecanych plastikowymi śrubkami. Pamiętam też, że zależało mi na nauce i znalazłem w tym kompana. Razem z koleżanką uczyliśmy się na sobie anatomii. W ogóle mówi się, że dzieci nie interesują się płcią przeciwną. Może i jestem ewenementem, ale odkąd sięga moja pamięć jak najbardziej interesowały mnie dziewczyny.
W przedszkolu nie przepadałem również za jakimkolwiek uczeniem się. Cyfry i Literki sprawiały mi wielki problem, wszelkie prace plastyczne były wielką katorgą, a religia wydawała się czymś irracjonalnym.
Mówi się, że dzieci biorą przykład z otoczenia. Jednak pomimo, iż moja rodzina dzieliła się na wierzących i tych jeszcze bardziej wierzących, mi się to nigdy nie udzieliło. Chodziłem na religię, bo wszyscy chodzili. Chodziłem do kościoła, bo rodzice mnie w tamtym czasie do tego przymuszali. Jednak dosyć szybko odpuścili, dzięki uprzejmości jednej starszej Pani, która donosiła, że ziewam, przysypiam i rozmawiam z kolegami w czasie mszy.Ogólnie byłem dzieckiem o dwóch twarzach. Cichy, spokojny i nieśmiały. Z tej strony znała mnie większość. Będąc na weselu jednego wujka, próbowano mi przełamać tą nieśmiałość. Namówili mnie, żebym zaśpiewał podczas przyjęcia. I takim o to sposobem, przed jakąś setka ludzi zaśpiewałem swój ulubiony w tamtym czasie utwór Bohdana Smolenia "Ani me, ani be, ani kukuryku". Niestety podobno do dziś istnieją kasety potwierdzające ten występ. Pamiętam, że chwilę po zejściu ze sceny do tańca próbowała mnie namówić panna młoda, jednak tu nieśmiałość już wzięła górę i uciekłem przed nią i schowałem się za rodzicami.
CZYTASZ
Zwykła autobiografia jakiegoś Wariata.
EspiritualHistoria prawdziwa. Badboy, zbuntowany przeciw całemu światu. Można by było rzec typowy wariat i wcale nie byłoby to kłamstwem. Zapraszam was do mojego świata, bez ściemy i naciągania. Tak wygląda życie z chorobą afektywną dwubiegunową.